Baca-Pogorzelska: Na Śląsku znowu zatrzęsło

13 stycznia 2020, 07:30 Energetyka

Niespokojny czwartek pod ziemią, ale i na powierzchni. Najpierw zakołysało w okolicach kopalni Knurów-Szczygłowice, a po godz. 23 w okolicach Budryka. Nikomu nic się nie stało. Jednak do podziemnych wstrząsów trzeba się przyzwyczaić, choć czynnych kopalń jest coraz mniej – pisze Karolina Baca-Pogorzelska, współpracownik BiznesAlert.pl.

Kopalnia Budryk / fot. Wikimedia Commons
Kopalnia Budryk / fot. Wikimedia Commons

Wstrząsy w Budryku

Jastrzębska Spółka Węglowa, do której należą obie kopalnie, odebrała już sporo telefonów od zaniepokojonych mieszkańców. – Do nas też dzwonią – mówił mi w nocy tuż po wstrząsie w Budryku dyspozytor Wyższego Urzędu Górniczego, gdy pytałam o podziemne wstrząsy w Budryku, w którym zresztą byłam na dole 12 godzin wcześniej. To ogromna kopalnia, która weszła właśnie w nowe złoże węgla. Po czwartkowym wstrząsie, którego siłę można by porównać do ok. 2,5 stopnia w skali Richtera (pracownicy działów tąpań wyjątkowo nie lubią tych porównań) z rejonu zagrożenia trzeba było wycofać 26 górników. – Tam trzęsie i często będzie trzęsło – słyszymy w JSW. Warto przypomnieć, że to właśnie w Budryku, najmłodszej kopalni w Polsce, mamy dziś najgłębszy węglowy poziom wydobywczy, czyli 1290 m. Ale to nie tam doszło do ostatniego kołysania.

W Knurowie-Szczygłowicach tego samego dnia, ale nieco wcześniej wstrząs był mocniejszy, ale też poniżej 3 stopni w skali Richtera. Około 30 osób przebywających w rejonie zdarzenia zostało bezpiecznie wycofanych.

W obu przypadkach nie doszło na szczęście do tąpnięcia, które może być skutkiem podziemnego wstrząsu, ale za to sąsiedzi obu kopalń odczuli skutki pracy górotworu na powierzchni.
Do takich zdarzeń może również dochodzić nawet w kopalniach, w których nie prowadzi się eksploatacji. Górotwór stale pracuje, a ten śląski przez setki lat fedrunku jest podziurawiony jak szwajcarski ser. Wyrobiska są monitorowane, jednak nie da się przewidzieć kiedy do takiego zdarzenia może dojść. Można za to obserwować kopalniane rejony i na tej podstawie ocenić rejony bardziej lub mniej narażone na to ryzyko. Im niższa klasa zagrożenia, tym prawdopodobieństwo wstrząsów jest mniejsze.

Profilaktyka zagrożeń w kopalniach

Z kopalniami jest trochę tak jak z trzęsieniami ziemi czy wybuchami wulkanów. Wiemy, w jakim miejscu istnieje zagrożenie, ale nikt nie jest w stanie przewidzieć daty czy godziny.
Da się jednak minimalizować ryzyko podziemnych wstrząsów – właśnie dzięki monitorowaniu rejonów potencjalnego ryzyka. Jednym ze sposobów profilaktyki takich zagrożeń jest praca działów tąpań w zakładach wydobywczych. To tam zapadają decyzje o tzw. strzelaniu rozprężającym, czyli użyciu ładunków wybuchowych umiejscowionych tak precyzyjnie, by zmniejszyć napięcie górotworu. Innym ze sposobów jest z kolei wykonywanie dziesiątek podziemnych odwiertów, dzięki którym na podstawie zwiercin można określić siłę naprężenia górotworu.

Podziemne wstrząsy na terenach, na których mamy do czynienia z eksploatacją surowców nie są niczym nadzwyczajnym. Tylko na Górnym Śląsku wystepuje ich rocznie nawet ponad tysiąc. Czasami jednak prowadzą do tragedii. Tak było m.in. w kopalni Zofiówka (również JSW) w maju 2018 roku. W wyniku wstrząsu, którego siła porównywana była do 3,4 stopni w skali Richtera doszło także do tąpnięcia, wskutek którego życie straciło pięciu górników.

Polska Agencja Prasowa podaje, że według danych Górnośląskiej Regionalnej Sieci Sejsmologicznej GIG, najsilniejsze notowane w ciągu minionych ponad 20 lat na Górnym Śląsku wstrząsy miały magnitudę rzędu 3,8 do 4 stopni. Najsilniejszy wstrząs związany z wpływem eksploatacji górniczej miał miejsce nie na Śląsku, ale w zagłębiu węgla brunatnego, w kopalni Bełchatów, gdzie został zanotowany wstrząs w 1980 roku.