W swoim komentarzu na portalu Wyborcza.biz Andrzej Kublik zauważa, że Hans-Werner Sinn, szef wpływowego monachijskiego instytutu ekonomicznego Ifo ocenił, iż Niemcy nie mogą sobie pozwolić na politykę sankcji, ponieważ w związku z wdrażaniem reform systemu energetycznego są coraz bardziej skazani na dostawy rosyjskiego gazu.
– Tę zależność może pogłębić program rządu Niemiec, by do połowy wieku zwiększyć udział energii ze źródeł odnawialnych do 60 proc., z 10 proc. na początku tej dekady. Ma to ograniczyć emisję dwutlenku węgla o co najmniej 80 proc. W nowym rządzie Niemiec politycy SPD chcą zmniejszyć zużycie węgla, co ma sprzyjać używaniu gazu. Niemcy już teraz 40 proc. gazu sprowadzają z Rosji – pisze dziennikarz.
Kublik przypomina, że dwa lata temu pochodzący z Niemiec komisarz UE ds. energii Günther Oettinger ostrzegał, że forsowany przez Berlin program gwałtownego zwiększenia produkcji zielonej energii grozi zwiększeniem zależności Niemiec od Gazpromu, a sam koncern nazwał „nową Armią Czerwoną Putina”.
– Rząd Niemiec nie słucha takich ostrzeżeń. Przeciwnie, przyjął rolę adwokata interesów Rosji, która próbuje obalić europejskie przepisy trzeciego pakietu energetycznego chroniące przed gazowymi monopolistami – uważa Kublik. – Obawiam się, że taką politykę zrozumienia interesów Rosji będzie prowadzić rząd niemieckiej wielkiej koalicji stworzonej przez prawicę z socjaldemokracją. Wpływy w SPD zachował były lider tej partii Gerhard Schröder, który jako kanclerz Niemiec patronował umowie o Nord Stream. Potem z nominacji Gazpromu został szefem rady dyrektorów spółki, która ułożyła bałtycką rurę, korzystając z gwarancji finansowych przyznanych przez rząd Merkel.
Źródło: Wyborcza.biz