Menkiszak: Rosja chce resetu z Zachodem na własnych warunkach (ROZMOWA)

5 lipca 2016, 07:30 Bezpieczeństwo

ROZMOWA

Kierownik zespołu rosyjskiego w Ośrodku Studiów Wschodnich, dr Marek Menkiszak, opowiada o tym w jaki sposób Rosja chce doprowadzić do ponownego zbliżenia w relacjach z Zachodem. Czy po agresji na Ukrainę coś w nich pękło? Jakie to ma znaczenie dla współpracy biznesowej?

BiznesAlert.pl: Czy i w jaki sposób Rosjanie chcą uzyskać reset w relacjach z Europą? Czy biznes jest pierwszą forpocztą? 

Marek Menkiszak: Rosyjskie władze bardzo chcą znormalizować swoje stosunki z Zachodem, w pierwszej kolejności z UE. Motywacja jest tu czysto utylitarna. Kreml chciałby złagodzić negatywne społeczne konsekwencje dla Rosjan swoich kontrsankcji (embarga na żywność), ale z przyczyn prestiżowo-politycznych nie może tego uczynić jednostronnie. Potrzebuje decyzji UE o rozpoczęciu ich łagodzenia. To wynika także z tego, że polityka substytucji importu w większości przypadków poniosła fiasko. Nawet jeśli udaje się zastąpić zachodnią żywność rosyjską, to jej jakość dramatycznie spada. Z kolei zachodnie sankcje finansowe poważnie utrudniają życie niektórym rosyjskim firmom i bankom, odstraszają też potencjalnych inwestorów, nie tylko z Zachodu, ale też z Azji. Zniesienie sankcji nie uratuje rosyjskiej gospodarki, ale da jej nieco oddechu, przedłuży agonię systemu, która może rozciągnąć się na wiele lat.

Ponadto dla Rosji ważny jest jaki będzie paradygmat myślenia w Europie. Kreml chciałby stworzyć wrażenie, że Rosja – jakim by nie była trudnym sąsiadem – jest partnerem niezbędnym, bez którego nie da się rozwiązywać problemów globalnych i regionalnych, takich jak terroryzm i radykalizm islamski, kryzys migracyjny itp.

Z drugiej strony chodzi o stworzenie wrażenia, że takie państwa jak Mołdawia, Gruzja a zwłaszcza Ukraina, są skazane na swoją postswieckość, nie mają szans się głęboko zreformować i zintegrować się z Zachodem, zatem jedynym sensownym dla Zachodu (zwłaszcza Unii Europejskiej) wyjściem jest polityczne i ekonomiczne wyjście z tego obszaru, porzucenie aktywnej polityki i faktyczne pozostawienie ich w nieformalnej rosyjskiej strefie wpływów.

Wreszcie chodzi o podtrzymanie mirażu, że Rosja to wielki rynek zbytu, pomost do Azji i potencjalny partner dla Europy w dużych strategicznych projektach, zwłaszcza infrastrukturalno-energetycznych.

Jak w tym kontekście działa projekt Nord Stream 2

Nord Stream 2 to właśnie kluczowy element tego ostatniego pomysłu Moskwy. Konsekwencje ewentualnej realizacji tego projektu wykraczają dalece poza sferę ekonomiczną. Jego urzeczywistnienie w istocie sprzyjałoby realizacji starego pomysłu Kremla, czyli stworzenia nowego porządku europejskiego opartego na dwóch filarach: Niemcach dominujących na obszarze UE i Rosji dominującej we wschodniej Europie. Oznaczałoby to, że Europa opiera swój rozwój gospodarczy w dużym stopniu o import gazu z jednego kierunku: z Rosji, a Niemcy stają się europejskim hubem – kluczowym punktem jego dystrybucji na całym kontynencie. To oznaczałoby dla Rosji perspektywę stworzenia silnych ekonomicznych fundamentów swojej długofalowej obecności gospodarczej, a co za tym idzie politycznej w Europie, za pośrednictwem Niemiec. A rola Ukrainy w Europie uległaby marginalizacji. Wielu polityków w Berlinie zdaje się ciągle wierzyć, że umocnienie w ten sposób strukturalnej zależności Rosji od rynku niemieckiego i europejskiego, dałoby dźwignię wpływu na Rosję i ustabilizowałoby jej europejską politykę. To błędne założenie. Byłoby dokładnie odwrotnie, to Rosja uzyskałaby taką dźwignię wpływu, nie rezygnując z autonomicznej, asertywnej a nawet agresywnej polityki.

Czemu służy animowana przez Kreml debata o reformie gospodarczej w Rosji? Ile już takich debat było w przeszłości, a jakie były skutki?

Rządząca w Rosji wąska elita z Władimirem Putinem na czele ma poważny dylemat. Już zdała sobie sprawę, że utrzymanie poprzedniego modelu gospodarczego opartego o wysokie i stale rosnące ceny ropy naftowej jest niemożliwe. Ale realnego, alternatywnego modelu nie widać. A próba jego urzeczywistnienia, wymagałaby systemowych reform gospodarczych, ale też politycznych,  faktycznego demontażu obecnego modelu opartego na głębokiej kontroli państwa, połączonej z jego nieformalną prywatyzacją przez rządzącą grupę, systemowej masowej korupcji i pasożytnictwa. Taka reforma z definicji jest niemożliwa, bo nieuchronnie na końcu tego procesu byłaby utrata władzy i aktywów przez grupę rządzącą. Pozostają zatem zmiany ograniczone lub pozorowane, także po to aby skusić dużych, chciwych inwestorów, także zachodnich, aby przekazali nieco kapitału i technologii i choć trochę wydłużyć agonię systemu. W tym zamyśle tzw. rosyjscy liberałowie (jak Aleksiej Kudrin) mieliby do odegrania role przynęty, mieliby także za zadanie nieco ograniczyć bieżące koszty funkcjonowania systemu bez zmiany jego istoty.

Czy w przeddzień szczytu NATO w Warszawie widoczne jest w działaniach Rosji działanie na rzecz uspokojenia partnerów zachodnich? Czy może odnieść skutek? 

Tak. Taktyka rosyjska polegała najpierw na mnożeniu pogróżek i prowokacji. Rysowano dramatyczny obraz potencjalnych konsekwencji decyzji NATO: tworzenie na zachodniej granicy Rosji i w Białorusi nowych baz wojskowych i jednostek, rozmieszczenie systemów rakietowych Iskander, potencjalnie wyposażonych w taktyczne głowice jądrowe, w obwodzie kaliningradzkim czy na Krymie, czy wreszcie wyjście Rosji z traktatu o INF, o zakazie wykorzystania rakiet z głowicami jądrowymi średniego i krótszego zasięgu. Do tego prowokacyjne ćwiczenia i mnożące się incydenty w powietrzu i na morzu, w tym naruszenia przestrzeni powietrznej państw NATO i partnerów. Nie jest wykluczone, że do takich prowokacyjnych działań ze strony Rosji dojdzie jeszcze podczas szczytu czy bezpośrednio po jego zakończeniu.

Z drugiej strony w ostatnim czasie widzimy wyraźne sygnały łagodzenia postawy Rosji, która wszak dobrze wie, jakie będą postanowienia szczytu warszawskiego, a od strony czysto wojskowej nie będą one znaczące dla Rosji. Moskwa wciela zatem w życie już od kilku miesięcy swoje wcześniejsze zapowiedzi, m.in. rozbudowując potencjał wojskowy na Krymie i w obwodzie kaliningradzkim, tworząc trzy nowe dywizje u granic państw NATO i Ukrainy. Jednak sygnalizuje przy tym gotowość zawarcia umowy o unikaniu incydentów wojskowych. Są też sygnały, że nie będzie się spieszyć z  Iskanderami, czy wychodzeniem z INF. Zapewne pozostawia to sobie do dalszej gry strategicznej z Waszyngtonem, w której chodzi m.in. o zablokowanie budowy bazy tarczy systemów antyrakietowych w polskim Redzikowie. Paradoksalnie czynnikiem stabilizującym jest wiara Kremla w sukces Donalda Trumpa w listopadowych wyborach prezydenckich w USA.  Skoro ma poważne szanse dojścia do władzy człowiek, którego Kreml podejrzewa o gotowość do strategicznego przetargu z Rosją, nie warto zbytnio antagonizować USA przed wyborami zbyt radykalnymi działaniami po szczycie NATO. Takim podejściem Rosja stara się też doraźnie wzmocnić na szczycie w Warszawie te państwa członkowskie, które popierają linię powrotu do dialogu z Rosją i tym samym wpłynąć na wymowę polityczną komunikatu końcowego ale też na sposób myślenia o Rosji w NATO.

Jakie nieodwracalne, a jakie odwracalne skutki przyniosła wojna na Ukrainie dla Rosji? 

To będzie można ocenić dopiero w dłuższej perspektywie. Popularny jest pogląd, że przez wojnę Rosja ostatecznie „utraciła Ukrainę”. Na dziś rzeczywiście tak to wygląda. Wojna sprzyjała silnej konsolidacji zdecydowanej większości społeczeństwa ukraińskiego, rozwoju ukraińskiej odrębnej tożsamości. I nadal, mimo że w większości Ukraińcy nie są wrodzy Rosjanom, to sprzeciw wobec rosyjskich władz i ich polityki jest dość powszechny. Pytanie na ile trwałe okażą się te zmiany i czy po latach, w obliczu frustracji Zachodem i rozczarowania własną elitą rządzącą, rosyjski soft power nie zyska na atrakcyjności na Ukrainie, jak to dziś obserwujemy w Gruzji. Rosja na to liczy, ale jej problemem zawsze był brak cierpliwości i błędna, życzeniowa diagnoza sytuacji.

Natomiast w sferze wewnętrznej  Kreml odniósł pewien ograniczony sukces. „Powrót Krymu do macierzy”, jak to przedstawiała rosyjska propaganda wzbudził potężny  przypływ poparcia dla Putina w Rosji. Wszak po raz pierwszy od zakończenia II wojny światowej terytorium tego kraju, miast się kurczyć, rozszerzyło się, a Putin wszedł do historii. Z drugiej strony mało kogo w Rosji naprawdę obchodzi dziś Krym, zwłaszcza  w sytuacji kryzysu gospodarczego.

Jednak Kremlowi udało się jeszcze jedno. Pokazując nieustanie dramatyczne sceny Majdanu w rosyjskiej telewizji, a później przerysowując dramatyczne skutki kryzysu gospodarczego i politycznych kłótni na Ukrainie, rosyjskiej propagandzie udało się jak na razie wmówić rosyjskiemu społeczeństwu, że tzw. kolorowa czy demokratyczna rewolucja przynosi więcej zła niż dobra i nie może być czymś, czego powinni życzyć sobie Rosjanie. To czy ten propagandowy obraz uda się zniszczyć poprzez sukces ukraińskiego państwa, jego reformy i europejskiej integracji, w dużym stopniu zależy od samych Ukraińców.

Rozmawiał Wojciech Jakóbik