icon to english version of biznesalert
EN
Najważniejsze informacje dla biznesu
icon to english version of biznesalert
EN

Lipka: OZE i węgiel to krótkowzroczny plan transformacji energetycznej

Energetyka, krwiobieg polskiej gospodarki, obecnie bardzo chora, nie spełniająca swoich zadań. Z monstrualnie dużą dominacją jednego surowca, osiągniętą sztucznymi politycznymi decyzjami. W powolny, ślamazarny sposób jedynie zmieniająca swoją strukturę, wyłącznie w oparciu o niestabilne źródła słoneczne i wiatrowe. Rzeczywistość pokazuje dobitnie, że budowa tylko takich źródeł energii, i próba zastępowania nimi węgla nie powiedzie się w sposób trwały – pisze Jerzy Lipka, przewodniczący Obywatelskiego Ruchu na Rzecz Energetyki Jądrowej.

Można sobie zadać podstawowe, filozoficzne pytanie, jeśli chodzi o konflikt interesu między jednostką a państwem i społeczeństwem. Jak daleko można się posunąć w imię interesu indywidualnego, tzw prywaty, aby zablokować rozwojowe aspiracje kraju? Tradycje XVIII wiecznej anarchii z czasów saskich mówią, że jednostka może te aspiracje blokować w sposób nieograniczony.

Bez żadnych granic, to znaczy, aż do całkowitej zagłady organizmu państwowego. Podobna filozofia miała miejsce jedynie w I Rzeczpospolitej przedrozbiorowej, ale absolutnie nie w innych krajach europejskich. Tam wolność jednostki ograniczona była ściśle interesem państwowym, w praktyce nie można było zatrzymać czegoś, o czym monarcha, czy jego administracja zdecydowali, że jest konieczne. Wolność jednostki była więc dużo bardziej ograniczona w państwowym porządku prawnym. Oczywiście nieograniczone prawa blokowania w nieskończoność w Rzeczpospolitej miała tylko klasa uprzywilejowana, a więc szlachta i magnateria. Jakie były jednak praktyczne rezultaty takiej sytuacji, czyli istnienia „złotej wolności” w Rzeczpospolitej i braku siły sprawczej państwa, wobec bytów sąsiednich, gdzie takiej „wolności” po prostu nie było? Oczywiście stagnacja, systematyczne osłabianie kraju, zewnętrzna ingerencja, wreszcie całkowita jego zagłada i trwająca ponad wiek niewola.

Trzeba jednak pamiętać, że nasi przodkowie widząc upadek kraju, rabunek naszych ziem przez silniejszych sąsiadów, ograniczyli tę niczym wcześniej nieskrępowaną „złotą wolność” wprowadzając większe uprawnienia dla państwa w Konstytucji 3 maja. Przynajmniej pod koniec istnienia Rzeczpospolitej.

Jakie ma to jednak przełożenie na czasy dzisiejsze? Bardzo duże, mimo przemian społecznych, cywilizacyjnych i technicznych, a także kulturowych, które się od tego czasu dokonały. Pewne bowiem mechanizmy destrukcyjne pozostały te same. Wyobraźmy sobie choćby budowę dróg. Na pewno każdy słyszał o konfliktach związanych z zablokowaniem budowy, czasami na długie lata. Tak było w przypadku choćby słynnej Zakopianki, ale nie tylko. Procedury prawne i odwołania ślimaczyły się, a drogi jak nie było, tak nie ma. Inny przykład, gdy nie można było w żaden sposób wykupić małego kawałka gruntu, potrzebnego do poszerzenia ulicy Powstańców Śląskich na warszawskim Bemowie, przez co droga ta u wylotu niemal kuriozalnie zwężała się do jednego pasa ruchu, co było przyczyną wielu wypadków i stłuczek.  W końcu administracja państwowa, widząc że program budowy dróg załamuje się, i nie ma szans powodzenia, odebrała część uprawnień do oprotestowywania inwestycji tzw Specustawą Drogową. Tylko i wyłącznie dzięki takiemu „ograniczeniu wolności jednostki” możemy dziś jeździć po drogach ekspresowych i autostradach, a nie dziurawych, jedno-jezdniowych konstrukcjach drogo-podobnych rodem z głębokiego PRL.

Wreszcie energetyka, krwiobieg polskiej gospodarki, obecnie bardzo chora, nie spełniająca swoich zadań. Z monstrualnie dużą dominacją jednego surowca, osiągniętą sztucznymi politycznymi decyzjami. W powolny, ślamazarny sposób jedynie zmieniająca swoją strukturę, wyłącznie w oparciu o niestabilne źródła słoneczne i wiatrowe. Żeby była jasność, nie jestem przeciwnikiem ich rozwoju, ale realna rzeczywistość pokazuje dobitnie, że budowa tylko takich źródeł energii, i próba zastępowania nimi węgla nie powiedzie się w sposób trwały. W roku 2021 Polska z hukiem i łomotem wróciła do spalania węgla (76 procentowy udział w produkcji rocznej energii elektrycznej), mimo osiągnięcia już 14 GW mocy w energetyce solarnej i wiatrowej, a 15,7 GW całego OZE, przy maksymalnym szczycie zapotrzebowania na poziomie 27,6 GW.. Dzieje się tak bardzo wysokim kosztem, bo za emisję CO2 płacić trzeba już rekordowe sumy 100 euro/tonę. Razem z gwałtownym wzrostem cen gazu ziemnego na światowych rynkach, surowca bardzo podatnego na polityczne manipulacje, odpowiada to w lwiej części za dużą inflację i niespotykaną drożyznę. To nie daje szans Polsce w światowej konkurencji, a jeśli chcemy pozostać w UE, a z badania opinii publicznej widać, że większość społeczeństwa chce w niej pozostać, to jedynym wyjściem jest rozwój innych niż OZE, stabilnych źródeł energii nie opartych na procesie spalania. Takim jest energetyka jądrowa, co do rozwoju której polskie rządy miały wyjątkowo duże opory, będąc pod przemożnym wpływem lobbystów i grup interesu. Wreszcie jednak się zdecydowano, wyznaczając lokalizację najlepszą z możliwych, w rejonie nadmorskim w Choczewie, gdzie dziś energii brakuje, a woda morska zapewniając chłodzenie zmniejsza nieco koszt inwestycji, o dobre miliard złotych – brak chłodni kominowej. Ponadto lokalizacja umożliwia transport drogą morską najcięższych elementów, a sama budowa elektrowni zapewnia na miejscu pracę w rejonach dużego bezrobocia. I daje znaczne podatki do gminnej kasy, nie niszcząc środowiska naturalnego, bo elektrownia jądrowa zanieczyszczeń nie emituje.

Mimo to znaleźli się ludzie, którzy w imię swoich prywatnych interesów, tak jak oni je artykułują, gotowi są blokować bardzo potrzebną krajowi jądrową inwestycję. Skutki takiego zablokowania byłyby bardzo długofalowe i wręcz tragiczne dla naszego kraju, podobnie zresztą, jak miało to miejsce w przypadku likwidacji Żarnowca. Skazywałyby nas na długotrwałą dominację węgla, w coraz większym stopniu importowanego, oraz gazu, importowanego niemal w całości. Choć ludzie ci powołują się na prawo własności, sami go absolutnie nie szanują. Elektrownia jądrowa umiejscowiona miałaby być bowiem na gruntach państwowych, bez wywłaszczeń. A nawet nie w bezpośrednim sąsiedztwie ich domów. Również argumenty i przykłady współistnienia na świecie tego typu obiektów obok kurortów wypoczynkowych masowo odwiedzanych przez turystów, nie robią na nich wrażenia. Powtarzają jak mantrę wykutą przez siebie tezę, że „inwestycja zagraża turystyce”. Nie potrafią przy tym podać ani jednego przykładu na świecie, gdzie elektrownia jądrowa w istocie odebrałaby walory turystyczne danemu obszarowi.

Państwo musi sobie umieć radzić z tego typu destrukcją, inaczej czeka go upadek. Specustawa w przypadku energetyki jądrowej, odbierająca możliwości blokowania inwestycji jest konieczna. Sytuacja bowiem nie dotyczy zapewne samego tylko Choczewa, ale dziesiątków innych miejsc w Polsce także. Idąc tym tropem myślenia w zasadzie żadne miejsce w naszym kraju nie byłoby dobre dla elektrowni jądrowej, bo stale znajdywano by jakieś te czy inne przeszkody. Ale nie tylko Państwo Polskie, również nastawieni pro-państwowo obywatele nie powinni w tej sytuacji milczeć i „chować ogon pod siebie”, ponieważ prywata i anarchia nie powinny być w Polsce tolerowane. Powinniśmy się wreszcie czegoś nauczyć z naszej niezbyt chlubnej historii czasów saskich.

#NapiszDoBA: Czy Polska powinna postawić na atom?

Energetyka, krwiobieg polskiej gospodarki, obecnie bardzo chora, nie spełniająca swoich zadań. Z monstrualnie dużą dominacją jednego surowca, osiągniętą sztucznymi politycznymi decyzjami. W powolny, ślamazarny sposób jedynie zmieniająca swoją strukturę, wyłącznie w oparciu o niestabilne źródła słoneczne i wiatrowe. Rzeczywistość pokazuje dobitnie, że budowa tylko takich źródeł energii, i próba zastępowania nimi węgla nie powiedzie się w sposób trwały – pisze Jerzy Lipka, przewodniczący Obywatelskiego Ruchu na Rzecz Energetyki Jądrowej.

Można sobie zadać podstawowe, filozoficzne pytanie, jeśli chodzi o konflikt interesu między jednostką a państwem i społeczeństwem. Jak daleko można się posunąć w imię interesu indywidualnego, tzw prywaty, aby zablokować rozwojowe aspiracje kraju? Tradycje XVIII wiecznej anarchii z czasów saskich mówią, że jednostka może te aspiracje blokować w sposób nieograniczony.

Bez żadnych granic, to znaczy, aż do całkowitej zagłady organizmu państwowego. Podobna filozofia miała miejsce jedynie w I Rzeczpospolitej przedrozbiorowej, ale absolutnie nie w innych krajach europejskich. Tam wolność jednostki ograniczona była ściśle interesem państwowym, w praktyce nie można było zatrzymać czegoś, o czym monarcha, czy jego administracja zdecydowali, że jest konieczne. Wolność jednostki była więc dużo bardziej ograniczona w państwowym porządku prawnym. Oczywiście nieograniczone prawa blokowania w nieskończoność w Rzeczpospolitej miała tylko klasa uprzywilejowana, a więc szlachta i magnateria. Jakie były jednak praktyczne rezultaty takiej sytuacji, czyli istnienia „złotej wolności” w Rzeczpospolitej i braku siły sprawczej państwa, wobec bytów sąsiednich, gdzie takiej „wolności” po prostu nie było? Oczywiście stagnacja, systematyczne osłabianie kraju, zewnętrzna ingerencja, wreszcie całkowita jego zagłada i trwająca ponad wiek niewola.

Trzeba jednak pamiętać, że nasi przodkowie widząc upadek kraju, rabunek naszych ziem przez silniejszych sąsiadów, ograniczyli tę niczym wcześniej nieskrępowaną „złotą wolność” wprowadzając większe uprawnienia dla państwa w Konstytucji 3 maja. Przynajmniej pod koniec istnienia Rzeczpospolitej.

Jakie ma to jednak przełożenie na czasy dzisiejsze? Bardzo duże, mimo przemian społecznych, cywilizacyjnych i technicznych, a także kulturowych, które się od tego czasu dokonały. Pewne bowiem mechanizmy destrukcyjne pozostały te same. Wyobraźmy sobie choćby budowę dróg. Na pewno każdy słyszał o konfliktach związanych z zablokowaniem budowy, czasami na długie lata. Tak było w przypadku choćby słynnej Zakopianki, ale nie tylko. Procedury prawne i odwołania ślimaczyły się, a drogi jak nie było, tak nie ma. Inny przykład, gdy nie można było w żaden sposób wykupić małego kawałka gruntu, potrzebnego do poszerzenia ulicy Powstańców Śląskich na warszawskim Bemowie, przez co droga ta u wylotu niemal kuriozalnie zwężała się do jednego pasa ruchu, co było przyczyną wielu wypadków i stłuczek.  W końcu administracja państwowa, widząc że program budowy dróg załamuje się, i nie ma szans powodzenia, odebrała część uprawnień do oprotestowywania inwestycji tzw Specustawą Drogową. Tylko i wyłącznie dzięki takiemu „ograniczeniu wolności jednostki” możemy dziś jeździć po drogach ekspresowych i autostradach, a nie dziurawych, jedno-jezdniowych konstrukcjach drogo-podobnych rodem z głębokiego PRL.

Wreszcie energetyka, krwiobieg polskiej gospodarki, obecnie bardzo chora, nie spełniająca swoich zadań. Z monstrualnie dużą dominacją jednego surowca, osiągniętą sztucznymi politycznymi decyzjami. W powolny, ślamazarny sposób jedynie zmieniająca swoją strukturę, wyłącznie w oparciu o niestabilne źródła słoneczne i wiatrowe. Żeby była jasność, nie jestem przeciwnikiem ich rozwoju, ale realna rzeczywistość pokazuje dobitnie, że budowa tylko takich źródeł energii, i próba zastępowania nimi węgla nie powiedzie się w sposób trwały. W roku 2021 Polska z hukiem i łomotem wróciła do spalania węgla (76 procentowy udział w produkcji rocznej energii elektrycznej), mimo osiągnięcia już 14 GW mocy w energetyce solarnej i wiatrowej, a 15,7 GW całego OZE, przy maksymalnym szczycie zapotrzebowania na poziomie 27,6 GW.. Dzieje się tak bardzo wysokim kosztem, bo za emisję CO2 płacić trzeba już rekordowe sumy 100 euro/tonę. Razem z gwałtownym wzrostem cen gazu ziemnego na światowych rynkach, surowca bardzo podatnego na polityczne manipulacje, odpowiada to w lwiej części za dużą inflację i niespotykaną drożyznę. To nie daje szans Polsce w światowej konkurencji, a jeśli chcemy pozostać w UE, a z badania opinii publicznej widać, że większość społeczeństwa chce w niej pozostać, to jedynym wyjściem jest rozwój innych niż OZE, stabilnych źródeł energii nie opartych na procesie spalania. Takim jest energetyka jądrowa, co do rozwoju której polskie rządy miały wyjątkowo duże opory, będąc pod przemożnym wpływem lobbystów i grup interesu. Wreszcie jednak się zdecydowano, wyznaczając lokalizację najlepszą z możliwych, w rejonie nadmorskim w Choczewie, gdzie dziś energii brakuje, a woda morska zapewniając chłodzenie zmniejsza nieco koszt inwestycji, o dobre miliard złotych – brak chłodni kominowej. Ponadto lokalizacja umożliwia transport drogą morską najcięższych elementów, a sama budowa elektrowni zapewnia na miejscu pracę w rejonach dużego bezrobocia. I daje znaczne podatki do gminnej kasy, nie niszcząc środowiska naturalnego, bo elektrownia jądrowa zanieczyszczeń nie emituje.

Mimo to znaleźli się ludzie, którzy w imię swoich prywatnych interesów, tak jak oni je artykułują, gotowi są blokować bardzo potrzebną krajowi jądrową inwestycję. Skutki takiego zablokowania byłyby bardzo długofalowe i wręcz tragiczne dla naszego kraju, podobnie zresztą, jak miało to miejsce w przypadku likwidacji Żarnowca. Skazywałyby nas na długotrwałą dominację węgla, w coraz większym stopniu importowanego, oraz gazu, importowanego niemal w całości. Choć ludzie ci powołują się na prawo własności, sami go absolutnie nie szanują. Elektrownia jądrowa umiejscowiona miałaby być bowiem na gruntach państwowych, bez wywłaszczeń. A nawet nie w bezpośrednim sąsiedztwie ich domów. Również argumenty i przykłady współistnienia na świecie tego typu obiektów obok kurortów wypoczynkowych masowo odwiedzanych przez turystów, nie robią na nich wrażenia. Powtarzają jak mantrę wykutą przez siebie tezę, że „inwestycja zagraża turystyce”. Nie potrafią przy tym podać ani jednego przykładu na świecie, gdzie elektrownia jądrowa w istocie odebrałaby walory turystyczne danemu obszarowi.

Państwo musi sobie umieć radzić z tego typu destrukcją, inaczej czeka go upadek. Specustawa w przypadku energetyki jądrowej, odbierająca możliwości blokowania inwestycji jest konieczna. Sytuacja bowiem nie dotyczy zapewne samego tylko Choczewa, ale dziesiątków innych miejsc w Polsce także. Idąc tym tropem myślenia w zasadzie żadne miejsce w naszym kraju nie byłoby dobre dla elektrowni jądrowej, bo stale znajdywano by jakieś te czy inne przeszkody. Ale nie tylko Państwo Polskie, również nastawieni pro-państwowo obywatele nie powinni w tej sytuacji milczeć i „chować ogon pod siebie”, ponieważ prywata i anarchia nie powinny być w Polsce tolerowane. Powinniśmy się wreszcie czegoś nauczyć z naszej niezbyt chlubnej historii czasów saskich.

#NapiszDoBA: Czy Polska powinna postawić na atom?

Najnowsze artykuły