– To był wyreżyserowany spektakl poparcia dla obecnej ekipy rządzącej. To co zostało zrobione w ciągu ostatniego roku, a zwłaszcza po powrocie Aleksieja Nawalnego do Rosji, czyli wyeliminowanie jakichkolwiek alternatyw, a nawet usuwanie inaczej myślących Rosjan, było na porządku dziennym – mówi dr hab. Agnieszka Legucka z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych w rozmowie z BiznesAlert.pl.
BiznesAlert.pl: Jesteśmy po wyborach do rosyjskiej Dumy. Jak ocenia Pani ich przebieg?
Dr hab. Agnieszka Legucka: Wybory przeprowadzono zgodnie ze schematem władz rosyjskich. Jeszcze w czasie kampanii wyborczej wypłynęły informacje o tym jakoby celem nadrzędnym było osiągnięcie 45 procentowego poparcia dla rządzącej partii Jedna Rosja przy 45 procentowej frekwencji. I te założenia osiągnięto z nawiązką, bo finalnie Jedna Rosja zdobyła niespełna 50 procent głosów przy frekwencji przekraczającej 51 procent. Cel wizerunkowy został zatem osiągnięty i to jest taktyczny sukces nie samej partii, ale całego teamu Władimira Putina dlatego, że do kampanii wyborczej zaangażowano najbardziej znane nazwiska, które cieszą się, nazwijmy to autorytetem wśród Rosjan, czyli m.in ministra Obrony Siergieja Szojgu, czy szefa dyplomacji Siergieja Ławrowa. Wybory w Rosji są okazją do legitymizacji działań władzy, i to osiągnięto pomimo tego, iż antyzachodni zwrot, który realizowany jest w Rosji od kilku lat nie znajduje szerokiego, społecznego poparcia. Według badań Centrum im. Jurija Lewady z kwietnia bieżącego roku, Rosjanie w większości chcieliby postrzegać Zachód jako sprzymierzeńca, a nie wroga. Nie jest to jednak w interesie władzy rosyjskiej, dla niej korzystniejsze jest budowanie syndromu „oblężonej twierdzy”. Ten stan gwarantuje utrzymanie władzy przez establishment skupiony wokół Putina.
Jak przebiegała sama kampania wyborcza? Można odnieść wrażenie, że nawet jak na rosyjskie standardy była ona dość brudna i mało demokratyczna.
Tego co obserwowaliśmy przed głosowaniem nie można było nazwać kampanią wyborczą. To był wyreżyserowany spektakl poparcia dla obecnej ekipy rządzącej. To co zrobiono w ciągu ostatniego roku, a zwłaszcza po powrocie Aleksieja Nawalnego do Rosji, czyli wyeliminowanie jakichkolwiek alternatyw, a nawet usuwanie inaczej myślących Rosjan było na porządku dziennym. Przyjęto różnego rodzaju ograniczenia administracyjne i prawne, aby ograniczyć prawa wyborcze obywateli. Większość osób pozbawionych biernego prawa wyborczego to osoby posiadające drugie obywatelstwo lub zezwolenie na pobyt za granicą. Ponadto wielu Rosjan została pozbawiona możliwości wyboru ze względu na przeszłość kryminalną – osoby skazane na podstawie 417 artykułów kryminalnych nie mogły brać udziału w wyborach.Według danych ruchu obywatelskiego „Gołos”, mogło to dotyczyć nawet 9 mln rosyjskich obywateli, które zostały zidentyfikowane jako mogących nie zagłosować na Jedną Rosję. Wielu współpracowników Nawalnego zostało zmuszonych do opuszczenia Rosji, sam Nawalny siedzi w łagrze i też nie miał możliwości głosowania, bo ma wyrok.
Dodatkowo, ministerstwo sprawiedliwości Rosji rozpoczęło masowo przyznawać status „zagranicznego agenta” m.in niezależnej telewizji Dożdż, czy agencji Meduza, co ogranicza ich działalność. Media te tracą możliwość pozyskania reklamodawców, co staje się problematyczne dla nich. Ci, którzy chcą ich finansować obawiają się, że przy okazji następnych wyborów nie będą mieli możliwości oddania głosu. To na pewno nie były uczciwe wybory, nie dawały realnej alternatywy. Te partie, które weszły do Dumy, poza rządową Jedną Rosją to koncesjonowana opozycja.
Tutaj negatywną rolę odegrały również zachodnie koncerny z Googlem i Applem na czele…
Tak, to jest kompromitacja. W moim przekonaniu, nawet jeżeli te korporacje podlegające dużej presji ze strony władz rosyjskich, które nakładały wysokie kary pieniężne, to mogły one w jakiś sposób ostrzec wcześniej opozycję, że będą zmuszone zamknąć aplikacje „mądrego głosowania” stworzone przez zespół Nawalnego. Aplikacja miała pomóc Rosjanom w wyborze kandydata, który nie był z partii władzy. Tymczasem aplikacje funkcjonowały do pierwszego dnia wyborów, po czym zostały wycofane ze sklepów Gooogla czy Appla, a potem dołączył się Telegram. To spowodowało, że w czasie wyborów nie dało się z nich skorzystać i były bezużyteczne.
Jak wyglądały fałszerstwa wyborcze? Jak ten proceder wyglądał przy okazji tych wyborów?
Przede wszystkim, stworzono warunki, aby te fałszerstwa mogły mieć miejsce. Trzydniowe głosowanie, a przede wszystkim głosowanie elektroniczne, które w założeniu ma być podstawowym sposobem głosowania w Rosji w przyszłości daje ogromne pole do manipulacji wynikami. Przykład Moskwy pokazuje, że po zliczeniu głosów tradycyjnych wyjętych z urn, dużo głosów dostali komuniści, jednak po podliczeniu elektronicznego głosowania, Moskwa została przejęta w całości przez Jedną Rosję. W związku z tym, partia komunistyczna nie uznała wyników wyborów w stolicy, co w moim przekonaniu jest prowokacją ze strony władz. Chodzi o przekierowanie wentylu niezadowolenia, o stworzenie poduszki powietrznej do protestów skoncentrowanych w dużych miastach. To pozwoli wyłapać ewentualnych niechętnych władzy. Takim najbardziej wyrazistym przykładem manipulacji może być kraj chabarowski na Dalekim Wschodzie Rosji, gdzie w zeszłym roku trwały wielomiesięczne protesty przeciwko posadzeniu do więzienia ówczesnego gubernatora Siergieja Furgala. W kraju tym wygrali komuniści, jednak przepchnięto tam nowego gubernatora, którym był tzw. „spadochorniarz” – Michaił Diegtariow. To pokazuje, że skoro w wyborach parlamentarnych wygrali komuniści, a w wyborach na gubernatora wygrywa człowiek przysłany z Kremla, przeciwko któremu protestowano, to coś było nie tak.
Na północny jest mniejszy poziom oszustw, najbardziej tradycyjnym obszarem fałszowania głosów jest Kaukaz, gdzie przoduje Czeczenia pod wodzą Ramzana Kadyrowa, który sam zdobył niemal 100 procent głosów.
Rozmawiał Mariusz Marszałkowski
Żaryn: Rosji zależy na tym, by Polska była uzależniona od rosyjskiej energii