Makuch: Turkish Stream – nowe narzędzie ale cel ten sam

23 grudnia 2014, 12:51 Energetyka

KOMENTARZ

Gazociąg South Stream. Grafika: Gazprom.

Grzegorz Makuch

Współpracownik BiznesAlert.pl

Końcem listopada 2014 r. Gazprom ogłosił, że budowa Gazociągu Południowego postępuje zgodnie z planem. Ale w tym samym czasie minister rozwoju gospodarczego Aleksiej Uljukajew powiedział, że Rosja nie wybuduje gazociągu, jeśli UE „nie chce zmniejszyć ryzyka tranzytowego”. Doszło również do spotkania Aleksieja Millera i prezesa Eni Claudio Descalzi, podczas którego „strony omówiły dalsze kierunki współpracy, zwłaszcza w kontekście Gazociągu Południowego”. Następnie 1 grudnia prezydent Władimir Putin ogłosił, że jego kraj rezygnuje z Gazociągu Południowego. Zatem co się zmieniło w przeciągu tygodnia? Nic. Bo Rosja wcale nie zrezygnowała z tego gazociągu.  Moskwa wciąż nad nim pracuje. Rzecz jednak w tym, że może to być faktyczny koniec tego projektu, mimo starań Rosji.

Decyzję o rezygnacji z budowy gazociągu Putin celowo ogłosił podczas swojej wizyty w Turcji. Wówczas to Gazprom i BOTAS podpisały memorandum of understanding na budowę gazociągu (Turkish Stream, planowany termin uruchomienia: 2017 r.) przesyłającego 63 mld m3 (z których 14 mld m3 ma trafić do Ankary) przez terytorium Turcji, do granicy z Grecją (następnie przez Albanię i do Włoch). Znaczy to, że Rosja wspólnie z Włochami (temu służyło spotkanie Millera i Descalzi) podjęli decyzję o zmianie trasy. Z procesu decyzyjnego wykluczone zostały OMV (Gerhard Roiss powiedział, że Gazprom nie konsultował swojej decyzji) i Wintershall, bo Austria i Niemcy – w nowej koncepcji gazociągu – nie są już odbiorcami tego gazu. A nade wszystko (patrząc z perspektywy Moskwy) nie zdołali wyjąć South Stream spod jurysdykcji TPA.

Turcja jest jednak krajem równie twardo negocjującym jak Chiny (spotkanie Putina i Erdogana 1 grudnia trwało trzy razy dłużej niż planowano, 3 godz.). I nie w tym rzecz, że Recep Tayyip Erdoğan chce dla swojego kraju 15% zniżki na cenę rosyjskiego gazu (Rosja godzi się na 6%). Problemem jest fakt, że Rosja prawdopodobnie wcale nie uciekła spod pręgierza unijnej administracji – Ankara, ani KE nie zajęły jasnego stanowiska w kwestii obowiązywania TPA na terenie Turcji. Kraj ten jest partnerem Wspólnoty Energetycznej i od lat pretenduje do roli członka UE. Ponadto Ankara publicznie zapewniła, że dla niej projektem priorytetowym jest TANAP. I nawet jeśli Rosja zdołałaby przeciągnąć Turcję na swoją stronę, to na terytorium Grecji gazociąg i tak będzie objęty już unijną jurysdykcją. Ponadto Putin uskarża się, że Erdogan jest pod presją UE. Dodał również, że bez jego aktywnej postawy Rosja nie zdoła zrealizować swoich  regionalnych interesów.

Rosja posiada jeszcze jedną możliwość zrealizowania gazociągu w oczekiwanym przez nią kształcie, mimo że nitka gazociągu byłaby krótsza. Doprowadzić Turkish Stream do granicy z Grecją i budowa – na granicy turecko-greckiej – węzła gazowego. Wówczas Rosja eksportowałaby aż 63 mld m3 gazu do granicy UE. Grecja już zadeklarowała wolę współpracy z Turcją na rzecz budowy hubu, gdzie – przy wsparciu Rosji – miałby powstać też terminal LNG. Szef MSZ Cypru Ioannis Kasoulides odnosząc się do ewentualnego węzła gazowego powiedział, że „jest to decyzja Rosji i Turcji i Cypr nie ma nic przeciwko”. Jest to bardzo symptomatyczna deklaracja, bowiem nie dalej jak miesiąc temu Nikozja wraz z Grecją i Izraelem proponowały budowę wspólnego gazociąg transportującego gaz z Morza Śródziemnego do UE. Prawdopodobnie zostanie on zablokowany przez Turcję, bowiem kraj ten już wstrzymuje poszukiwania na Morzu Śródziemnym twierdząc, że Cypr nie może prowadzić prac nawet w obrębie południowej (greckiej części wyspy) bez zgody Turcji. Należy bowiem pamiętać, że Turcja i Grecja wiodą spór o Cypr (w 1975 powołano w północnej części wyspy Federalne Państwo Tureckie Republiki Cypru).  Ale słowa Kasoulides pokazują, że nie są to przeszkody gdy pojawiają się tacy gracze, jak Moskwa i Ankara – a sam Cypr ma tu najmniej do powiedzenia. I jak widać Ankara już skutecznie blokuje konkurencyjny wobec Turkish Stream gazociąg East Med z Morza Śródziemnego.

Plan ten jednak zawiera przynajmniej trzy potencjalne trudności: 1) nie ma pewności, że Turcja wybierze Turkish Stream, a nie TANAP; 2) wciąż nie wiadomo, czy hub gazowy powstanie na granicy z Grecją; 3) na pewno pojawiłby się sprzeciw UE w doprowadzeniu do tegoż hubu surowca transportowanego z pominięciem zasad TPA. Acz odnośnie trzeciego punktu Rosja zastosowałaby swoją ulubioną metodę: faktów dokonanych. Natomiast odnośnie hubu gazowego w Grecji należy pamiętać, że również Bułgaria zgłasza chęć budowy u siebie (Warna) węzła gazowego. Premier kraju dodał, że zarówno w interesie Sofii jak i Brukseli leży by hub powstał w Bułgarii a nie w Grecji. Te starania jednak wiążą się z próba powrotu do poprzedniej koncepcji Gazociągu Południowego i Bojko Borisow oświadczył, że w swoich staraniach na rzecz powrotu do budowy gazociągu uzyskał już nawet wsparcie Angeli Merkel. Ale Rosja nie wytyczy już trasy gazociągu przez Bułgarię, o czym moskiewscy politycy mówią wprost. Za to Siergiej Ławrow po spotkaniu ze swoim serbskim odpowiednikiem powiedział, że Moskwa będzie uwzględniać interesy Belgradu podczas wytyczania tras gazociągów biegnących do Europy. Z kolei szef MSZ Serbii powiedział, że jego kraj jest rozczarowany decyzją odnoście Gazociągu Południowego,  który gwarantował Serbii bezpieczeństwo energetyczne i ma nadzieję na powrót do tej koncepcji. Natomiast przedstawiciel Rosji przy UE Władymir Czyżow twierdzi, że Rosja jest gotowa do podjęcia rozmów z Austrią, Węgrami i Serbią i dodał, że Turkish Stream z terenu Turcji może być następnie skierowany w dowolnym kierunku (przez Serbię do Węgier i Austrii). Ale Czyżow zdaje się nie zauważać, że gazociąg biegnący przez Grecję – do Serbii – nie będzie wyjęty spod jurysdykcji TPA.

Oczywiście, pojawiła się również propozycja (Aleksiej Griwacz), by  przesyłać rosyjski surowiec gazociągiem, który w przyszłości ma połączyć Azerbejdżan, przez Turcję, z UE – TANAP. Przepustowość docelowa tego gazociągu ma wynieść blisko 30 mld m3 (2018 r.: 16 mld, 2020 r.: 23 mld, 2026 r.: 26 mld) ale w opinii Griwacza Azerbejdżan nie zapewni więcej niż 15 mld m3 gazu. I byłaby to najłatwiejsza sposobność, by Rosja eksportowała swój surowiec trasą biegnącą przez południową część Europy. Bo w sytuacji, gdy Azerbejdżan zapewnia połowę wolumenu, a Rosja kolejne 15 mld m3, to problem zgodności z TPA sam się rozwiązuje. Ale równocześnie koncepcja Gazociąg Południowy w dotychczasowym kształcie również przestałaby istnieć. Należy również pamiętać, że gazociąg swoją maksymalną przepustowość ma osiągnąć za około 10 lat. Dlatego próba podłączenia się do TANAP jawi się jako minimalistyczna opcja, która może być realizowana w sytuacji gdy wszelkie inne metody zawiodą.

Podsumowując, Rosja nie zrezygnowała z budowy Gazociągu Południowego, lecz usiłuje wytyczyć nową trasę niezależną od jurysdykcji prawa UE. Jej planem minimum – oznaczającym de facto porażkę projektu w rosyjskiej koncepcji – to podłączenie się do TANAP i przesyłanie tą drogą 15 mld m3 gazu w perspektywie kilku lat. Plan uśredniony acz trudny do zrealizowania, to doprowadzenie 63 mld m3 przez Turcję do Grecji, gdzie miałby powstać hub gazowy. Byłoby to zgodne ze słowami Aleksieja Millera, który powiedział, że Gazprom zmienia swoja strategię i nie będzie starał się dostarczać już gazu konsumentom końcowym. Plan ambitny, acz mało prawdopodobny, to doprowadzenie gazu z terytorium Turcji aż do Serbii, Węgier i Austrii bądź do Grecji, Albanii i Włoch.

Dlatego ogłoszoną 1 grudnia rezygnację z budowy gazociągu należy postrzegać jako próbę wywołania konsternacji wśród unijnych decydentów i zmiękczenia Brukseli i niektórych europejskich stolic – prawdopodobnie bezskutecznie. Równocześnie Rosja rozwija różne warianty dotychczasowego projektu Gazociągu Południowego. Aczkolwiek wbrew oczekiwaniom Moskwy deklaracja z 1 grudnia może oznaczać faktyczny kres Gazociągu Południowego.