– Polska ma za mało elektrowni i buduje zbyt wolno nowe. Może się okazać, że w energetyce lat dwudziestych „nie będzie niczego”, co uchroni ją przed wzrostem importu energii i gazu – pisze Wojciech Jakóbik, redaktor naczelny BiznesAlert.pl.
Luka wytwórcza rośnie
Urząd Regulacji Energetyki oszacował, że potencjał wytwórczy energii elektrycznej w Polsce będzie w 2034 roku o 11 procent mniejszy niż w 2020 roku, czyli o 4,6 GW. Nowe moce mają pochodzić z sektora morskiej energetyki wiatrowej (4,8 GW), gazu ziemnego (4,4 GW) oraz fotowoltaiki (2,8 GW). W tym samym czasie zniknie 18,8 GW, głównie elektrowni opalanych węglem kamiennym i brunatnym. Zwraca uwagę fakt, że URE nie bierze pod uwagę elektrowni jądrowych, z których pierwsza miałaby stanąć jeszcze w 2033 roku osiągając moc 1-1,5 GW w zależności od wybranej technologii. Gdyby pierwotne plany budowy energetyki jądrowej się powiodły, Polska miałaby kilka GW dyspozycyjnej mocy zeroemisyjnej jeszcze w latach dwudziestych, kiedy byłaby istotnie potrzebna.
Takich jednostek będzie najbardziej brakowało. – Wytwórcy energii elektrycznej zaplanowali zwiększenie udziału źródeł niesterowalnych przy jednoczesnym zmniejszeniu mocy źródeł sterowalnych i wysoko dyspozycyjnych. Oznacza to, że biorąc pod uwagę korekcyjny współczynnik dyspozycyjności zmniejszenie mocy dyspozycyjnej w systemie energetycznym może wynieść nawet 31 procent (10,6 GW) – podaje URE. Moc dyspozycyjna, to inaczej moc szczytowa, czyli taka, która jest faktycznie do dyspozycji w określonym czasie po uwzględnieniu przerw eksploatacyjnych wynikających z różnych powodów.
Energetyka o wysokiej dyspozycyjności zapewnia bezpieczeństwo dostaw energii w obliczu transformacji ku źródłom odnawialnym, które w przyszłości będą stabilizowane dzięki elastyczności pracy sieci elektroenergetycznej oraz magazynom energii, ale póki co nadal potrzebują energetyki konwencjonalnej. – W najbliższych latach jednostki wytwórcze o wysokim współczynniku dyspozycyjności będą zastępowane jednostkami o współczynniku niskim. Przełoży się to na sposób i koszt bilansowania systemu przez operatora systemu przesyłowego. Nowa struktura źródeł w systemie wymusi wprowadzenie nowych lub ewolucję istniejących rozwiązań rynkowych dla zabezpieczenia pracy systemu, takich jak elastyczne zarządzanie popytem czy magazyny energii – podaje URE.
Lata dwudzieste upłyną pod znakiem importu energii elektrycznej uzupełniającej niedobory mocy w kraju, a fakt, że rozrośnie się energetyka gazowa potęgując zapotrzebowanie na gaz ziemny o 50 procent do 2030 roku (Gaz-System) będzie oznaczał konieczność zwiększenia importu, dzięki postępującej dywersyfikacji będzie to prawdopodobnie import z bezpiecznych źródeł. W międzyczasie będzie konieczne zastąpienie mechanizmu wsparcia w postaci rynku mocy nowym, na przykład Narodową Agencją Bezpieczeństwa Energetycznego, do której trafią bloki węglowe, a potem gazowe. W ten sposób opłacimy utrzymanie floty elektrowni konwencjonalnych niezbędnych z punktu widzenia bezpieczeństwa dostaw, pod warunkiem, że nowe elektrownie gazowe powstaną na czas. Jeżeli te i inne projekty z Polityki Energetycznej Polski do 2040 roku się opóźnią, luka wytwórcza będzie większa, a razem z nią zależność od importu energii elektrycznej i gazu. Tymczasem nowe wyzwania regulacyjne przyspieszonej polityki klimatycznej mogą przyspieszyć wyłączenie węgla, opóźnić i skrócić okres wykorzystania gazu, a krajowe problemy prawne mogą spowolnić rozwój OZE.
– Musimy budować nowe elektrownie gazowe w takim tempie, by z jednej strony mogły one funkcjonować w podstawie. Źródła offshore muszą mieć zabezpieczenie i będzie nim gaz. To wszystko musi być skoordynowane i to jest zadanie na następną dekadę – mówił w kontekście dostarczania nowych mocy pełnomocnik rządu ds. strategicznej infrastruktury energetycznej Piotr Naimski w rozmowie ze mną na konferencji Nafta-Gaz-Chemia 2021 pod patronatem BiznesAlert.pl. – Sekwencja zdarzeń i dotrzymywanie harmonogramów musi być żelazne, inaczej będziemy mieć kłopot – ostrzegł. – Możemy się znaleźć w takiej sytuacji, że będziemy szukać energii poza Polską, a fundamentem naszej strategii jest samowystarczalność. Nie oznacza to, że nie chcemy budować połączeń energetycznych z sąsiadami, ale nie możemy doprowadzić do tego, że Polska będzie uzależniona od importu energii – dodał minister.
Nie będzie niczego?
W świetle powyższych wyzwań atom ma zatem nowe. Jawi się w kontekście luki wytwórczej jako kolejne, zeroemisyjne źródło energii zmniejszające zależność od importu energii, na który będzie skazana Polska, jeśli nie dostarczy odpowiednich mocy u siebie, a tak ma być według URE. Będzie także narzędziem zmniejszenia zależności od importu, na przykład ze spornego gazociągu Nord Stream 2, o czym pisałem w innym miejscu. Niektórzy przekonują zaś, że także opóźnienie atomu jest trudne do uniknięcia. Jeżeli w energetyce Polski „nie będzie niczego” import energii i gazu będzie rósł wraz z luką wytwórczą. Ten scenariusz na lata dwudzieste tego wieku jest już realizowany. W konsekwencji należy się spodziewać istotnego wzrostu cen energii, a co za tym idzie spadku konkurencyjności gospodarki. Budowa nowych elektrowni musi przyspieszyć, aby złagodzić to zjawisko.
URE: Luka w produkcji energii do 2034 roku może wynieść 4,6 GW