Łoskot-Strachota: Certyfikacja Nord Stream 2 nie ma podłoża politycznego (ROZMOWA)

29 listopada 2021, 07:30 Energetyka

Wydaje się, że certyfikacja Nord Stream 2 nie ma to związku z bieżącą sytuacją polityczną. Nieoficjalnie mówi się o tym, że już jakiś czas temu to działanie było zapowiadane wcześniej. Drugą rzeczą, która świadczy o tym, że ta decyzja nie ma podłoża politycznego jest fakt, że regulator w zasadzie wskazuje w swoim oświadczeniu co musi zrobić spółka Nord Stream 2 AG, aby uzyskać certyfikację – mówi Agata Łoskot-Strachota, ekspert Ośrodka Studiów Wschodnich w rozmowie z BiznesAlert.pl.

Agata Łoskot-Strachota. Grafika: Gabriela Cydejko.
Agata Łoskot-Strachota. Grafika: Gabriela Cydejko.

BiznesAlert.pl: Czy wstrzymanie certyfikacji projektu Nord Stream 2 przez niemiecki organ regulacyjny ma związek z rosnącymi napięciami politycznymi pomiędzy Zachodem a Rosją, czy raczej jest czysto technicznym elementem w ramach standardowych działań Bundesnetzagentury (federalna agencja ds. sieci)?

Agata Łoskot-Strachota: Wydaje się, że nie ma to związku z bieżącą sytuacją polityczną. Z tego co można było usłyszeć nieoficjalnie już jakiś czas temu, to działanie było zapowiadane wcześniej. Drugą rzeczą, która świadczy o tym, że ta decyzja nie ma podłoża politycznego jest fakt, że regulator w zasadzie wskazuje w swoim oświadczeniu co musi zrobić spółka Nord Stream 2 AG, aby uzyskać certyfikację. Gdyby było to motywowane politycznie, z pewnością nie byłoby takich wskazówek. Duża część komentatorów już na obecnym etapie sprzeciwia się zastosowania modelu ITO rozdziału własnościowego (Independent Transmission Operator) wobec projektu Nord Stream 2.

Czy spółka, która ma powstać w Niemczech, będzie rzeczywiście niezależna od Gazpromu? Tu są duże wątpliwości…

Na pewno pojawia się pytanie, czy ta spółka będzie mogła niezależnie stosować się do przepisów europejskich m.in. w kontekście ustalania taryfy przesyłowej czy dopuszczania do infrastruktury podmiotów trzecich. To jest jedna rzecz, kolejną jest zastosowanie samych przepisów. Aby działały na tym małym odcinku, powinny de facto obejmować cały gazociąg a nie tylko sztucznie wydzieloną część leżącą w wodach niemieckich. Albo cały gazociąg będzie posiadał rynkowe taryfy przesyłowe, rozdział właścicielski i dostęp stron trzecich albo nie będzie tego w ogóle w rzeczywistości. To jednak jest niezależne od modelu, który byłby zastosowany do implementacji regulacji dyrektywy gazowej. Ten model jednak jest o tyle ważny, że prawo do zastosowania modelu innego niż pełen unbundling czyli modeli ITO czy ISO, podobnie zresztą jak prawo do ubiegania się o wyłączenia,przysługuje jedynie tym instalacjom, które zostały zbudowane przed wejściem w życie dyrektywy gazowej, a więc przed majem 2019 roku. W przypadku Nord Stream 2 ta przesłanka nie miała miejsca. Co więcej, nowa spółka, która jeszcze nie powstała nie była w tamtym czasie właścicielem tej inwestycji, i wciąż nie jest. Tu jest wiele znaków zapytania. Kolejnymi są pytania o niezależność operatora. Bundesnetzagentura daje jasny sygnał, że musi być podmiot, który będzie podlegał prawu niemieckiemu, aby w ogóle dalej procedować certyfikację.

Certyfikacja miała potrwać cztery miesiące od września, czyli finał miał być na początku grudnia. Czy po wznowieniu certyfikacji proces zacznie się od nowa czy będzie biegł dotychczasowym trybem?

Według komunikatu regulatora, wynika, że proces został zawieszony w taki sposób, że po jego wznowieniu nie rozpocznie się kolejnej procedury, tylko będzie kontynuowana obecna i wykorzystany pozostały czas z tych czterech miesięcy, około dwa miesiące. Czyli wtedy, kiedy Gazprom stworzy spółkę w Niemczech, decyzja ma być podjęta dość szybko. Czyli to jest coś, co działa na rękę Gazpromowi. Pytanie jednak, czy Bundesnetzagenturze uda się w tak krótkim czasie podjąć decyzję w stosunku do nowego podmiotu, tego nie jestem pewna. Po pierwsze, może zabraknąć tego czasu i ostatecznie i tak zostanie ten proces wydłużony, a dwa, takie podjęcie decyzji przez regulatora z pewnością będzie kwestionowane. Mówił o tym m.in europoseł Jerzy Buzek, który uważa, że skoro certyfikacja ma dotyczyć nowej spółki, to cała procedura powinna ruszyć od początku, co będzie wymagało przygotowanie m.in nowej opinii ze strony Ministerstwa Gospodarki Niemiec dotyczącej wpływu na bezpieczeństwo dostaw.

To by tez oznaczało zapewne kolejne zgłoszenie PGNiG i Naftogazu do włączenia do procesu…

Zapewne tak by musiało się stać. Dlatego to co się stanie nie jest do końca pewne pod względem prawnym i organizacyjnym. Nie wiadomo, czy w porządku jest używanie opinii, która dotyczyła de facto innej spółki. Kolejnym czynnikiem jest to, jak silne będą ewentualne protesty wobec takiego działania. Np. ze strony dopuszczonych do procesu certyfikacji podmiotów. Nie wiadomo jak odniesie się do tego`Komisja Europejska, która będzie na końcu opiniować niemiecką decyzje. Poza aspektem prawnym, Komisja może również wnieść zastrzeżenia formalne do samego procesu. I to jest element, który dziś pozostaje niewiadomą.

Rozmawiał Mariusz Marszałkowski

Jakóbik: Przed nami kryzys gospodarczy wynikający z kryzysu energetycznego