– Wojna gazowa pomiędzy Rosją i Ukrainą może oznaczać dla Gazpromu duże korzyści- rozmiękczyć stanowisko Komisji Europejskiej wobec Nord Streamu i South Streamu oraz pomóc uzyskać profity wizerunkowej w kontekście szybujących cen na rynkach spotowych. Aby zminimalizować straty własne Kreml musi jednak rozpocząć konflikt już u progu lata – ocenia Piotr Maciążek z Defence24.pl.
– Bardzo możliwe jest wprowadzenie przez Rosjan przedpłat za surowiec dostarczany Ukrainie. Trudno wyobrazić sobie, by nawet z pomocą UE była ona w stanie uregulować dług (narasta comiesięcznie i to po cenie 480 $ za tys. m3), w tym kontekście doszłoby najprawdopodobniej do wstrzymania dostaw przez Gazprom. Aż do nadejścia zimy nie spowodowałoby to jednak drastycznych problemów ani dla Ukrainy, ani większości państw UE – pisze analityk. – Kijów posiada w chwili obecnej wystarczające rezerwy błękitnego paliwa (około 11 mld m3) by dotrwać do pierwszych chłodów. Kraje zachodnie w przeważającej mierze dysponują natomiast sporymi rezerwami dzięki wyjątkowo ciepłej zimie i rozpoczęciu procesu uzupełniania zapasów. W rezultacie działań Gazpromu doszłoby jednak do wzrostu cen gazu spotowego, konkurencyjnego wobec surowca rosyjskiego sprzedawanego za pomocą umów długoterminowych opartych o indeksację do cen ropy naftowej. W efekcie Gazprom uzyskałby potężne korzyści wizerunkowe.
– W dalszej perspektywie powyższego scenariusza Rosjanie mogliby próbować negocjować z nowym rozdaniem KE. Kilkumiesięczna presja związana z przerwaniem dostaw błękitnego paliwa do UE z pewnością rozmiękczyłaby postawę Brukseli – twierdzi Maciążek.
Źródło: Defence24.pl