– Zastanawia mnie to, że umowę społeczną negocjuje jeden wiceminister i czterech związkowców. Z całym szacunkiem dla ich wiedzy i doświadczenia, ale patrząc na postulaty i punkty zapisane w dokumencie, widać, że karmimy się iluzjami. W efekcie możemy stanąć w obliczu deficytów mocy – powiedział prezes Stowarzyszenia Inżynierów i Techników Górnictwa, a także były wiceminister gospodarki odpowiedzialny za sektor górniczy, dr Jerzy Markowski w rozmowie z BiznesAlert.pl.
BiznesAlert.pl: Górnicy walczą o utrzymanie miejsc pracy na kolejne lata. Gwarancje zatrudnienia budzą więc najwięcej kontrowersji…
Dr Jerzy Markowski: Jeszcze 25 lat temu w górnictwie pracowało ok. 440 tys. ludzi. Wówczas aż takich porozumień nie było, a teraz w górnictwie pracuje 80 tys. ludzi. Problem może być paradoksalnie odwrotny. Już teraz pracujących ludzi w górnictwie jest za mało, a w kolejnych 10- 15 latach z górnictwa odejdzie ok. 20 tys. ludzi nabywając uprawienia emerytalne. Nie ma więc dylematu związanego z pewnością zatrudnienia i miejscami pracy. Pytanie jest inne, skąd ich wziąć, aby wydobywać węgiel kamienny w wolumenie takim, na który jest zapotrzebowanie. Problem leży gdzie indziej.
Mianowicie?
Nie wiem czy zdaje sobie Pan sprawę, ale to nie jest pierwsza umowa społeczna zawierana z górnikami przez ostatnie 30 lat, a już piąta. Pierwszy taki dokument dotyczył Katowickiego Holdingu Węglowego jeszcze za czasów premiera Józefa Oleksego. W kolejnych latach były jeszcze cztery. Wszystkie ten umowy mają jedną wspólną cechę.
Jaką?
Nikt nie wie co ona zawiera i nikt o tym nie pamięta. To są umowy, który są de facto gestami politycznymi. Perspektywa ujęta w tym dokumencie, o którym rozmawiamy, a więc rok 2049 jest tak odległa, że dziwie się, że w ogóle ktoś podjął się próby przewidzenia lat 30. My nie znamy perspektywy rozwoju energetyki i całej gospodarki na 5-10 lat, a my w tzw. Umowie Społecznej mówimy o perspektywie 29 lat. To jest taki okres czasu, że ten kto jeszcze nie pracuje w kopalni nabędzie uprawienia emerytalne. Nie jest więc to problem gwarancji zatrudnienia dla obecnie pracujących pracowników kopalni, ale raczej, kto będzie dalej ten węgiel wydobywał do 2049 roku. Jeśli mówimy więc o gwarancjach zatrudnienia, które mają się znaleźć w umowie, to w tej umowie gwarantujemy ją tym, co dopiero przyjdą do pracy w górnictwie.
Pytanie co na to Komisja Europejska, która musi jeszcze tę umowę społeczną zaakceptować…
Problem pojawi się wówczas, kiedy rząd wsparty umowami ze związkami zawodowymi, uda się z prośbą do Komisji Europejskiej o notyfikację. Będzie wówczas zabiegał o zaangażowanie środków publicznych na likwidację kopalń. Tak się zresztą już dzieje od końca lat 90. Komisja chętnie się na ten punkt zgodzi, bo zależy jej na jak najszybszym zamykaniu kopalń emisyjnego paliwa, jakim jest węgiel. Problem pojawi się wówczas, kiedy obok zamykania kopalń pojawi się postulat formułowany przez związki zawodowe dotyczący pozyskania wsparcia finansowego dla bieżącej działalności wydobywczej kopalń, a więc dotacji do produkcji. Z takimi działaniami zakończyliśmy w Polsce w 1992 roku, choć co prawda Niemcy i Czesi to na krótko taki mechanizm wprowadzili. We wrześniu 2020 roku, kiedy zgodzono się na likwidacje sektora węgla kamiennego, ustalono, że kopalnie będą tak długo istnieć, jak długo będą miały zasoby węgla. Nikt nie będzie likwidował kopalni przed wyczerpaniem złoża. To stabilizuje rynek pracy.
Uzgodniono jednak, że górnictwo węgla kamiennego odejdzie do przeszłości w 2049 roku…
Nie nazwałbym omawianej umowy społecznej końcem górnictwa w Polsce wraz z podaną przez Pana datą. Umowa Społeczna nie obejmuje Jastrzębskiej Spółki Węglowej, gdzie mamy do czynienia z pięcioma, a wkrótce sześcioma kopalniami, które wydobywają także węgiel koksujący, a także kopalni Lubelskiego Węgla Bogdanka. Tej ostatniej proponowałbym w ogóle nie obejmować żadną umową społeczną. Ta kopalnia ma wręcz nieograniczoną perspektywę w zakresie wydobycia i zapotrzebowania na rynku. Jedynym argumentem, który każe pochylić się na tą umową to pytanie czy w międzyczasie powstanie substytut energetyczny dla Polski, który będzie w stanie pokryć dotychczasowe zapotrzebowanie na energię, które dotychczas dawał węgiel kamienny i brunatny. Tu pojawią się obawy. Wszyscy eksperci prześcigają się w datach, kiedy trzeba odejść do węgla, jednak nikt nie policzył ile w efekcie takich działań będzie wynosić skala ubóstwa energetycznego. Już teraz 20 procent węgla potrzebnego w Polsce do produkcji energii elektrycznej importujemy, podobnie jak energię elektryczną, której import zabezpiecza nam 8-10 procent rocznego zapotrzebowania. Te wielkości będą tylko rosły.
W projekcie umowy społecznej znalazły się zapisy mówiące o wykorzystaniu technologii zgazowania węgla przez spółki skarbu państwa. Czy takie technologie są możliwe do opłacalnego wykorzystania? Czy wreszcie Komisja Europejska zgodziłaby się na takie technologie?
Oczywiście, że Komisja nie wyrazi na to zgody. Co więcej na świecie nie ma przemysłowej technologii wykorzystania zgazowania węgla pod ziemią. Zapisywanie takich elementów w dokumencie jest pewnym teatrem. Obie strony próbują w ten sposób pokazać środowisku górniczemu, że myślą o węglu nadal. Myślą jednak w sposób irracjonalny. W Polsce od lat zajmujemy się tą technologią. Wykonuje to Instytut Chemicznej Przeróbki Węgla. Od 40 lat są w tym samym miejscu. Takie instalacje nie działają na świecie. Instalacje zgazowania węgla działają, ale najpierw musimy go wydobyć, a potem zgazować.
Co może stać z kopalniami węgla kamiennego na Śląsku? Komisja Europejska proponuje wykorzystanie kopalń na potrzeby elektrowni szczytowo – pompowych jako magazyny energii. Czy to wykonalne na Śląsku?
W kontekście elektrowni szczytowo – pompowych wiele mówi o przykładach z Niemiec. Tymczasem dobrze znam także niemieckie górnictwo i proszę mi wierzyć, że nie ma tam ani jednej elektrowni szczytowo – pompowej w dawnej kopalni węgla kamiennego. To iluzja, to nie działa. W Polsce mamy dwie elektrownie szczytowo – pompowe, które są wykorzystywane w celu pokrycia deficytu produkcji energii w szczytach zapotrzebowania – to jednak jest za mało. To są elektrownie, które nie bilansują się energetycznie. Energia, która jest potrzebna do zatłoczenia wody, aby spadając dawała energię elektryczną do sieci nie bilansuje się, nie przynosi efektu energetycznego, a tylko chwilowo ratuje deficyty energii. To są mrzonki, które pojawiły się w przypadku Kopalni Krupiński.
Wspomniał Pan, że to już piąta umowa społeczna od lat 90. Czy możemy spodziewać się przed 2049 rokiem kolejnych?
Tak, ponieważ każdy rząd, jaki by nie był, chce pokazać swoją wolę polityczną i dać sygnał, że rozmawia z daną grupą społeczną, w tym przypadku górnikami. Tworzą one jednak dokumenty, które nie są później realizowane. Rząd mogą tworzyć tylko tzw. legislację sprzyjającą alternatywom dla górnictwa. Taki przykładem było tworzenie specjalnych stref ekonomicznych, które stały się alternatywną dla kolejnych pokoleń rodzin górniczych. Politycy lubią mieć przekonanie, że to oni decyduj. W przypadku górnictwa zawsze jednak będzie decydować rynek, zapotrzebowanie i ekologia.
Rozmawiał Bartłomiej Sawicki
Kolorz: Zasady indeksacji wynagrodzeń to ostatni guzik do dopięcia w umowie społecznej