Jakie skutki przynosi źle przygotowana promocja widzimy na poziomie polityki antysmogowej coraz liczniejszych samorządów. Uchwały przybrały kształt uchwał antypiecowych czy antywęglowych. Kierując się dobrymi intencjami, ale nie znając dogłębnie problematyki, kolejne samorządy podejmują kolejne kroki. A smog wraca – pisze Andrzej Laskowski, współpracownik BiznesAlert.pl.
Załamanie rynku węgla sortymentów średnich i grubych w wyniku rosyjskiej agresji w Ukrainie skutkowało nagłym importem tego surowca z wielu kierunków międzynarodowych. Niestety jego parametry fizyko-chemiczne często odbiegają od oczekiwań konsumentów, ale – o zgrozo – także emisyjnie nie wpisują się w standardy czystości powietrza. Szczególne okoliczności zapewnienia ogrzewania na poziomie indywidualnych gospodarstw domowych potraktowano jako zło konieczne, jednocześnie odkładając na dalszy plan kwestie problemów ze smogiem. Bardziej skupiliśmy się na dostępności węgla na składach opałowych niż jakością powietrza, którym oddychamy. Po raz kolejny włączyło się myślenie kryterium mniejszego zła. Złośliwcy mówią „Głupi … po szkodzie”. A ja twierdzę „ I po szkodzie głupi”.
Mówienie o skali szkodliwości smogu to jak twierdzenie, „że słońce świeci”. Po co powtarzać kwestie oczywiste. Mówienie o sprawach oczywistych to truizm, a jeżeli nie prowadzi do skutecznych rozwiązań to gierka politruków, a nie działanie profesjonalistów. A właśnie z takimi działaniami mamy nagminnie do czynienia. Na to idą pieniądze i na tym skupiają się media. Ile można słuchać Alarmu Smogowego powtarzającego po raz milionowy o czterdziestu tysiącach Polaków umierających każdego roku przez smog, skoro odpowiedzią jest … wymień kopciucha na piec gazowy!!! Dobra reklama dla producentów takich pieców, ale skutek w zakresie poprawy czystości powietrza będzie marny. Przy 3,5 mln kopciuchów i rekordzie nowych instalacji takich pieców na poziomie kilkudziesięciu tysięcy rocznie to skutek przyjdzie za kilka dekad. W tym czasie umrze tylu naszych rodaków co liczy Warszawa. Opierając się na danych statystycznych instytucji rządowych, to w ciągu ostatnich lat (od 2015 roku) zdołaliśmy wymienić około pół miliona takich pieców. Przy czym w tych liczbach należy uwzględnić zarówno nowo instalowane piece eko-groszkowe V generacji jak i piece gazowe. Proces można nawet uznać za sukces, ale musimy pamiętać, że objął głównie zamożniejszą część społeczeństwa. Natomiast kopciuchy to głównie problem tej uboższej części, której na wymianę pieców po prostu nie stać. Co więcej ich użytkowników nawet nie stać na zakup „czystych” czyli nie dymiących nośników energii. Tymczasem kilkuletnia kampania Alarmu Smogowego skupiona na wymianie pieców z węglowych na gazowe istotnie uderzyła w program wymiany pieców. Ci, którzy dali się skusić gazem najdotkliwiej ze wszystkich odczuli podwyżki kosztów ogrzewania. Bo to gaz najbardziej zdrożał i koszt gigadżula ciepła z gazu jest najwyższy ze wszystkich nośników. Ciekawe, że po kilku latach oglądania w telewizji Pana z Bródką namawiającego do instalacji pieców gazowych, obecnie oglądamy tego samego Pana, ale nakłaniającego do pomp ciepła.
Chcąc zastąpić obecnie zużywany węgiel gazem ziemnym tylko w sektorze użytkowników domowych to zapotrzebowanie na gaz wzrośnie o nie mniej niż 8 mld m sześc. co przy obecnym zużyciu 20 mld m sześc. byłoby ponad możliwościami przesyłowymi naszej infrastruktury. Tym bardziej, że przesył dotyczyłby krótkich okresów zimy i tylko przy bardzo niskich temperaturach. To wówczas zużycie gazu rośnie kilkukrotnie przez okres tylko kilku tygodni. System przesyłowy tego nie wytrzyma. Załóżmy, że rozbudujemy systemy przesyłowe. Ich koszt bieżącego utrzymania wzrośnie w skali całego roku, a będzie wykorzystywany tylko kilka tygodni w roku. Czy korzystający z gazu są gotowi pokryć wyższe opłaty przesyłowe stałe i zmienne? Dlaczego Alarm Smogowy nie bierze takich faktów pod uwagę?
Dlaczego propagatorzy wymiany pieców na gazowe nawet się nie zająkną o bezpieczeństwie gazowym. Słynny Gazoport to tylko 5 mld m sześc., a po rozbudowie 7,5 mld m sześc. A tak się dziwnie składa, że większość złóż gazu na świecie jest pod kontrolą różnych dyktatur o wybujałym ego. Wielu ma krew na rękach. Szantaż gazowy to ich modus operandi. Sugerowałbym, więc ekspertom Alarmu Smogowego, aby powiedzieli nam i opinii publicznej jak zamierzają zbudować bezpieczeństwo dostaw gazu i to w cenach akceptowalnych dla większości społeczeństwa, a nie dla wąskich elit.Przecież każdy z nas chce jeździć super bezpiecznym samochodem, ale niewielu stać na auto za pół miliona złotych. Strach pomyśleć gdyby jakiś nawiedzony działacz motoryzacyjny chciał w ten sposób podnieść bezpieczeństwo ruchu na naszych drogach poprzez nałożenie obowiązku korzystania tylko z takich samochodów.
Jednak Alarm Smogowy zmienił ostatnio retorykę i nakłania nas do instalacji pomp cieplnych. Ciekawe rozwiązanie i na pewno przyszłościowe. Jednak wejdźmy w szczegóły. Sama pompa to wydatek kilkudziesięciu tysięcy złotych dla obiektu wielkości domku jednorodzinnego. Ale koszty dodatkowe jak instalacja, podłączenie do źródła (GOC – Geotermalny Ośrodek Ciepła) podnoszą koszty inwestycyjne dla takiego domku do 120 – 160 tysięcy złotych. Ilu naszych rodaków na to stać? Ponadto zapewnienie cyrkulacji obiegu wody wymaga energii elektrycznej. Jeżeli wierzyć analitykom to wdrożenie pomp cieplnych w 3 mln gospodarstw domowych wymagałoby ok. 8 GW (8000 MW) dyspozycyjnej mocy energii elektrycznej w skali kraju. Jak zbudować taką rezerwę mocy? Jaka jest geografia dyslokacji GOC, aby sięgnąć po ich zasoby? Jaki jest realny rezerwuar cieplny naszych GOC-ów? W tych kwestiach propagatorzy milczą.
Nie zapominajmy także o cenach innych nośników energii. Narzekamy na wzrost cen węgla. A o ile wzrosły ceny gazu, który i tak był drogi?Nawet po podwyżkach GJ ciepła z węgla jest dwu -, trzykrotnie niższy od tego z gazu ziemnego. I to jest główna przyczyna dlaczego węgiel, pomimo smogu, jest postrzegany łaskawym okiem przez konsumentów. I dopóki ekologia nie poda ręki ekonomii to wszelkie pomysły Alarmu Smogowego będą tylko głosem wołającego na puszczy.
Tymczasem ciepłownie jak w amoku chcą instalować silniki gazowe do produkcji ciepła i energii elektrycznej. Wymówką są koszty emisji CO2. Ale nawet ten koszt nie skompensuje cen drogiego gazu. Sama koncepcja jest ekonomicznie poza możliwościami finansowymi połowy odbiorców. A mimo to ciepłownie składają wnioski do funduszy na takie projekty!I – o zgrozo – otrzymują finansowanie! Za kilka lat będą narzekać na niepłacących dłużników. Tylko dlaczego odbiorca ciepła ma płacić za chore pomysły zarządów ciepłowni!?Myśleć należy przed, a nie po decyzji. Ciepłownia nie potrafi przejść na odgazowanie biomasy czy węgla na karbonizat, ale spali drogi gaz. Niech, więc członkowie zarządów i rad nadzorczych zapłacą ze swoich wypasionych pensji za decyzje, które podjęli, a nie odbiorcy ciepła niemający nic do powiedzenia.
Gdzie szukać rozwiązań? Karbonizaty! Zamiast przebudowywać całe sektory jak górnictwo, ciepłownictwo, magazynowanie i przesył gazu i wiele innych, to wystarczy niewielka w sumie modernizacja istniejących ciepłowni.To proste instalacje do odgazowania węgla i biomas dają ciepło o mniejszej emisji niż gaz ziemny. W przeliczeniu na GJ gaz ziemny emituje ok. 55 kg CO2 podczas, gdy syngaz 47 kg. A biomasa jest zero emisyjna. Przy odgazowaniu tony węgla kamiennego uzyskujemy ok. 7,5 GJ ciepła sieciowego. Co przy obecnych cenach 60-120 zł/GJ jest przychodem bardzo opłacalnym. Przy gazie ziemnym utrzymanie takiej ceny jest w sferze marzeń. Z kolei karbonizat po zbrykietowaniu to węgiel bezdymny w cenie równej lub bliskiej tradycyjnemu węglowi używanemu w gospodarstwach domowych.
Zbrykietowany karbonizat to SF (Smokelees Fuel – paliwo bezdymne) i jako taki użyty w piecach domowych rozwiąże problem smogu. I wymiana pieców węglowych nie będzie konieczna.Jaki jest, więc sens wydania dziesiątek miliardów złotych na wymianę 3 mln pieców skoro za ułamek tej kwoty można wznieść instalacje do produkcji węgla bezdymnego. Modernizacja jednej ciepłowni to kwota 30-40 mln złotych, a jej produkcja zaspokoi potrzeby dwóch, trzech powiatów. Jednocześnie chronimy się przed smogiem oraz chronimy klimat mniejszą emisją gazów cieplarnianych. Użytkownicy palą nie powodując smogu, ciepło jest dużo tańsze, a bezpieczeństwo zapewniają krajowe kopalnie.
Jakie skutki przynosi źle przygotowana promocja widzimy na poziomie polityki antysmogowej coraz liczniejszych samorządów. Uchwały antysmogowe przybrały kształt uchwał antypiecowych czy antywęglowych. Kierując się dobrymi intencjami, ale nie znając dogłębnie problematyki kolejne samorządy podejmują uchwały. Węgiel stop. Ciekawe, że nigdzie nie podają takie słowa jak clean coal, smokelees fuel, karbonizaty, węgle bezdymne.
Dobrym przykładem jest Kraków. Siedziba tak szacownych uczelni jak AGH, Uniwersytet Jagielloński, Politechnika Krakowska, a nikt nie zapytał nawet czy węgiel bezdymny rozwiązałby problem smogu. Inicjatywę przejęli ekolodzy i wymusili to co najprostsze. Zakaz po zakazie i zakazem pogania. A smog wraca. Dlatego sugeruję innym samorządom, aby nie powtarzali tego błędu, bo jak głosi przysłowie: papier przyjmie wszystko. Jak już wysłuchacie ekologów to posłuchajcie też specjalistów.
Natomiast aktywistom Alarmu Smogowego – których cenię za zaangażowanie i wzniosły cel – polecam prostą mądrość. To nie piece czy kominy dymią, ale to co się w nich pali. Skoro Brytyjczycy uruchomili największą produkcję SF w Europie i rozwiązali problem smogu to my także możemy to zrobić. Bo ewolucja jest lepsza od rewolucji. Dlatego skończmy z propagandowymi opowieściami o piecach gazowych, pompach ciepła i tym podobnych ideach fix. W makroskali najlepiej jest wdrażać to co sprawdziło się u innych. Wystarczy skupić się na dostosowaniu do naszych krajowych warunków.
Wirtualne płuca będą odzwierciedlać konsekwencje smogu. Rusza nowa kampania PAS