icon to english version of biznesalert
EN
Najważniejsze informacje dla biznesu
icon to english version of biznesalert
EN

Kurtyka: Pakiet katowicki to sukces COP24

Trzy lata temu w Paryżu wynegocjowano przyszłą umowę klimatyczną, ale to na szczycie klimatycznym w Katowicach musieliśmy zacząć ją operacyjnie, prawnie i technicznie wprowadzać w życie; bez sukcesu w Katowicach nie byłoby sukcesu Paryża – mówi wiceminister środowiska i prezydent COP24 Michał Kurtyka.

PAP: Pakiet Katowicki to skomplikowany i duży dokument mający ponad 150 stron. Czym on właściwie jest?

Michał Kurtyka: W Katowicach stworzyliśmy systemowe ramy prawne dla globalnej polityki klimatycznej od 2020 roku. Pakiet Katowicki to dokument, który konsumuje w sumie 20 decyzji, które były przygotowywane, negocjowane w siedmiu równoległych strumieniach. Poprosiłem, aby w każdym z tych strumieni za negocjacje odpowiedzialne były pary ministrów jeden z kraju rozwiniętego, drugi zaś z rozwijającego się. I tak za rozmowy dot. finansów odpowiadali przedstawiciele Niemiec i Egiptu; za adaptację z Gambii i Finlandii; za transparencję z Hiszpanii i RPA; za mitygację z Singapuru i Norwegii; za IPCC ze Szwecji i Kostaryki; za globalny przegląd (zobowiązań – PAP) z Wysp Marshalla i Luksemburga; za mechanizmy redukcji emisji z Chile i Nowej Zelandii.

Jakie są zatem najważniejsze elementy Pakietu Katowickiego?

Bardzo istotną częścią, wręcz fundamentalną jest kwestia sprawozdawczości – czyli transparentne przedstawienie efektów prowadzenia polityki klimatycznej przez konkretne państwa. Jeszcze rok temu niewielu było optymistów twierdzących, że tę kwestię uda się zamknąć w Katowicach. Trzy lata temu w Paryżu dyskusja dotycząca tego zagadnienia polegała na rozróżnieniu do czego państwa są zobowiązane, a co powinny one robić. Z prawnego puntu widzenia powinność jest dość miękka, dlatego niewątpliwym sukcesem Katowic jest wpisanie w wielu punktach zobowiązań państw. Kwestia sprawozdawczości jest też skonfrontowana z mniejszymi zdolnościami krajów rozwijających się – na samym początku będą miały one okres przejściowy na dostosowanie się do nowych przepisów. Z kolei państwa rozwinięte zobowiązały się do wsparcia krajów rozwijających się w tym zakresie poprzez m.in. zmobilizowanie środków na np. przystosowanie administracji. Dość szybko, bowiem system sprawozdawczości, ma się stać jednym spójnym systemem. Jest to kluczowe, bo ze świata Protokołu Kioto gdzie funkcjonowało rozróżnienie na państwa rozwinięte i rozwijające się przechodzimy do świata Katowic, gdzie nie będzie takiego podziału.

Podczas COP24 osiągnęliśmy też znaczący postęp w kwestiach finansowych. Raz na cztery lata kraje rozwijające się przedstawią swoje oczekiwania względem pozyskania wsparcia na przeciwdziałanie zmianom klimatu, zaś państwa rozwinięte co dwa lata będą ustalać, jakie są ich możliwości finansowe w tym zakresie. Państwa rozwijające się zobowiązały się także do raportowania tego, w jaki sposób wydawane są pozyskane na politykę klimatyczną środki. Na szczycie w Katowicach ustaliliśmy również, że rozpocznie się dyskusja nt. następnej kwoty, jaka zostanie zmobilizowana na politykę proklimatyczną od 2025 r. Przypomnę, że od roku 2020 ma być to minimum 100 mld dolarów rocznie.

Jednak wszystkich kwestii nie udało się rozstrzygnąć. W Pakiecie Katowickim nie ujęto m.in. sposobu realizacji art. 6 Porozumienia paryskiego. Przewiduje on m.in. dobrowolną współpracę państw przy wdrażaniu krajowych zobowiązań klimatycznych, tak by mogły być one bardziej ambitne. Zakłada też wprowadzenie nadzorowanego przez Konwencję Klimatyczną ONZ międzynarodowego mechanizmu rynkowego, który ma służyć promocji zrównoważonego rozwoju i ograniczaniu emisji oraz przyczyniać się do realnego osiągania celów określonych przez poszczególne kraje. Część przychodów z tego mechanizmu miałaby być przekazywana państwom rozwijającym się szczególnie narażonym na zmiany klimatu w celu pokrycia kosztów adaptacji. W kuluarach szczytu mówiono, że negocjacje w tej kwestii blokowała Brazylia. Chodziło m.in. o zapis, który stanowi, że redukcje wynikające z mechanizmu międzynarodowego nie mogą być wliczane do zobowiązań krajowych.

Rzeczywiście tej kwestii nie rozstrzygnęliśmy w katowickim porozumieniu, ale dyskusja na ten temat będzie kontynuowana za rok w Chile. Społeczność międzynarodowa będzie do niej lepiej przygotowana, ponieważ w 2019 roku państwa będą opracowywać bądź potwierdzać tzw. wkłady krajowe (zobowiązania klimatyczne), które zaczną obowiązywać od 2020 roku. Dzięki temu będziemy wiedzieli co mamy – gdzie pojawiają się nadwyżki emisji CO2, a gdzie jest deficyt w tym zakresie. Wówczas będzie to stanowić podstawę do budowy infrastruktury rynkowej, przestrzeni gdzie będzie można dokonywać handlu emisjami. Naszym zadaniem jako polskiej prezydencji, było to, by negocjacje pomiędzy różnymi tematami były zbalansowane. Gwarantowało to bowiem osiągnięcie kompromisu, który mógł być zawieszony na jak najwyższym poziomie. Jeżeli, któryś z tematów ciążył w dół, a tak było z art. 6, istniało duże zagrożenie, że wpłynie to na pozostałe kwestie, na co nie mogliśmy sobie pozwolić.

Organizacje ekologiczne zwracają uwagę, że Pakiet Katowicki jest za mało ambitny, że w dokumencie końcowym nie znalazło się „twarde” odniesienie do raportu IPCC. Naukowcy wskazali w nim, że dotychczasowe zobowiązania państw mogą nie wystarczyć, by zatrzymać globalne ocieplenie.

Zadaniem COP24 było stworzenie globalnego systemu. Natomiast to, w jaki sposób reguły te zostaną wypełniane celami, to zależy już od poszczególnych państw. Co do raportu IPCC, który stanowił wkład do dialogu Talanoa – powstało pewne nieporozumienie, że oczekuje się, iż Pakiet Katowicki skonsumuje jego tezy. Nie było takiej intencji stron. Nie było też konsensusu w tej sprawie – głosy w tej kwestii rozkładały się mniej więcej pół na pół. Żeby rozstrzygnąć kwestię IPCC, szczytowi w Katowicach musiałaby towarzyszyć równoległa konferencja, na której dyskutowano by wyłącznie o raporcie IPCC i podnoszeniu ambicji klimatycznych. Sprawa jest jednak wciąż otwarta i kwestie zawarte w raporcie będą poruszone m.in. w ramach wrześniowego szczytu sekretarza generalnego ONZ António Guterresa.

Czy uważa pan, że raport IPCC będzie miał wpływ na wkłady krajowe, będzie wymuszał ambitniejsze działania niż to robi Porozumienie paryskie z 2015 r.?

Na pewno tak. Raport stwarza większą presję na państwa niż Porozumienie z Paryża. Mówi ono o osiągnięciu neutralności klimatycznej, czyli o zrównoważeniu emisji z ich pochłanianiem w drugiej połowie obecnego stulecia, o ograniczeniu globalnego ocieplenia o 2 stopnie z próbą dojścia do 1,5 stopnia. Raport IPCC mówi nie tylko o celu 1,5 stopnia, jako obligatoryjnym zobowiązaniu, ale również o tym, że działania dążące do neutralności powinny znaleźć swoje ukoronowanie w 2050 roku, czyli znacznie wcześniej niż przewiduje Porozumienie paryskie. Raport IPCC na pewno będzie jednym z głównych elementów negocjacji klimatycznych w obecnym roku. Zresztą działania Unii Europejskiej już są na nim oparte, gdyż przedstawiona przez Komisję Europejską strategia, z hipotezą osiągnięcia neutralności klimatycznej całej UE w 2050 r., opiera się właśnie o ustalenia naukowców z IPCC.

Czy był jakiś najtrudniejszy moment w negocjacjach?

Z perspektywy czasu można mówić o trzech. Pierwszym była połowa szczytu w sobotę 8 grudnia, kiedy okazało się, że na poziomie technicznym zaawansowanie prac jest zdecydowanie mniejsze niż oczekiwaliśmy. Chciałem uruchomić prace ministrów, negocjacje polityczne od niedzieli, ale niestety dyskusje techniczne ugrzęzły. Na początku szczytu w Katowicach w projekcie Pakietu Katowickiego znajdowało się ponad 2 tys. punktów spornych, tzw. nawiasów. W połowie szczytu było ich ok. 600. Zdecydowaliśmy się dać trochę więcej czasu, by dociągnąć te negocjacje do końca. Kiedy usiedli do nich politycy, punktów spornych było już tylko ok. 100.

Drugim najtrudniejszym momentem było kiedy polska prezydencja przedstawiła kilka propozycji końcowego dokumentu, które dookreślały przyszły kompromis. Kluczowym dniem wówczas była noc z czwartku na piątek (13-14 grudnia) kiedy – zgodnie z polską tradycją parlamentaryzmu – zaproponowałem by przedyskutować je na sejmiku.

Historia pokazuje, że sejmik szlachecki groził liberum veto…

Chodziło mi o prowadzenie negocjacji w duchu pierwszych sejmików, gdzie liberum veto nie odgrywało tak destrukcyjnej roli jak było to później. Na początku, jeżeli nawet się ono pojawiało, to zmuszało ono do znalezienia kompromisu, nie zrywało ono sejmu. Tak też było w Katowicach, gdzie osiągnęliśmy globalny kompromis.

A trzeci moment?

Trzecim momentem były polityczne dyskusje z ostatniej chwili, w sobotę wieczorem (15 grudnia), praktycznie tuż przed zakończeniem szczytu. Dotyczyły one już nie meritum, a czystej polityki i politycznej kalkulacji czy niektórym państwom opłaca się poprzeć taki kompromis, jaki wypracowaliśmy w Katowicach.

Nieoficjalnie mówiło się o Turcji.

Nie będę wskazywać konkretnych państw. Dziś ważne jest to, że udało nam się wypracować porozumienie akceptowalne dla wszystkich stron.

Kiedy 15 grudnia późnym wieczorem rozpoczęła się wreszcie sesja plenarna, na której pan zaczął przedstawiać poszczególne części dokumentu końcowego szczytu w Katowicach, pytając strony o ewentualne sprzeciwy bądź zastrzeżenia, w pewnym monecie głos zabrał przedstawiciel Indii, który zgłosił zastrzeżenia, jednak od razu zastrzegł, że biorąc pod uwagę ducha obrad, nie będzie blokował przyjęcia dokumentów, a uwagi złoży później. Czy to było w „scenariuszu”?

Nie było tego scenariuszu zakończenia obrad. Przyznam szczerze, że kiedy delegat z Indii zgłosił chęć zabrania głosu, na chwilę zamarłem. Postawa Indii jak i wszystkich państw pokazuje jednak siłę globalnego konsensusu i odłożenia na bok partykularnych interesów.

Szczyt w Katowicach to początek polskiej prezydencji. Jakie są teraz pańskie priorytety?

Pierwszym celem jest promocja wyniku Katowic. Porozumienie, które wypracowaliśmy podczas COP24 jest dużym osiągnięciem. Trzy lata temu w Paryżu wynegocjowano przyszłą umowę klimatyczną, ale to w Katowicach musieliśmy zacząć ją operacyjnie, prawnie i technicznie wprowadzać w życie. Bez sukcesu w Katowicach nie byłoby sukcesu Paryża. Drugim zadaniem jest natomiast wsparcie przygotowania szczytu klimatycznego sekretarza generalnego ONZ. Trzecim priorytetem jest z kolei nawiązanie kontaktu z Chile i pomoc w przygotowaniu COP25 w tym państwie.

Polska Agencja Prasowa

Trzy lata temu w Paryżu wynegocjowano przyszłą umowę klimatyczną, ale to na szczycie klimatycznym w Katowicach musieliśmy zacząć ją operacyjnie, prawnie i technicznie wprowadzać w życie; bez sukcesu w Katowicach nie byłoby sukcesu Paryża – mówi wiceminister środowiska i prezydent COP24 Michał Kurtyka.

PAP: Pakiet Katowicki to skomplikowany i duży dokument mający ponad 150 stron. Czym on właściwie jest?

Michał Kurtyka: W Katowicach stworzyliśmy systemowe ramy prawne dla globalnej polityki klimatycznej od 2020 roku. Pakiet Katowicki to dokument, który konsumuje w sumie 20 decyzji, które były przygotowywane, negocjowane w siedmiu równoległych strumieniach. Poprosiłem, aby w każdym z tych strumieni za negocjacje odpowiedzialne były pary ministrów jeden z kraju rozwiniętego, drugi zaś z rozwijającego się. I tak za rozmowy dot. finansów odpowiadali przedstawiciele Niemiec i Egiptu; za adaptację z Gambii i Finlandii; za transparencję z Hiszpanii i RPA; za mitygację z Singapuru i Norwegii; za IPCC ze Szwecji i Kostaryki; za globalny przegląd (zobowiązań – PAP) z Wysp Marshalla i Luksemburga; za mechanizmy redukcji emisji z Chile i Nowej Zelandii.

Jakie są zatem najważniejsze elementy Pakietu Katowickiego?

Bardzo istotną częścią, wręcz fundamentalną jest kwestia sprawozdawczości – czyli transparentne przedstawienie efektów prowadzenia polityki klimatycznej przez konkretne państwa. Jeszcze rok temu niewielu było optymistów twierdzących, że tę kwestię uda się zamknąć w Katowicach. Trzy lata temu w Paryżu dyskusja dotycząca tego zagadnienia polegała na rozróżnieniu do czego państwa są zobowiązane, a co powinny one robić. Z prawnego puntu widzenia powinność jest dość miękka, dlatego niewątpliwym sukcesem Katowic jest wpisanie w wielu punktach zobowiązań państw. Kwestia sprawozdawczości jest też skonfrontowana z mniejszymi zdolnościami krajów rozwijających się – na samym początku będą miały one okres przejściowy na dostosowanie się do nowych przepisów. Z kolei państwa rozwinięte zobowiązały się do wsparcia krajów rozwijających się w tym zakresie poprzez m.in. zmobilizowanie środków na np. przystosowanie administracji. Dość szybko, bowiem system sprawozdawczości, ma się stać jednym spójnym systemem. Jest to kluczowe, bo ze świata Protokołu Kioto gdzie funkcjonowało rozróżnienie na państwa rozwinięte i rozwijające się przechodzimy do świata Katowic, gdzie nie będzie takiego podziału.

Podczas COP24 osiągnęliśmy też znaczący postęp w kwestiach finansowych. Raz na cztery lata kraje rozwijające się przedstawią swoje oczekiwania względem pozyskania wsparcia na przeciwdziałanie zmianom klimatu, zaś państwa rozwinięte co dwa lata będą ustalać, jakie są ich możliwości finansowe w tym zakresie. Państwa rozwijające się zobowiązały się także do raportowania tego, w jaki sposób wydawane są pozyskane na politykę klimatyczną środki. Na szczycie w Katowicach ustaliliśmy również, że rozpocznie się dyskusja nt. następnej kwoty, jaka zostanie zmobilizowana na politykę proklimatyczną od 2025 r. Przypomnę, że od roku 2020 ma być to minimum 100 mld dolarów rocznie.

Jednak wszystkich kwestii nie udało się rozstrzygnąć. W Pakiecie Katowickim nie ujęto m.in. sposobu realizacji art. 6 Porozumienia paryskiego. Przewiduje on m.in. dobrowolną współpracę państw przy wdrażaniu krajowych zobowiązań klimatycznych, tak by mogły być one bardziej ambitne. Zakłada też wprowadzenie nadzorowanego przez Konwencję Klimatyczną ONZ międzynarodowego mechanizmu rynkowego, który ma służyć promocji zrównoważonego rozwoju i ograniczaniu emisji oraz przyczyniać się do realnego osiągania celów określonych przez poszczególne kraje. Część przychodów z tego mechanizmu miałaby być przekazywana państwom rozwijającym się szczególnie narażonym na zmiany klimatu w celu pokrycia kosztów adaptacji. W kuluarach szczytu mówiono, że negocjacje w tej kwestii blokowała Brazylia. Chodziło m.in. o zapis, który stanowi, że redukcje wynikające z mechanizmu międzynarodowego nie mogą być wliczane do zobowiązań krajowych.

Rzeczywiście tej kwestii nie rozstrzygnęliśmy w katowickim porozumieniu, ale dyskusja na ten temat będzie kontynuowana za rok w Chile. Społeczność międzynarodowa będzie do niej lepiej przygotowana, ponieważ w 2019 roku państwa będą opracowywać bądź potwierdzać tzw. wkłady krajowe (zobowiązania klimatyczne), które zaczną obowiązywać od 2020 roku. Dzięki temu będziemy wiedzieli co mamy – gdzie pojawiają się nadwyżki emisji CO2, a gdzie jest deficyt w tym zakresie. Wówczas będzie to stanowić podstawę do budowy infrastruktury rynkowej, przestrzeni gdzie będzie można dokonywać handlu emisjami. Naszym zadaniem jako polskiej prezydencji, było to, by negocjacje pomiędzy różnymi tematami były zbalansowane. Gwarantowało to bowiem osiągnięcie kompromisu, który mógł być zawieszony na jak najwyższym poziomie. Jeżeli, któryś z tematów ciążył w dół, a tak było z art. 6, istniało duże zagrożenie, że wpłynie to na pozostałe kwestie, na co nie mogliśmy sobie pozwolić.

Organizacje ekologiczne zwracają uwagę, że Pakiet Katowicki jest za mało ambitny, że w dokumencie końcowym nie znalazło się „twarde” odniesienie do raportu IPCC. Naukowcy wskazali w nim, że dotychczasowe zobowiązania państw mogą nie wystarczyć, by zatrzymać globalne ocieplenie.

Zadaniem COP24 było stworzenie globalnego systemu. Natomiast to, w jaki sposób reguły te zostaną wypełniane celami, to zależy już od poszczególnych państw. Co do raportu IPCC, który stanowił wkład do dialogu Talanoa – powstało pewne nieporozumienie, że oczekuje się, iż Pakiet Katowicki skonsumuje jego tezy. Nie było takiej intencji stron. Nie było też konsensusu w tej sprawie – głosy w tej kwestii rozkładały się mniej więcej pół na pół. Żeby rozstrzygnąć kwestię IPCC, szczytowi w Katowicach musiałaby towarzyszyć równoległa konferencja, na której dyskutowano by wyłącznie o raporcie IPCC i podnoszeniu ambicji klimatycznych. Sprawa jest jednak wciąż otwarta i kwestie zawarte w raporcie będą poruszone m.in. w ramach wrześniowego szczytu sekretarza generalnego ONZ António Guterresa.

Czy uważa pan, że raport IPCC będzie miał wpływ na wkłady krajowe, będzie wymuszał ambitniejsze działania niż to robi Porozumienie paryskie z 2015 r.?

Na pewno tak. Raport stwarza większą presję na państwa niż Porozumienie z Paryża. Mówi ono o osiągnięciu neutralności klimatycznej, czyli o zrównoważeniu emisji z ich pochłanianiem w drugiej połowie obecnego stulecia, o ograniczeniu globalnego ocieplenia o 2 stopnie z próbą dojścia do 1,5 stopnia. Raport IPCC mówi nie tylko o celu 1,5 stopnia, jako obligatoryjnym zobowiązaniu, ale również o tym, że działania dążące do neutralności powinny znaleźć swoje ukoronowanie w 2050 roku, czyli znacznie wcześniej niż przewiduje Porozumienie paryskie. Raport IPCC na pewno będzie jednym z głównych elementów negocjacji klimatycznych w obecnym roku. Zresztą działania Unii Europejskiej już są na nim oparte, gdyż przedstawiona przez Komisję Europejską strategia, z hipotezą osiągnięcia neutralności klimatycznej całej UE w 2050 r., opiera się właśnie o ustalenia naukowców z IPCC.

Czy był jakiś najtrudniejszy moment w negocjacjach?

Z perspektywy czasu można mówić o trzech. Pierwszym była połowa szczytu w sobotę 8 grudnia, kiedy okazało się, że na poziomie technicznym zaawansowanie prac jest zdecydowanie mniejsze niż oczekiwaliśmy. Chciałem uruchomić prace ministrów, negocjacje polityczne od niedzieli, ale niestety dyskusje techniczne ugrzęzły. Na początku szczytu w Katowicach w projekcie Pakietu Katowickiego znajdowało się ponad 2 tys. punktów spornych, tzw. nawiasów. W połowie szczytu było ich ok. 600. Zdecydowaliśmy się dać trochę więcej czasu, by dociągnąć te negocjacje do końca. Kiedy usiedli do nich politycy, punktów spornych było już tylko ok. 100.

Drugim najtrudniejszym momentem było kiedy polska prezydencja przedstawiła kilka propozycji końcowego dokumentu, które dookreślały przyszły kompromis. Kluczowym dniem wówczas była noc z czwartku na piątek (13-14 grudnia) kiedy – zgodnie z polską tradycją parlamentaryzmu – zaproponowałem by przedyskutować je na sejmiku.

Historia pokazuje, że sejmik szlachecki groził liberum veto…

Chodziło mi o prowadzenie negocjacji w duchu pierwszych sejmików, gdzie liberum veto nie odgrywało tak destrukcyjnej roli jak było to później. Na początku, jeżeli nawet się ono pojawiało, to zmuszało ono do znalezienia kompromisu, nie zrywało ono sejmu. Tak też było w Katowicach, gdzie osiągnęliśmy globalny kompromis.

A trzeci moment?

Trzecim momentem były polityczne dyskusje z ostatniej chwili, w sobotę wieczorem (15 grudnia), praktycznie tuż przed zakończeniem szczytu. Dotyczyły one już nie meritum, a czystej polityki i politycznej kalkulacji czy niektórym państwom opłaca się poprzeć taki kompromis, jaki wypracowaliśmy w Katowicach.

Nieoficjalnie mówiło się o Turcji.

Nie będę wskazywać konkretnych państw. Dziś ważne jest to, że udało nam się wypracować porozumienie akceptowalne dla wszystkich stron.

Kiedy 15 grudnia późnym wieczorem rozpoczęła się wreszcie sesja plenarna, na której pan zaczął przedstawiać poszczególne części dokumentu końcowego szczytu w Katowicach, pytając strony o ewentualne sprzeciwy bądź zastrzeżenia, w pewnym monecie głos zabrał przedstawiciel Indii, który zgłosił zastrzeżenia, jednak od razu zastrzegł, że biorąc pod uwagę ducha obrad, nie będzie blokował przyjęcia dokumentów, a uwagi złoży później. Czy to było w „scenariuszu”?

Nie było tego scenariuszu zakończenia obrad. Przyznam szczerze, że kiedy delegat z Indii zgłosił chęć zabrania głosu, na chwilę zamarłem. Postawa Indii jak i wszystkich państw pokazuje jednak siłę globalnego konsensusu i odłożenia na bok partykularnych interesów.

Szczyt w Katowicach to początek polskiej prezydencji. Jakie są teraz pańskie priorytety?

Pierwszym celem jest promocja wyniku Katowic. Porozumienie, które wypracowaliśmy podczas COP24 jest dużym osiągnięciem. Trzy lata temu w Paryżu wynegocjowano przyszłą umowę klimatyczną, ale to w Katowicach musieliśmy zacząć ją operacyjnie, prawnie i technicznie wprowadzać w życie. Bez sukcesu w Katowicach nie byłoby sukcesu Paryża. Drugim zadaniem jest natomiast wsparcie przygotowania szczytu klimatycznego sekretarza generalnego ONZ. Trzecim priorytetem jest z kolei nawiązanie kontaktu z Chile i pomoc w przygotowaniu COP25 w tym państwie.

Polska Agencja Prasowa

Najnowsze artykuły