Kuczyński: Człowiek Putina czyści aparat bezpieczeństwa

8 marca 2017, 07:30 Bezpieczeństwo

Władimir Putin przebudowuje aparat bezpieczeństwa. Jedne służby osłabia, drugie wzmacnia, powołuje nowe. Wszystkie te decyzje łączy jedno: gdzie się da, wstawia bardziej zaufanych, lojalnych wobec niego personalnie oficerów. Cel jest jeden: wzmocnienie najważniejszego filaru reżimu. Zmiany nie omijają też Federalnej Służby Bezpieczeństwa – pisze Grzegorz Kuczyński, autor BiznesAlert.pl.

Uchodzi za najbardziej elitarną i najwierniejszą Putinowi formację bezpieki. Nie ma w Rosji drugiej tak dobrze wyposażonej, silnej kadrowo i dobrze finansowanej służby. Bywa porównywana do Secret Service czy BOR, ale tak naprawdę jej kompetencje są dużo większe. Nie przypadkiem liczy aż około 20 tysięcy funkcjonariuszy. Ochrania ważne obiekty państwowe, ważnych urzędników i rodziny tych na samym szczycie piramidy władzy. Ale ma też rozbudowane funkcje analityczne i, przede wszystkim, łączności specjalnej oraz wywiadu elektronicznego. Tym ostatnim przypomina amerykańską NSA. Najważniejszą częścią FSO jest – ciesząca się autonomią – Służba Bezpieczeństwa Prezydenta. To najlepsi z najlepszych, odpowiedzialni przede wszystkim za ochronę głowy państwa (choć część SBP ochrania też premiera).

FSO to dawny Główny Zarząd Ochrony (GUO), który po upadku ZSRR i rozwiązaniu KGB przejął funkcje, kadry i aktywa IX Zarządu Głównego Komitetu Bezpieczeństwa Państwowego. Za czasów Jelcyna zyskał na sile, także politycznej. To  zasługa ówczesnego wieloletniego szefa SBP, Aleksandra Korżakowa – pierwszego „goryla” prezydenta, zasłużenie nazywanego „prawą butelką Jelcyna”. W duecie z Michaiłem Barsukowem (dowódcą garnizonu Kremla, który pozostał wierny podczas starcia Jelcyna z parlamentem na jesieni 1993 i w nagrodę został w 1995 szefem FSB) oraz 1. wicepremierem Olegiem Soskowcem tworzyli tzw. partię wojny, która w połowie lat dziewięćdziesiątych trzęsła Rosją. Przegrali jednak w końcu ze stronnictwem oligarchów, popadli w niełaskę i zostali odsunięci od prezydenta. Służba na kilka lat straciła na znaczeniu, ale pozostawała kluczowa dla bezpieczeństwa głowy państwa. Dlatego jedną z pierwszych decyzji prezydenta Putina było postawienie na czele FSO Jewgienija Murowa (2000 r.) – znajomego z Sankt Petersburga, oficera FSB, a dawniej – od 1971 r. – KGB.

Przez następne szesnaście lat FSO i wchodząca w jej skład SBP (szef SBP jest jednocześnie 1. zastępcą szefa FSO) unikały tych wszystkich wstrząsów i czystek, jakie stały się udziałem właściwie wszystkich pozostałych służb specjalnych Rosji, od FSB po GRU. Ale rok temu Putin przystąpił do przebudowy aparatu bezpieczeństwa. W maju 2016 roku generał Murow podał się do dymisji (dostał ciepłą posadę w radzie nadzorczej koncernu Zarubieżnieft’). Oficjalnie powodem był wiek – 70-letni Murow w listopadzie miał osiągnąć górną granicę, jaką prawo przewiduje dla osób pełniących obowiązki na takich stanowiskach, jak szef FSO. W rzeczywistości Putin uznał, że skostniała FSO potrzebuje świeżej krwi. Wszak ma tworzyć, wraz z powołaną na wiosnę 2016 roku Gwardią Narodową, swoistą gwardię pretoriańską Putina. Lojalnego, ale starego i uwikłanego w stare układy Murowa, zastąpił wskazany przez prezydenta wierny i młodszy pułkownik Dmitrij Koczniew (od razu dostał awans na generała), dotychczas szef SBP. Na tym stanowisku zastąpił go inny wierny putinowiec: Aleksiej Rubieżnoj, były adiutant Putina.

Murow przygotowywał się od dawna do odejścia. Zdążył więc obsadzić wiele kluczowych stanowisk swoimi ludźmi. Putin nie zamierzał jednak się tym przejmować. Sygnałem, że „murowszczyzna” w FSO dobiegła końca była sama nominacja nowego szefa. Murow szykował bowiem na swego następcę Olega Klimentjewa, swojego zastępcę. Minęło kilka miesięcy, zanim Koczniew na tyle umocnił się na stanowisku, by zacząć sprzątać po poprzedniku.

W trzy miesiące zwolnił z aparatu centralnego FSO sześciu generałów bliskich Murowowi. O szczegóły czystki jest jednak trudno, bo to najbardziej tajemnicza służba rosyjska. Z kolejnej dymisji nowy szef postanowił jednak zrobić medialny spektakl – bo to ma być ostateczny upadek protegowanych Murowa w FSO. 25 listopada 216 roku do gabinetu naczelnika zarządu FSO w Północnokaukaskim Okręgu Federalnym, w Soczi, wtargnęła grupa funkcjonariuszy Służby Bezpieczeństwa Ekonomicznego FSB. Wyprowadzili skutego kajdankami generała Giennadija Łopyriewa. Przez 13 lat służby na Kaukazie Północnym Łopyriew zyskał reputację człowieka, który pomaga rozwiązać każdy problem związany z gruntami i budowami. Korupcji i nadużyciom sprzyja charakter służby – większość przetargów i decyzji finansowo-ekonomicznych FSO jest tajna. Popełnił błąd, dając zgodę na budowę ekskluzywnego apartamentowca w bliskim sąsiedztwie rezydencji prezydenckiej w Soczi. Ale oczywiście był to tylko pretekst by pozbyć się wpływowego generała uchodzącego za faworyta Murowa, na dodatek także wywodzącego się z Sankt Petersburga. Łopyriew usłyszał zarzuty przyjęcia łapówek o łącznej sumie 6,2 mln rubli. Sprawa jest rozwojowa – nie można wykluczyć, że Koczniew postanowił uczynić z generała kluczowego świadka oskarżenia przeciwko Murowowi. Lub przynajmniej grać tą kartą, by zniszczyć stare układy w FSO.

To konieczny warunek, by oczyścić i wzmocnić służbę, która pod rządami poprzedniego szefa (rekordzisty, jeśli chodzi o długość sprawowania takiego stanowiska w putinowskim państwie) skostniała, pogrążyła się w korupcji i uległa demoralizacji. Wspomniany Korżakow twierdzi, że za czasów Murowa normą stało się w FSO, że z każdego kontraktu zawartego z tą służbą zleceniobiorca musiał odprowadzić „prowizję” w wysokości co najmniej 10 proc. Pieniądze trafiały do kieszeni zaufanych współpracowników Murowa. Innym problemem, który musi rozwiązać Koczniew, jest niemal otwarta wrogość między ochroną Miedwiediewa a ochroną Putina.

Decyzjom nowego szefa FSO towarzyszą zmiany prawne, które dotkną służbę. Ma dojść do nowego podziału kompetencji. FSO skoncentruje się na zadaniach związanych z kierownictwem państwa, przekazując Gwardii Narodowej mniej znaczące obiekty. Służba stanie się bardziej elitarna i skoncentrowana na służeniu prezydentowi, a Gwardia zyska więcej uprawnień. Przy tym jednak pewne kompetencje, np. łączność specjalna (odziedziczona przez FSO jeszcze po FAPSI), dostanie się FSB. Nie oznacza to jednak osłabienia instytucjonalnego FSO (nie po to Putin wstawił to wiernego człowieka) – prezydent wniósł już bowiem do Dumy projekt ustawy znacząco rozszerzającej pełnomocnictwa Federalnej Służby Ochrony.

Dmitrij Koczniew urodził się 1 marca 1964 r. w Moskwie. Służbę zaczynał w 1984 r. w 5. Wydziale milicji ochrony obiektów wysokich organów władzy państwowej w MSW. W 2002 r. przeszedł z MSW do Zarządu Ochrony Osobistej FSO, zajmującego się ochroną oficjalnych zagranicznych delegacji i kierownictwa służby. Potem trafił do najbardziej elitarnej struktury: Służby Bezpieczeństwa Prezydenta. W grudniu 2015 r. został jej szefem. Szefem FSO został mianowany dekretem prezydenckim 26 maja 2016 r. Warto jeszcze dodać, że jego żona, Maria Miedwiediewa, zasiada w zarządzie największej rosyjskiej spółki petrochemicznej SIBUR.

Koczniew jest przykładem, że lojalność jest dziś najważniejszym kryterium, którym kieruje się Putin w polityce kadrowej. To właśnie ludzie z FSO zajmują kolejne wysokie stanowiska w państwie. Generał Wiktor Zołotow odszedł z fotela jej szefa już kilka lat temu. Do MSW, by przygotować proces przejęcia Wojsk Wewnętrznych – kilkusettysięcznej prawdziwej armii (struktura wojskowa, lotnictwo, broń ciężka), armii, której potencjalny wróg kryje się jednak w granicach Rosji. Putin chce się zabezpieczyć przed rewolucją. Dlatego na bazie Wojsk Wewnętrznych utworzył Gwardię Narodową, stawiając na jej czele właśnie Zołotowa, wieloletniego szefa ochrony, znajomego jeszcze z czasów petersburskich. Inny były oficer FSO szykowany był na szefa wywiadu wojskowego GRU. Aleksiej Diumin to dobry znajomy Putina – grywał nawet w hokeja w jednej drużynie z prezydentem. Osiągnął stanowisko wiceszefa SBP, ale i jemu Putin zlecił specjalną misję – wysłał go do ministerstwa obrony. Tam Diumin został wiceszefem resortu, należał do ścisłego kierownictwa operacji aneksji Krymu. Gdy w styczniu 2016 r. w niejasnych okolicznościach zmarł naczelnik GRU gen. Igor Sergun, rozgorzała walka o sukcesję. Tutaj generałowie i minister Siergiej Szojgu okazali się na tyle silni, że nie pozwolili Putinowi wstawić na stanowisko Diumina. W tej sytuacji ten wylądował – zapewne tymczasowo – na stanowisku gubernatora Tuły. Podobną drogę przeszedł były ochroniarz i adiutant Putina. Dmitrij Mironow został w 2014 roku oddelegowany do MSW, gdzie był wiceministrem. Latem 2016 roku został mianowany gubernatorem Jarosławia. Gubernatorem był też, choć tylko kilka miesięcy, inny „absolwent” FSO/ SBP, Jewgienij Ziniczew. Najpierw, w czerwcu 2015 r. został naczelnikiem obwodowego zarządu FSB w Kaliningradzie. Rok później awansował na gubernatora, by już w październiku 2016 roku pojawić się na Łubiance: został jednym z zastępców dyrektora FSB. Zapewne ma patrzeć na ręce Aleksandrowi Bortnikowowi. Być może z perspektywą zastąpienia go na tym stanowisku.