Makuch: Inercja wykończyła branżę łupkową

4 lutego 2016, 07:30 Energetyka

KOMENTARZ

Odwiert na złożu gazu łupkowego w USA. Fot.: Wikipedia

Grzegorz Makuch

Współpracownik BiznesAlert.pl

W 2006 r. wydano w Polsce pierwsze koncesje na poszukiwanie gazu w łupkach. W poszukiwanie węglowodorów zaangażowane były duże firmy (ExxonMobil, Chevron, MarathonOil, 3Legs Resources, PGNiG, Lotos, Eni itd.). Wiele z nich posiadało wiedzę, technologię, doświadczenie i środki niezbędne do eksploracji i eksploatacji węglowodorów. W przeciągu dziewięciu lat wykonano zaledwie 72  odwierty (20 zabiegów szczelinowania i 9 mikroszczelinowania), ale nie wiemy ile z nich można uznać za udane (przeprowadzonych zgodnie z zamysłem). W tym świetle weźmy w nawias pojawiające się opinię, jakoby polska geologia stała się przyczynkiem do exodusu firm z branży łupkowej w Polsce. Bowiem proste przełożenie amerykańskich doświadczeń i technikii nigdy nie było możliwe. Spadająca cena ropy również nie była przyczyną wyjścia ExxonMobil z Polski w 2012 r., gdy średnia cena ropy wynosiła 111 USD. Zatem dlaczego okres rozpoznawania węglowodorów w Polsce został przedwcześnie zakończony?  

Wraz z wycofaniem się zagranicznych firm trwający około dziewięć lat proces rozpoznawania wydaje się zamierać. Okres rozpoznania w połączeniu z pracami nad technologią szczelinowania hydraulicznego i wiercenia kierunkowego w USA trwał około 25 lat. Dziś technologia jest już znana, trzeba jednak skalibrować technikę pod kątem konkretnych warunków geologicznych. Zatem wydawałoby się, że proces rozpoznawania powinien postępować szybciej. Poniekąd tak jest, tylko że nie w Polsce. Przystępując do projektu poszukiwania i wydobycia gazu z łupków ChRL zadbała o podpisanie stosownych umów z USA i Norwegią na transfer know-how. Polska tego nie zrobiła. Następnie Pekin w drodze przetargów sprzedał koncesje, w pierwszej kolejności firmom kontrolowanym przez państwo (Petrochina, Sinopec, China National Petroleum Corporation, China National Off-Shore Oil Corporation), w drugim rozdaniu firmom z przewagą kapitału prywatnego i dopiero w trzecim rzucie dopuszczono firmy zachodnie. ChRL posiadała środki niezbędne do przeprowadzenia procesu poszukiwania i wydobycia gazu z łupków. Polska nie koniecznie, dlatego Warszawa musiała zadbać o promocję polskich łupków za granicą. Rzecz jednak w tym, że koncesje w Polsce były przyznawane w systemie bezprzetargowym. Tymczasem system przetargów, przyjęty na całym świecie, tworzy się w oparciu o cel jaki się chce osiągnąć: pieniądze bądź informacje. I w zależności od tego, co się chce uzyskać, przyznaje się koncesje w zamian za stosowne wynagrodzenie finansowe bądź po zobowiązaniu się firmy do przeprowadzenia szeroko zakrojonych badań geologicznych. Na marginesie należy zaznaczyć, że  państwa rozpoczynające swoją przygodę z węglowodorami i nie mające przebadanej własnej geologii, zawsze stawiają sobie za cel pozyskanie wiedzy, która procentuje zyskami w przyszłości. Tymczasem, jak pamiętamy, Polska zrezygnowała z przeprowadzenia przetargów, mimo że ówczesne Prawo geologiczne i górnicze (Pgg) z 1994 r. zawierało zapis umożliwiający przyjęcie takiej ścieżki prawnej (art. 11.2a i art. 12.1). I jeśli nawet uznamy, że przetarg nie był obligatoryjny w świetle polskiego prawa, to był naturalną konsekwencją stosowania Pgg. Innymi słowy, należało dokonać pewnych ruchów, by zapis o przyznawaniu koncesji w drodze przetargu móc ominąć. Natomiast w świetle prawa UE (dyrektywa 94/22/WE Parlamentu Europejskiego i Rady z dnia 30 maja 1994 r., art. 2.2) przetarg był jedyną możliwą ścieżką prawną do przyznania koncesji firmom poszukiwawczo-wydobyczwym. Brak przetargów skutkował nie tylko pozwem przed Trybunałem Sprawiedliwości UE, ale przede wszystkim stratami, które Polska poniosła w wyniku zaniechań. Strat w postaci niepozyskanych środków, które dziś, w okresie niskiej rentowności branży, można by wykorzystać do poszukiwania węglowodorów. Bądź strat w postaci wiedzy i informacji geologicznej, którą firmy – uzyskujące koncesje w drodze przetargu – zobligowały by się przekazać. Bowiem firmy przystępujące do konkursów rywalizowały by o koncesje deklarując chęć przekazania większych środków bądź przeprowadzenie szerzej zakrojonych badań.

Oczywiście, przyznanie koncesji w systemie bezprzetargowym nie oznacza z automatu, że Polska środków/informacji nie mogła by od firm pozyskać. Że się tak nie stało wiemy już po dziewięciu latach procesu poszukiwania węglowodorów w Polsce. Mamy zaledwie 72 odwierty. Przypominam, że w szczytowym momencie wydanych było w Polsce 113 koncesji, zatem gdyby na każdej koncesji wykonano chociaż jeden otwór PIG-PIB-PSG powinien posiadać 113 rdzeni. Tymczasem z raportu Najwyższej Izby Kontroli dowiedzieliśmy się, że do Centralnego Archiwum PIG trafiło zaledwie 13 rdzeni, z czego 12 nie spełnia kryterium objętościowych, a jedyny rdzeń zdatny do badań nie ma określonej głębokości. Dlaczego do tego doszło?

W ChRL wykonano 800 odwiertów za gazem z łupków w czym aktywny udział brała Chińska Służba Geologiczna. Gdy firmy zagraniczne wchodziły do Polski zgłaszały postulat rozszerzenia Departamentu Geologii i Koncesji Geologicznych (DGiKG) w Ministerstwie Środowiska. Niestety nigdy tego nie uczyniono. W efekcie czego proces przyznawania koncesji w całym państwie musiał obsłużyć departament składający się z 3 (słownie: trzech) osób. Podaję tę cyfrę za raportem Najwyższej Izby Kontroli. Ale na mocy Pgg (art 164.) Państwowy Instytut Geologiczny pełniący również funkcję Polskiej Służby Geologiczne (PSG) jest zobowiązany wspierać Ministerstwo Środowiska. I zgodnie z Pgg (art 162.) program koncesyjny przygotowuje i następnie ocenia PSG, (czyli PIG-PIB-PSG) pod nadzorem Ministra Środowiska, a ten działa przy pomocy Głównego Geologa Kraju (Pgg, art 163). Po liczbie wykonanych odwiertów, braku środków na dalsze wiercenia i braku nowej informacji geologicznej wiemy już, że współpraca na linii DGiKG-PIG pod nadzorem ministra środowiska i GGK zawiodła. Jest to ważny wniosek, bowiem sytuacja, gdy przyznano koncesje bezprzetargowo nie musiała oznaczać początku-końca łupkowego el dorado nad Wisłą. Można było próbować ten proces jeszcze załatać poprzez podpisanie odpowiednio przygotowanych koncesji. Znaczy się koncesji, które obligują firmy do wykonania określonego zakresu robót pod rygorem kar. Wówczas to, niewykonanie robót nie byłoby jednoznaczne z niewykonaniem ich już w ogóle, lecz mogłoby skutkować np. wykonaniem ich przez inne firmy, za środki pozyskane  kar umownych. Ale jak wiemy, koncesje przyznano w systemie bezprzetargowym, a i same dokumenty pod kątem prawnym nie zostały zapisane w sposób, który gwarantowałby interes państwa.

Zdawano sobie z tego sprawę już kilka lat temu, gdy pod presją ówczesnego ministra skarbu Mikołaja Budzanowskiego próbowano stworzyć konsorcjum nota bene składające się tylko z polskich firm (PGNiG, Lotos, Orlen, PGE, Tauron, ENEA oraz KGHM), które zgromadziłoby środki niezbędne do procesu poszukiwania gazu z łupków. Konsorcjum powołano, środki zarezerwowano, następnie poczekano na zmianę osoby na stanowisku ministra i koncepcję pogrzebano. Zaś firmy w sposób możliwie płynny zostały przerzucone do branży energetyki jądrowej. Z identycznym skutkiem. W tym miejscu warto odnotować, że firmy zagraniczne wchodzące na polski rynek węglowodorów poszukiwały partnerów po polskiej stronie. Jednak wówczas nie było woli (politycznej?), by takie konsorcja powołać. Departamentu Geologii i Koncesji Geologicznych również nie rozbudowano – mimo sugestii płynących od przedstawicieli firm węglowodorowych. NIK w swoim raporcie zamieścił informacje, że średni czas oczekiwania na decyzję administracyjną w zakresie koncesji wynosił 132 dni. Koncesje przyznano w systemie bezprzetargowym nie wykazując odpowiedniej troski o ich treść – trudno, by tego warunku dopełniły zaledwie trzy osoby. Projekt wydobycia gazu z łupków od samego początku zmagał się z trudną do zrozumienia inercją.