Marszałkowski: Ukraina obnażyła mit armii rosyjskiej (ANALIZA)

10 marca 2022, 07:35 Bezpieczeństwo

Inwazja Rosji na Ukrainie trwa już dwa tygodnie. Rosjanie póki co nie zdołali osiągnąć założonych celów strategicznych swojej kampanii wojennej. Jednak działania zbrojne trwają nadal, a ich rezultat jest trudny do przewidzenia. Jakie dalsze perspektywy obrony mają Ukraińcy? – zastanawia się Mariusz Marszałkowski, redaktor BiznesAlert.pl.

Zniszczone i porzucone czołgi T80BW pod Charkowem. Fot. Twitter.
Zniszczone i porzucone czołgi T80BW pod Charkowem. Fot. Twitter.

Według szefa amerykańskiej Centralnej Agencji Wywiadowczej (CIA) operacja wojskowa Rosji na Ukrainie miała trwać dwie doby. W tym czasie miały zostać zrealizowane główne cele w postaci zajęcia Kijowa, Charkowa, Czernichowa i Sum, oraz zmiana rządu i prezydenta na Ukrainie. Rosjanie liczyli na to, że Ukraińcy poza przygotowywanym od lat frontem w Donbasie nie będą stawiali oporu. Opór miał być znikomy, a armia rosyjska do miast ukraińskich miała wchodzić jakoby wyzwoliciele spod jarzma „kijowskiej junty”. Byli na tyle pewni swego, że w pierwszych konwojach wjeżdżających na Ukrainę wprowadzano oddziały Rosgwardii – formacji policyjno-wojskowej podlegającej pod rosyjskie MSW. Oddziały te, jak i ich wyposażenie świadczy o tym, że Rosja spodziewała się, że jedynym problemem po zajęciu Kijowa będą protesty. W jednym z rozbitych konwojów znaleziono tarcze, hełmy i inny sprzęt służący tłumieniu protestów.

O tym, że Rosjanie spodziewali się „spaceru” pokazuje również to, że w jednym ze zdobytych polowych magazynów rosyjskiej armii w Irpieniu nieopodal Kijowa odkryto…stroje galowe rosyjskich żołnierzy. Świadczy to o całkowitym braku zrozumienia sytuacji panującej na Ukrainie, złym przygotowaniu inwazji od strony rosyjskiego wywiadu (często przez wielu określanego jako działającego wzorcowo) ale także złym założeniu celów taktycznych, które miały w konsekwencji doprowadzić do zmiany władzy na Ukrainie na taką, która będzie realizować interesy Moskwy.

Ten plan sam w sobie wyglądał na śmiały zważywszy na to, że Rosjanie nie zgromadzili sił na tyle dużych, aby móc okupować tak duży kraj jakim jest Ukraina. Bez nich, obrany, nowy rząd prawdopodobnie, w najlepszym razie, musiałby salwować się ucieczką do swoich mocodawców chwilę po wyjściu z Ukrainy wojsk rosyjskich.

Stan wojny na Ukrainie. Grafika: Twitter.

Stan wojny na Ukrainie. Grafika: Twitter.

W czym tkwi sekret ukraińskiej obrony?

Przed rozpoczęciem działań zbrojnych, a także w pierwszych godzinach ich trwania wielu komentatorów i obserwujących, ale także służb wywiadowczych (również amerykańskich, jak się okazało, świetnie rozeznanych w tematach ukraińskich), twierdziło, że wojna może trwać kilkadziesiąt godzin. Rosjanie zaatakowali na wszystkich frontach jednocześnie dodatkowo realizując lokalne działania desantowe (m.in. na lotnisku Hostomel pod Kijowem). Mimo to, nie byli w stanie zająć ani większych miast (poza Chersoniem na południu), ani dostatecznie zabezpieczyć szlaków logistycznych na głównych arteriach tranzytowych Ukrainy.

Truizmem jest napisać, że Rosjanie posiadają przewagę, bo oczywistym jest, że mają ją na praktycznie każdej płaszczyźnie tego konfliktu zarówno pod względem jakościowym jaki ilościowym. Jednak rosyjskie wojska są pozbawione morale. Przed wybuchem konfliktu pisałem, że to właśnie morale mogą być kluczowym elementem tej wojny. Tekst poniżej.

Marszałkowski: Inwazja na Ukrainę nie będzie dla Rosji spacerem

Jednak morale to nie wszystko. Ukraińscy dowódcy, jak i cała armia świetnie współpracują pomiędzy sobą. Wbrew obiegowej opinii Ukraińcy nie stali czekając na Rosjan na samej linii granicznej pomiędzy oboma państwami. Główne jednostki wycofały się na bezpieczną odległość od granicy, ewentualnie weszły do miast. Pozwoliło to zachować siły do prowadzenia operacji obronnych głównych związków taktycznych ukraińskiej armii w głębi swojego terytorium. Jednocześnie dzięki formacjom obrony terytorialnej, tzw. Teroboronie, działającym na teoretycznie zajętym przez Rosję terenie udaje się w pewnym stopniu i na pewnych odcinkach frontu paraliżować wrogie linie zaopatrzeniowe. Dzięki temu czołówki rosyjskich wojsk nacierających na pozycje ukraińskiej armii często cierpią na braki zaopatrzeniowe, co powoduje masowe porzucanie sprzętu, nawet w całości sprawnego.

Zgodnie z danymi Oryxspionkop, który dokumentuje straty sprzętowe obu stron na podstawie materiałów fotograficznych i filmowych, według stanu z dziewiątego marca Rosjanie stracili już ponad 950 jednostek techniki wojskowej, z czego bezpowrotnie zniszczono 380 jednostek sprzętu. Ponad 400 sztuk zostało zdobytych przez ukraińską armię i formacje terytorialne. Zgodnie z wizualnym potwierdzeniem, Ukraińcy w tym samym czasie utracili 274 sztuki sprzętu w tym prawie 100 bezpowrotnie zniszczonych. Wyliczenia Oryxspionkop potwierdza rosyjski portal śledzący straty sprzętowe LostArmour.info.

Sukcesem ukraińskiej armii jest również wzorcowy przykład tzw. OPSEC, czyli niepublikowania w sieci ruchów swoich wojsk czy nawet starć z Rosjanami. Z jednej strony nie dostarczają wrogowi informacji na temat swoich pozycji czy potencjału, z drugiej strony budują przekaz o tym, jakoby dotychczasowe sukcesy na polu walki wynikały jedynie z zastosowania formacji nieregularnych, lekkich, bez ciężkiego sprzętu. Taki wizerunek pomaga Ukraińcom zbierać sympatię społeczności międzynarodowej, która przekłada się nie tylko na dostawy sprzętu i uzbrojenia niezbędnego do prowadzenia działań wojennych, ale także motywuje obywateli obcych państw do stanięcia po stronie bohatersko broniącej się Ukrainy.

To dodatkowo uderza w obraz armii rosyjskiej, która przez lata budowała swój wizerunek jako niezwyciężonego przeciwnika, uzbrojonego w tysiące czołgów, artylerii, wozów opancerzonych. Starcie z Ukrainą często przedstawiane jest jako wojna biblijnego Dawida z Goliatem. Z tym, że nie jest to do końca właściwe określenie, gdyż sama Ukraina w ostatnich latach również zbudowała duży potencjał obronny, również w dziedzinie wojsk pancernych, zmechanizowanych czy artylerii.

Nie do przeceny z perspektywy obrony Ukrainy jest również wsparcie wywiadowcze udzielane przez USA i NATO. W bezpośredniej bliskości granic Polski, Rumunii i Ukrainy całą dobę misje zwiadowcze wykonują samoloty rozpoznawcze sojuszu. W czasie tych misji przechwytywana jest łączność (jak się okazało, często niezabezpieczona, prowadzona na otwartych kanałach, analogowa) rosyjskich wojsk, co daje Ukraińcom przewagę taktyczną. Dodatkowo obserwowane są ruchy wojsk i ich koncentracja. Ukraińskie siły zbrojne mają świadomość sytuacyjną i wiedzą gdzie może nastąpić ewentualny atak czy gdzie przygotować zasadzkę. To wszystko przekłada się na niebagatelne straty w szeregach rosyjskich oddziałów. Według ukraińskich danych, do których trzeba podchodzić z należytą ostrożnością, do dziewiątego marca na Ukrainie zginęło, zostało rannych i wziętych do niewoli ponad 12 tys. rosyjskich wojskowych. Według danych amerykańskiego i brytyjskiego wywiadu sama liczba zabitych waha się od dwóch do czterech tysięcy. Przyjmując, że rannych może być dwa-trzy razy więcej ukraińskie wyliczenia wcale nie muszą być fantasmagorią.

Według rosyjskiego ministerstwa obrony od 24 lutego do drugiego marca śmierć poniosło 498 żołnierzy a 1597 zostało rannych. Nie wiadomo jednak, czy dane te zawierają straty poniesione przez Rosgwardię (MSW). Prawie pewne jest natomiast to, że liczba ta nie uwzględnia strat poniesionych przez wojska tzw. republik ludowych w Doniecku i Ługańsku.

Co dalej z inwazją?

Rosjanie obecnie nieco wstrzymali swój pochód. Ukraiński i amerykański wywiad donoszą o przegrupowaniu rosyjskich wojsk, uzupełnieniu strat i stworzeniu nowego planu dalszych ataków. Nic nie wskazuje na to, aby ofensywa się zatrzymała na dobre, a mamy do czynienia raczej z pauzą operacyjną. Jednocześnie trwają lokalne starcia, ostrzały artyleryjskie rakietowe z lądu, morza i powietrza. Na południu w regionie Chersońskim pojawia się coraz więcej oddziałów pacyfikacyjnych Rosgwardii, która ma pilnować porządku w zajętych miastach i wsiach. Wywiad USA informuje również o sprowadzaniu pod granice z Ukrainą samolotów An-2, które po przerobieniu na maszyny bezzałogowe mogą służyć jako „wabiki” na ukraińską obronę przeciwlotniczą. Ta strzelając do nadlatujących An-2, odkrywałaby swoje pozycje a następnie byłaby niszczona przy wykorzystaniu lotnictwa i systemów balistycznych i rakiet manewrujących. To w konsekwencji dałoby Rosji upragnioną przewagę powietrzną i możliwość swobodnego ataku ukraińskich wojsk na ziemi.

Jednak czy rzeczywiście drugi etap inwazji musi się skończyć porażką Ukrainy? Niekoniecznie. Owszem, przewaga ilościowa i sprzętowa jest po stronie Rosji, jednak Ukraińcy nie stoją bezczynnie. Miasta, do których mogą wejść siły rosyjskie, przygotowują się do obrony. Kopane są rowy przeciwczołgowe, okopy, budowane zapory i barykady. Ludność tych miast uczy się posługiwania bronią i taktyki walki miejskiej. Większość ośrodków miejskich, poza oblężonym Mariupolem, wciąż ma połączenie z resztą Ukrainy. To sprawia, że nadal dociera tam uzbrojenie dostarczane przez państwa zachodnie. Na zachodzie Ukrainy, gdzie poza sporadycznymi ostrzałami rakietowymi nie są prowadzone działania wojenne cały czas trwa szkolenie zarówno sił obrony terytorialnej, jak i rezerw uzupełniających wojska walczące w innych częściach kraju.

Tu pojawia się kolejny aspekt, który powoduje, że nie można z góry zakładać ukraińskiej porażki. Według danych szefa sztabu sił zbrojnych Ukrainy z początku marca do obrony terytorialnej zapisało się ponad 100 tys. chętnych. Dodatkowo, zgodnie z danymi państwowej służby granicznej Ukrainy od 24 lutego do ósmego marca na Ukrainę powróciło prawie 180 tys. ludzi z czego 80 procent stanowili mężczyźni. Większość z nich wróciła w celu wstąpienia do wojska i obrony swojej ojczyzny. Ponadto, prezydent Wołodymyr Zełeński specjalnym dekretem powołał do życia legion cudzoziemski. Jest to formacja, do której wstępować mogą chętni z zagranicy. Według danych ukraińskiego MSZ poprzez specjalny formularz kontaktowy i ambasady Ukrainy zgłosiło się ponad 20 tys. zainteresowanych służbą na Ukrainie. Są to ludzie z doświadczeniem bojowym, często emerytowani żołnierze sił specjalnych i innych formacji policyjnych albo wojskowych mających przeszkolenie w obsłudze specjalistycznego sprzętu i uzbrojenia. Ludzie ci mogą wykonywać działania bojowe na linii frontu lub pełnić rolę instruktorów uczących Ukraińców wykorzystania granatników przeciwpancernych, obsługi dronów, taktyki czy strzelectwa. Dopóki Rosja i Białoruś nie otwierają frontu na zachodzie Ukrainy, dopóty na terytorium tego kraju cały czas swobodnie mogą wjeżdżać kolejne transporty ze sprzętem, uzbrojeniem, paliwem czy amunicją a także zagraniczny zaciąg ochotników.

Czas gra w tym przypadku na korzyść Ukrainy. Rosja z szybkiej, zwycięskiej kampanii wpadła w mozolny i krwawy konflikt kosztujący już miliardy dolarów tylko w zniszczonym sprzęcie. Kreml uwierzył w obrazki widywane na paradach dziewiątego maja, które jak się okazuje, nie miały wiele wspólnego z rzeczywistością. Na ten obraz składa się wiele czynników. Fakt jest natomiast taki, że armia modernizowana przez lata, na którą co roku budżet rosyjski wydaje co najmniej 50-60 mld dolarów nie jest w stanie zdominować armii, której budżet wynosi niecałe siedem mld dolarów i to dopiero od kilku lat. Bez względu na ostateczny rezultat tej wojny, prysł mit rosyjskiej armii z mozołem budowany przez lata. Rosja będzie chciała odbudować go jak najszybciej, jednak na drodze mogą stanąć sankcje gospodarcze nałożone przez państwa Zachodu. I na nic zdadzą się propagandowe obrazki okraszone znakiem Z.

Marszalkowski: Kto i czym zbroi Ukrainę? (ANALIZA)