Media rosyjskie podały, że doszło do przerwy dostaw gazu z Litwy do obwodu kaliningradzkiego. To nieprawda.
Na początku tego tygodnia Gazprom uruchomił pływający terminal LNG – FSRU – w obwodzie kaliningradzkim. Prezydent Federacji Rosyjskiej Władimir Putin zapewnił, że dzięki tej infrastrukturze rosyjska enklawa stała się niezależna od przesyłu „błękitnego paliwa” przez terytorium Litwy. Rosyjskie media poinformowały potem, że dostawy gazu przez Litwę zostały wstrzymane. Jak się okazuje, to nieprawda. Dostaw do obwodu przez Litwę są kontynuowane.
Rosyjska agencja RIA Novosti poinformowała, że dostawy gazu przez Litwę do obwodu kaliningradzkiego został tymczasowo zawieszony. Podkreślono, że obecnie region ten pozyskuje surowiec wyłącznie z terminalu LNG. – System zasilania gazem za pośrednictwem Gazociągu Mińsk-Wilno-Kowno-Kaliningrad jest całkowicie odłączony. Dostawy gazu do obwodu kaliningradzkiego są obecnie w pełni realizowane poprzez terminal morski – poinformował Aleksiej Miller, prezes rosyjskiego giganta, Gazpromu.
Strona litewska natychmiast zareagowała na słowa Rosjan. Minister energetyki Zygimantas Vaiciunas oświadczył, że rzekome wstrzymanie tranzytu zostały wywołane chwilowym spadkiem wolumenu dostaw, jednak sam przesył nie został wstrzymany ani zawieszony. – Kaliningrad podąża tą samą drogą, którą Litwa wytyczyła 4 lata temu. Rosja testuje swój terminal LNG, który jest podobny do tego w Kłajpedzie, czyli robi dokładnie to samo, co kiedyś Litwa – powiedział przedstawiciel litewskiego rządu. Obniżenie dostaw przez gazociąg z Litwy były potrzebne Gazpromowi w celu przetestowania terminalu.
Vaiciunas podkreślił, że jego kraj podpisał umowę z rosyjskim gigantem gazowym w sprawie przesyłu gazu przez Litwę do obwodu kaliningradzkiego obowiązującą do 2025 roku. Według niego nie doszło do naruszenia tego kontraktu. Jego elementem jest klauzula „transport or pay”. – (…) ten chwilowy spadek jest naturalny i technicznie konieczny. Możliwy jest też krótkoterminowy spadek wolumenów – przyznał Vaiciunas.
Gazeta.ru/The Baltic Times/Patrycja Rapacka