W dobie pandemii koronawirusa w kopalniach pojawia się niewiele informacji poza liczbą zakażeń. Wiadomość o kłopotach prywatnej kopalni Silesia w Czechowicach-Dziedzicach jednak się przebiła – pisze Karolina Baca-Pogorzelska, współpracownik BiznesAlert.pl.
Problemy polskiego górnictwa
W połowie maja czeski koncern EPH, do którego od 10 lat należy zakład wydobywczy, potwierdził oficjalnie to, o czym „na mieście” mówiło się od dawna, czyli możliwość zamknięcia polskiego biznesu. Oczywiście nic jeszcze nie jest przesądzone, ale… Spółka przyznała wprost, że nie ma odzewu polskiego rządu na propozycje spotkań. Dlatego Czesi są gotowi wspierać kopalnię dalej, do końca przyszłego roku, pod pewnymi warunkami (m.in. wsparcie z tarczy antykryzysowej czy 10 procentowej obniżki płac 1700-osobowej załogi). Nie wiadomo co dalej, choć niewykluczone jest oddanie udziałów akcjonariuszom mniejszościowym albo Skarbowi Państwa – nawet z opcją umorzenia zadłużenia.
Szczerze? Gdybym przez 10 lat wpakowała w odkupione od państwa, podupadłe przedsiębiorstwo ponad 1,5 mld zł, a wpadałyby mi tylko kłody pod nogi w postaci na przykład utrudniania procesu koncesyjnego, zaś w pandemii koronawirusa nikt by nie rozmawiał ze mną o tym, jak czeska część załogi firmy może funkcjonować, to chyba też bym się wkurzyła.
Słyszałam wiele komentarzy na temat tego, że Czesi swoim stanowiskiem szantażują polski rząd, bo sobie nie radzą z tą kopalnią. Silesia jest trudnym zakładem pod względem geologicznym, to drugie co do wielkości po Janinie (Tauron Wydobycie) złoża węgla kamiennego w naszym kraju. Gdy 10 lat temu Silesia miała iść pod nóż EPH podejmujący się uratowania kopalni był rycerzem na białym koniu. Potem okazało się, że nie zaorał biznesu, inwestuje, ba, zwiększa wydajność – to nie, nie, tak być nie może, bo jak to prywaciarz pokaże, że w górnictwie się da a nie „nie da się”? I żeby była jasność – Czesi pod górkę mają nie tylko z obecnym rządem. Przed 2015 rokiem nie było im jakoś o wiele łatwiej mimo iż to poprzednia ekipa sprzedała im kopalnię. Kopalnię, która – co może mało kto pamięta – była częścią kopalni zespolonej Brzeszcze-Silesia po karkołomnych połączeniach za czasów Kompanii Węglowej. Zakład, choć teoretycznie zespolony, w ogóle nie był połączony, a oba ruchy znajdowały się nawet w dwóch województwach (bo Brzeszcze to małopolskie). Ale w końcu w polskim górnictwie nie ma przecież rzeczy niemożliwych…
Wróćmy jednak do obecnej sytuacji czechowickiego zakładu. Mimo inwestycji i przemodelowania biznesu oraz zwiększenia efektywności w przeliczeniu na jednego zatrudnionego (ok. 1000 ton na osobę w porównaniu do 600-700 w śląskich państwowych kopalniach) kopalni nigdy dotychczas nie udało się wypracować czystego zysku, który wróciłby do inwestora.
– Niestety połączenie niekorzystnych zmian na rynku węgla – związanych bezpośrednio ze wzrostem cen uprawnień do emisji CO2, a przybierających dramatycznie na sile w związku z rozprzestrzeniam się koronawirusa – ze wzrostem kosztów personalnych w ciągu ostatnich dwóch lat doprowadziło do sytuacji, gdzie pomimo ogromnych inwestycji i wsparcia inwestora, prowadzenie dalszych działań w PG Silesia jest ekonomicznie nieuzasadnione. Kierując się zasadami odpowiedzialności społecznej, większościowy udziałowiec jest jednak gotów, by pod pewnymi warunkami, zapewnić dalsze finansowanie przedsiębiorstwa. Pozwoli to uniknąć scenariusza szybkiego zamykania kopalni, co w finale skutkowałoby natychmiastowymi, grupowymi zwolnieniami pracowników. Takie rozwiązanie zapewni także dodatkowy czas na wypracowanie alternatywnych scenariuszy co do przyszłości PG Silesia – czytamy w komunikacie.
Jeśli miałabym się pokusić o analizę tego, co Czesi chcieli powiedzieć między wierszami, to niestety, ale czarno to widzę. Wiadomo, że polski rząd sprzedał tę kopalnię, by więcej nie zaprzątać sobie nią głowy, ale jej repolonizacja też jej raczej nie pomoże biorąc pod uwagę, że zmniejszamy wydobycie, potencjalni inwestorzy w nowe kopalnie od dawna są odsyłani z kwitkiem, a poza wszystkim polskie wydobycie jest po prostu bardzo drogie, dlatego cały czas mamy do czynienia z wysokim importem węgla kamiennego.
Silesia zagrała w moim przekonaniu uczciwie – chcąc uniknąć zwolnień grupowych i bardzo szybkiego zamknięcia kopalni, co skutkowałoby nagłym wzrostem bezrobocia na Podbeskidziu, gdzie kopalnia jest jednym z największych pracodawców. Zmniejszyłyby się również wpływy do budżetów lokalnych i państwa (ZUS z tego zakładu za ubiegły rok to 88 mln zł).
– PG Silesia zdecydowanie pchnęła do przodu standardy polskiego górnictwa. Dla wielu ekspertów i osób związanych z branżą stanowiła benchmark. Nasi górnicy od początku wyróżniali się swoim zaangażowaniem, wyznaczając jednocześnie nowe standardy jakości i efektywności pracy. Byłaby to ogromna strata, gdyby trzeba było przerwać działalność tej kopalni – mówi Jan Marinov, prezes kopalni.
Baca-Pogorzelska: Polski Węgiel, czyli nowa reforma górnictwa