KOMENTARZ
Wojciech Krzyczkowski,
WysokieNapiecie.pl
Rewolucja energetyczna po francusku jest coraz bliżej. Z atomem dalej na tronie, bo pogłoski o jego abdykacji we Francji są cokolwiek przedwczesne. O jakieś kilkadziesiąt lat.
Ustawa „o transformacji energetycznej dla zielonego wzrostu” wejdzie w życie w połowie 2015 r. – oświadczył premier Francji Manuel Valls, uruchamiając – jak przy każdej wzmiance o tej regulacji – falę opinii o „odchodzeniu” od atomu światowych prymusów w wykorzystaniu energii jądrowej.
Termin żadną nowością nie jest, projekt leży w parlamencie od zeszłego roku, a Francuzi spieszą się z jego przyjęciem, bo mają ambicje doprowadzenia do globalnego porozumienia klimatycznego na szczycie COP 21 jesienią w Paryżu. Uchwalenie własnych wiążących zobowiązań m.in. do redukcji emisji CO2 będzie argumentem w przekonywaniu innych państw do podobnych kroków.
Głównym źródłem opinii o odejściu Francji od atomu jest natomiast zapis w projekcie, głoszący, że za 10 lat już tylko połowa produkowanego we Francji prądu ma pochodzić z elektrowni jądrowych, podczas gdy w 2014 r. udział ten wyniósł 77 procent. Jednak jednocześnie nie zakłada się, by w 2025 r. francuskie reaktory wyprodukowały choć jedną kilowatogodzinę mniej niż dziś. Sprzeczności nie ma żadnej, po prostu jeden z zapisów głosi, że całkowita moc zainstalowana bloków jądrowych nie może przekraczać 63,2 GW. Czyli niemal dokładnie tyle, ile dziś – 63,13 GW. A ponieważ krajowe zużycie – i produkcja – energii mają rosnąć, to cała moc ponad limitem ma pochodzić ze źródeł innych niż jądrowe.
Jednak w odróżnieniu od Niemiec Francuzi nie przywiązują większej wagi do źródeł odnawialnych, wymienianych zazwyczaj w pierwszej kolejności – słońca i wiatru. Dziś z wiatraków pochodzi nieco ponad 3 procent energii elektrycznej, a z fotowoltaiki – 1,1 proc., czyli wielokrotnie mniej niż z elektrowni wodnych. Roczne subsydia do OZE sięgają 5 mld euro i nikt nie ma zamiaru płacić więcej – można usłyszeć zarówno od przedstawicieli francuskiej administracji, jak i biznesu. Wiatraki i panele możemy stawiać, ale tam gdzie są opłacalne, czyli nad morzem albo na słonecznym Południu, a nie wszędzie, jak to robią Niemcy – zgodnie przekonują nasi rozmówcy.
Ustawa nie wskazuje więc, że dodatkowa moc ma pochodzić ze źródeł odnawialnych, ale zakłada – zgodnie z celami polityki UE – obniżenie do 2030 r. emisji gazów cieplarnianych o 40 procent w stosunku do roku 1990. Tylko, że w odróżnieniu od innych krajów UE Francuzi będą szukać ograniczenia emisji poza energetyką, bo ta emituje bardzo niewiele. Z węgla powstaje zaledwie 1,5 proc. prądu, a z gazu – niecałe 3. Ponieważ przewiduje się np. 30-procentową redukcję zużycia paliw kopalnych do 2030 r. w stosunku do roku 2012, zmiany czekają głównie transport, np. poprzez rozpowszechnienie samochodów elektrycznych, ładowanych czystym prądem.
Ustawę o transformacji energetycznej premier Valls reklamuje jako najważniejszy dowód na reformatorskie działania swojego rządu. Jak to jednak z reformami bywa, niektóre związane z nimi decyzje będą przyprawiać rządzących o ból głowy.
Jeżeli prawo wprowadzi limit mocy z bloków jądrowych, to gdy wreszcie ruszy budowany we Flamanville EPR – reaktor najnowszej generacji o mocy 1600 MW, trzeba będzie wyłączyć któreś ze starszych i mniejszych reaktorów. Ubiegając się w 2012 r. o prezydenturę Francois Hollande próbował wykorzystać antyatomowe nastroje po awarii w Fukushimie. Bardziej „zielona” część francuskiej lewicy chciała w zamian za poparcie Hollande’a wymóc wyraźny krok w kierunku rezygnacji z atomu. Jednak tradycyjne zaplecze socjalistów nawet nie chciało o tym słyszeć, wystraszone perspektywą zwinięcia się jednej z nielicznych pozostałych we Francji gałęzi ciężkiego przemysłu. Po negocjacjach stanęło na obietnicy zamknięcia najstarszej, prześladowanej usterkami elektrowni Fessenheim.
Problem w tym, że państwowy w większości koncern EDF – odrabiając lekcję z Fukushimy – kosztem kilkudziesięciu milionów euro poważnie ją zmodernizował, przebudowując nawet fundamenty. Spełnienie obietnicy zamknięcia Fessenheim będzie oznaczało, że pieniądze te wyrzucono w błoto, więc decyzja nie będzie dla Hollande’a prosta.
Sama idea transformacji energetycznej też nie jest przyjmowana bezkrytycznie. Jednym z punktów wyjścia dla projektu ustawy był bowiem bardzo solidnie opracowany przez specjalny zespół raport „Energie 2050”. Gruntownie analizuje on przeróżne warianty rozwoju sytuacji, włącznie z radykalnymi pomysłami transformacji już nie tylko energetycznej, ale i społecznej, niemal na miarę Wielkiej Rewolucji 1789 r. Scenariusze w raporcie mają jedną wspólną konkluzję – że energia tak czy inaczej będzie coraz droższa i to właśnie budzi sprzeciw wielu środowisk.
Na razie jednak 58 francuskich reaktorów produkuje energię stosunkowo tanio, co potwierdził w 2012 r. specjalny raport Trybunału Obrachunkowego (specjalna instytucja kontroli finansowej). Wiek najstarszych zbliża się do 40 lat, na które opiewają ich licencje, ale EDF planuje starać się o ich przedłużenie do 60 lat. Doświadczenia z USA są pozytywne i jeżeli dozór jądrowy zgodzi się na wydłużenie pracy, na decyzję, co dalej, Francja dostanie jeszcze 20-30 lat. W czasie których atom może nie będzie już we francuskim sektorze energii monarchą absolutnym, ale będzie nim władał dalej