Agata Łoskot-Strachota z Ośrodka Studiów Wschodnich tłumaczy niechęć firm europejskich do pompowania gazu do podziemnych magazynów na Ukrainie. Komisja Europejska rozważała taką opcję jako czynnik stabilizujący dostawy zimą. Firmy obawiają się ryzyka.
– Byłoby to obarczone sporym ryzykiem: podobnym do związanego ze stabilnością tranzytu rosyjskiego gazu. Europejskie firmy od ubiegłego roku sprzedają spore ilości gazu Ukrainie i są gotowe sprzedawać go pewnie więcej. Widzą też, że Ukraina nie ma obecnie pieniędzy by kupować więcej i wpompowywac. I to jest pierwszy powód – bo jakie miałyby gwarancje że dostaną pieniądze za gaz wpompowany do ukraińskich zbiorników, jeśli byłby on przeznaczony na potrzeby wewnątrzukrainskie? – zastanawia się rozmówczyni BiznesAlert.pl. – Ukraina nie za bardzo ma czym płacić, o ile nie dostanie pożyczek. Widać że nie ma póki co perspektyw na dodatkowe pieniądze z zewnątrz na ten cel. Firmy unijne nie poczuwają się też w żaden sposób do kupowania gazu mającego gwarantować stabilność tranzytu przez Ukrainę. Nigdy tego nie robiły, zawsze kupowały gaz najwcześniej na granicy słowackiej albo i dalej w UE.
– Od kilku lat (jeszcze przed Majdanem) był to z resztą przedmiot sporu pomiędzy Gazpromem a Naftogazem. To jest cos czego bardzo brakuje obecnie i co powinno być jakoś rozwiązane, choćby w trybie tymczasowym. Chodzi o zasady napełniania magazynów ukraińskich gazem niezbędnym dla bezpieczeństwa tranzytu – twierdzi Łoskot-Strachota. – Tu także istnieje ryzyko na Ukrainie sytuacja jest niestabilna a wcześniej bywało, że sposób gospodarowania gazem w magazynach był nieprzejrzysty a część gazu znikała (stąd oskarżenia o kradzież ze strony Gazpromu).
– Jest wreszcie trzecia opcja, czyli magazynowanie gazu na potrzeby rynku UE. jest w tym kontekście i wobec możliwosci napełnienia magazynów w UE najmniej prawdopodobna – kwituje ekspert Ośrodka Studiów Wschodnich.
Więcej: Dzień podległości Ukrainy