KOMENTARZ
Grzegorz Makuch
Klub Jagielloński
Prezydent Władimir Putin już na początku swojej pierwszej kadencji położył szczególny nacisk na politykę energetyczną, która – zgodnie ze strategią bezpieczeństwa FR i słowami doradców Putina – zastąpiła presję militarną.
Stąd budowa Gazociągu Północnego i Południowego, które omijają kraje Europy Środkowo-Wschodniej. Zarazem Kreml kupił udziały w niemieckiej infrastrukturze przesyłowej i magazynowej, bo za kilka lat Berlin stanie się głównym rozdzielnikiem rosyjskiego gazu w Europie. Moskwa zabiega również o wyłączenie Gazociągu Południowego i OPAL-u spod jurysdykcji TPA, co pozwoliłoby Rosji prowadzić elastyczną politykę energetyczną wobec państw Europy. Jest to cel, który Putin zamierza osiągnąć około 2019 r. Jednak Rosja przedkładając politykę energetyczną nad militarną nigdy nie wyrzekła się użycia tej drugiej w obronie swoich interesów surowcowych.
Dziś ukraińska infrastruktura gazowa umożliwiająca przesył 142 mld m3 gazu rocznie na zachód Europy – ma status strategicznej. Oczywiście, w związku z powstałymi dwoma nitkami Gazociągu Północnego (możliwy przesył to 55 mld m3, pojawiła się deklaracja woli budowy trzeciej nitki) tranzyt gazu rosyjskiego przez Ukrainę spadł do 80 mld rocznie. Niemniej Rosja wciąż potrzebuje ukraińskiej infrastruktury, przynajmniej do roku 2019, kiedy to Gazociąg Południowy osiągnie pełną przepustowość (docelowo 63 mld m3). Wówczas to Kijów będzie potrzebował rosyjskiego gazu, ale Moskwa już nie będzie potrzebowała ukraińskiej infrastruktury. Jest to stan do którego Kreml dąży od wielu lat.
Wiktor Janukowycz był dla Moskwy najlepszym gwarantem, że Ukraina będzie prowadziła politykę dalszej uległości wobec Rosji przez najbliższe lata. Były już prezydent Ukrainy dał temu wyraz tuż po wygranych wyborach prezydenckich w 2010 r. przedłużając umowę na stacjonowanie rosyjskiej Floty Czarnomorskiej na Krymie z 2017 r. o 25 lat, do 2043 z możliwością prolongaty o kolejne 5 lat (2047 r.). W zamian Kijów dostał 30% zniżkę na rosyjski gaz. Kolejnym interesem gazowym Janukowycza było niepodpisanie z UE umowy stowarzyszeniowej, w zamian za co Kijów otrzymał kolejny 30% upust na gaz (ustalany kwartalnie). Jednak ku zaskoczeniu Europy, zwłaszcza Berlina, Ukraińcy na Placu Niepodległości przerwali tę rosyjsko-ukraińską grę i doprowadzili do powołania nowego rządu w Kijowie, który stanowi realną przeszkodę dla rosyjskich celów energetycznych.
Gra toczy się nie tylko o infrastrukturę przesyłową, ale również o surowce. Dlatego Putin zdecydował się rozpocząć swoje działania od aneksji Krymu, bo w rejonie Morza Czarnego i Azowskiego znajduje się 2 bln m3 gazu i 430 mln ton ropy. Nowe władze Autonomicznej Republiki Krymu – nieuznawane przez Kijów – zdążyły już znacjonalizować surowce, infrastrukturę i platformy wiertnicze. I przede wszystkim spółkę Czernomornieftiegaz, która w 2012 r. wydobyła 1,7 mld m3 gazu. W 2014 r. produkcja ma wynieść 2,4 mld m3, a w 2015 roku firma zakładała eksploatację na poziomie 3 mld m gazu. Partnerami Czernomornieftiegaz były ENI i EdF.
Nowy przewodniczący krymskiego parlamentu Wołodymir Konstantynow zaprosił już Gazprom do rozpoczęcia wydobycia surowców w regionie Morza Azowskiego i Czarnego. Nowe władze Półwyspu są też gotowe sprzedać Rosji spółkę Czornomornieftiegaz. Ponadto trasa budowanego Gazociągu Południowego, na odcinku Morza Czarnego, miałaby zostać zmieniona tak by przebiegał on bliżej Półwyspu Krymskiego. Wintershall, jeden z udziałowców gazociągu, oświadczył, że nie posiada informacji na ten temat i ewentualne dyskusje toczą się w kręgach politycznych.
Jednak kręgi biznesowe są tu równie ważne, jak polityczne. I tak niemiecki Wintershall, mimo rosyjskiej próby aneksji Krymu, zamierza kontynuować współpracę z Gazpromem, zwłaszcza w świetle Gazociągu Północnego i budowanego Południowego. W grudniu 2013 r. ten sam niemiecki koncern sprzedał Gazpromowi spółkę Wingas posiadającą udziały w OPAL-u, a także w WIEH, WIEE, i 50% w Winz. Wintershall z kolei otrzymał 25,01% w złożu Achimow. 4 grudnia 2014 r. KE zatwierdziła transakcję. Dlatego też szef Wintershallu Rainer Seele oświadczył, że jest przeciwny nakładaniu jakichkolwiek sankcji na Rosję i apelował, by konflikt o Krym rozwiązano na drodze dialogu. Prezes niemieckiego E.ON Johannes Theissen również potwierdził wolę dalszej współpracy z firmami rosyjskimi. Taką samą deklarację złożył brytyjsko-holenderski Shell. Dla żadnej z tych firm rosyjska aneksja Krymu nie jest powodem do przerwania kooperacji. Natomiast prawdopodobnie z Ukrainy wycofają się firmy amerykańskie. ExxonMobil, posiadając 40 proc. udziałów w konsorcjum poszukującym gazu na Morzu Czarnym (koncesje Skifiska) parafował umowę, której podpisanie jest już mało prawdopodobne. Z kolei Chevron miał w marcu podpisać umowę na eksploatację gazu z łupków ze złoża Oleska.
Deklaracje przedstawicieli europejskich firm o dalszej współpracy z Rosją wynikają po części z inwestycji jakich te firmy dokonały w wydobycie gazu i projekty LNG w Rosji. Ale przede wszystkim UE w perspektywie krótko- i średnioterminowej jest uzależniona od surowców (gaz i ropa) z Rosji. Na pewno eksport amerykańskiego LNG – który wciąż nie jest przesądzony – nie jest odpowiedzią na problemy Starego Kontynentu. Bowiem gaz skroplony długookresowo zawsze będzie droższy od surowca transportowanego rurami, do tego europejski rynek musiałby konkurować z azjatyckim, gdzie producenci LNG mogą uzyskać znacząco większe zyski za ten sam surowiec. Zatem ostatecznie oznaczałoby to podwyżkę cen gazu na unijnym rynku. Ale nade wszystko Europa, zwłaszcza państwa EŚW, nie posiadają jeszcze terminali pozwalających przyjąć gaz skroplony, a USA nie ma wystarczającej ilości terminali do eksportu surowca (do rewolucji łupkowej inwestowali w terminale importujące gaz). Zatem eksport amerykańskiego LNG do Europy wciąż jest pieśnią przyszłości i Europa wciąż będzie bazować na imporcie surowców z Rosji, Norwegii i Afryki. Sytuacja jednak się zmieni za 3-4 lata. Wówczas pozycja negocjacyjna Rosji wobec UE znacząco się osłabi. Dlatego też Władimir Putin bardzo racjonalnie i pragmatycznie powiedział „sprawdzam” w 2014 r., gdy jego pozycja przetargowa jest jeszcze mocna. A stawka toczy się o wyłączenie OPAL-u spod jurysdykcji TPA i uznania ważności umów bilateralnych między Rosją a państwami UE na budowę poszczególnych odcinków Gazociągu Południowego – w obu tych kwestiach KE jeszcze nie podjęła ostatecznej decyzji. Rosja swoimi działaniami na Ukrainie próbuje przechylić szalę na swoją korzyść przyciskając UE do muru. Bowiem negatywne decyzje KE utrudniłyby realizację gazowej strategii Moskwy.
Całe to zamieszanie wokół Krymu toczy się o surowce, infrastrukturę, politykę energetyczną – czyli jak zwykle o pieniądze. Putin gra bardzo racjonalnie, czego nie można powiedzieć o UE i USA. Stary Kontynent niezbyt wcześnie zrozumiał dokąd zmierza polityka energetyczna Rosji – do pełnego uzależnienia Europy od rosyjskich surowców. I pierwszym krokiem zmierzającym do podniesienia unijnego poziomu bezpieczeństwa jest wyciągnięcie Ukrainy z rosyjskiej strefy wpływów. Tylko dlaczego Zachód spodziewał się, że Rosja na to przystanie? Dlaczego Rosja miałaby pozwolić, by na Ukrainie – gdzie są ogromne magazyny gazu – powstał europejski hub gazowy, o czym mówiono pod koniec 2013 r. Oczywiście, uelastyczniłoby to umowy gazowe zawierane przez państwa EŚW, ale osłabiłoby to pozycję Rosji. Moskwa nie może sobie pozwolić na wyrwanie Kijowa z jej strefy wpływów w sytuacji, gdy ze strony KE istnieje ryzyko zastosowania TPA wobec OPAL-u i Gazociągu Południowego. Ponadto trzeba podkreślić, że Europa nie jest monolitem, czego dowodzą zaporowe warunki jakie postawiono Ukraińcom podczas negocjowanej umowy stowarzyszeniowej z UE, a z drugiej strony wsparcie, jakie niektóre kraje w zaistniałej sytuacji oferują Kijowowi.
Ale przede wszystkim chyba nikt nie sądzi, że Kreml, który postawił wszystko na jedną, energetyczną kartę, pozwoli, by jego plany zostały zniweczone przez Euromajdan i „rynkową” politykę UE wobec rosyjskich gazociągów. Dlatego też Władimir Putin zagrał twardo. Jeśli UE i świat zachodni chcę spokoju muszą pozwolić Putinowi na kontynuację jego gazowej gry. Ale zgoda na to oznacza pozostawienie Ukrainy w rosyjskiej strefie wpływów przynajmniej do 2019 r. bądź wyłączenie OPAL-u spod TPA i uznanie umów na budowę Gazociągu Południowego – drugi wariant oznaczałby z kolei sprzedanie interesu narodowego Polski na rzecz europejskiego (s-) pokoju. Bo warunki Rosji, dotyczące OPAL-u i Gazociągu Południowego, stanowią zagrożenie dla bezpieczeństwa dostaw do krajów EŚW. Z drugiej strony aneksja Krymu jest tylko preludium, bowiem działania Putina są bardzo racjonalne: zabezpiecza się on na wypadek negatywnej opinii KE dot. OPAL-u i Gazociągu Południowego. Jeśli UE nie spełni twardych – i z punktu widzenia Kremla racjonalnych – warunków Moskwy, spodziewajmy się wchłonięcia Ukrainy przez Rosję i uzyskania wpływu na ukraińską infrastrukturę gazową i politykę wydobycia. Właściwie Rosja nie będzie miała innego wyjścia, będzie musiała zdecydować się na ten krok, w przeciwnym razie jej surowcowa gra legnie w gruzach. UE również zdaje sobie sprawę o co toczy się gra, dlatego wciąż nie ma decyzji dot. OPAL-u i Gazociągu Południowego. A Putin czeka cierpliwie, podsuwając jednak krok po kroczku swoje wojska i przyciskając KE do muru. Putin, niespiesznie anektując Krym i przygotowując się do wojny z Ukrainą, po prostu daje Zachodowi czas na podjęcie decyzji: KE zgodzi się na rosyjskie warunki albo Ukraina wróci do rosyjskiej strefy wpływów, bez względu na to co obywatele zachodniej Ukrainy zrobią. A logika negocjacji (Rosjanie wchodząc na Krym w swoim mniemaniu wciąż tylko negocjują) nakazuje podbijanie stawki, dlatego coraz więcej wojsk zbliża się do ukraińskiej granicy.
Niemniej po stronie Berlina decyzja już zapadła w grudniu 2013 r. – jest zgoda na wyłączenie OPAL-u. Jednak KE nie ma zamiaru negocjować w warunkach nacisku, czy szantażu i komisarz ds. energii Günther Oettinger zamroził rozmowy na poziomie politycznym dot. Gazociągu Południowego, jak i nie podjął 10 marca – mimo wcześniejszych zapowiedzi – decyzji w sprawie OPAL-u. Możliwe jednak, że KE podejmie przychylne Rosji decyzje w ostatnich dniach swego urzędowania. Wówczas Moskwa mając zabezpieczoną infrastrukturę w UE nie będzie musiała anektować Ukrainy. Europa po raz kolejny zhańbi się, chwilowo ratując (s-)pokój, a Polsce urządzi Jałtę… sam już nie wiem po raz który.
Przeciwny scenariusz, zakładający nieustępliwą politykę KE w zakresie OPAL-u i Gazociągu Południowego, doprowadzi do przywrócenia dominacji rosyjskiej na Ukrainie, ale przyniesie FR również straty. Bowiem z gospodarki rosyjskiej już odpłynęło 50 mld USD i były minister finansów Rosji Aleksiej Kudrin ostrzega, że gospodarka FR może tracić taką kwotę co kwartał (200 mld USD w rok, 10% rosyjskiego PKB). A to nie koniec problemów, bo USA wyprzedały już 5 mln baryłek ropy ze swoich rezerw obniżając tym samym cenę surowca, którego handel przynosi budżetowi FR ogromne zyski i Waszyngton nie ukrywa, że będzie te działania kontynuował. Tylko czy Europę stać na politykę niezależności, skoro nie jest w stanie w krótkim czasie zastąpić surowców importowanych z Rosji? Ponadto, jak już wspomniałem, UE nie jest monolitem, dlatego wszelkie sankcje będą zmiękczane przez Berlin, który wciąż będzie inwestował w Rosji, czy Paryż sprzedający Moskwie okręty bojowe Mistral.
Pozycja Europy wciąż jednak nie jest przegrana. I do roku 2018/2019 również sytuacja Rosji nie jest do pozazdroszczenia. Moskwa wciąż posiada słabo zdywersyfikowanie kierunki eksportu, dlatego dziś jest równie mocno uzależniona od europejskiego euro, jak my od rosyjskiego gazu i ropy. Natomiast pod koniec dekady Rosja uruchomi kilka terminali do eksportu LNG (Baltic LNG, Władywostok LNG, Jamał LNG, Peczora LNG, kolejne terminale Sachalin LNG), powstanie gazociąg Siła Syberii umożliwiający eksport gazu do Chin (38 mld), toczą się rozmowy nt. sprzedaży gazu do Korei Południowej (około 10 mld) i jest budowany Gazociąg Południowy do Europy (63 mld). Wówczas również Europa będzie miała terminale LNG. Zatem wzajemna zależność spadnie. Dlatego Putin zagrał ostro w 2014 r., o kraj który na Euromajdanie już dziś przechyliłby szalę zwycięstwa na stronę Europy. Trudno stwierdzić, czy Rosja blefuje, ale w lutym 2014 r. na posiedzeniu rządu w Nowo-Ogariewie Władimir Putin wyraził opinię, że nośniki energii jako źródło wzrostu gospodarki już się wyczerpały i zażądał od ministra rozwoju gospodarczego Aleksieja Uljukajewa raportu w sprawie „przygotowania makroekonomicznej długoterminowej prognozy wraz z określeniem rezerw rozwoju gospodarczego”.