Mieszanka dostaw przez gazociągi i w formie skroplonej ma pozwolić rosyjskiemu Gazpromowi na skuteczną walkę z konkurencją w postaci LNG ze Stanów Zjednoczonych.
Model hybrydowy
Gazprom proponuje, aby szczyt zimowego zapotrzebowania europejskich odbiorców na gaz był pokrywany przez surowiec terminalu LNG, który ma powstać na wybrzeżu Morza Bałtyckiego – powiedział wiceprezes spółki Walerij Gołubiew.
– Połączenie rurociągowych dostaw gazu z dostawami LNG może być realizowane nawet w obrębie jednej umowy. Widzimy w tym ogromną przewagę. Nawet jeżeli przepustowość naszych gazociągów: Nord Stream czy budowanego Nord Stream 2 nie będzie w pełni wykorzystywana, to oznacza to, że posiadamy pewien zapas mocy do pokrycia zimowych maksimów zapotrzebowania na surowiec – stwierdził Gołubiew podczas wystąpienia w ramach Forum Gajdarskiego.
MAE: Tanie LNG z USA zagrozi Gazpromowi. Nord Stream 2 nie ma uzasadnienia
– Zimowe maksima mogłyby być pokryte jednorazowymi dostawami LNG. Rzeczywiście tym była podyktowana nasza decyzja o budowie terminalu na wybrzeżu Morza Bałtyckiego – podkreślał wiceprezes Gazpromu.
Rosyjski monopolista zamierza do 2021 roku uruchomić terminal Baltic LNG. Ma on osiągnąć przepustowość 10 mln ton gazu skroplonego rocznie. W celu realizacji projektu powołano spółkę Gazprom LNG Sankt Petersburg.
W czerwcu Gazprom podpisał z Shellem memorandum o współpracy przy Baltic LNG. Pomimo śmiałych planów pojawiły się problemy z jego realizacją ze względu na brak środków finansowych i spadek rentowności przedsięwzięć tego typu spowodowany niskimi cenami ropy. Mimo to Rosjanie z niego nie rezygnują, a wartość baryłki rośnie. Wraz z nią wraca rentowność projektów LNG.
Gazprom uznaje potencjał amerykańskiego LNG
Rosyjski Gazprom dostrzega perspektywę konkurencji ze strony Stanów Zjednoczonych na rynku europejskim i stara się promować połączony mechanizm dostaw rurociągowych i LNG do Europy i Chin.
Amerykańscy wydobywcy błękitnego paliwa mogą wyprzeć Gazprom z europejskiego rynku, gdzie rosyjski dostawca zajmuje dominującą pozycję i co istotne, zamierza ją umocnić, mimo że różnice polityczne między Europą a Rosją nie ułatwią tego zadania.
– W przyszłości spodziewamy się poważnej konkurencji ze strony USA – powiedział Gołubiew. – Nie wiemy jakie działania podejmie nowa administracja, ale jeśli spojrzeć na ich oświadczenia, już teraz stało się bardzo prawdopodobne, że podejmą działania na rzecz zwiększenia wydobycia zarówno gazu ze złóż konwencjonalnych, jak i łupkowego. Wraz z nowymi mocami terminali LNG w Europie, może to stanowić nowy czynnik wpływu na rynek europejski – dodał.
Gołubiew ocenił, że Amerykanie będą walczyć z Rosjanami nie o Europę, a o globalny rynek gazu.
Rosjanie są u kresu możliwości
W 2016 roku Gazprom dostarczył na Stary Kontynent oraz do Turcji rekordowe 179,3 mld m3 gazu, a jego udział w europejskim rynku przewyższył 30 procent.
– Owszem spółka ma chęć w pełni zmonopolizować rynek Europy, ale niestety trudno będzie zwiększyć dotychczasowy, ponad trzydziestoprocentowy udział – przyznał wiceprezes rosyjskiego monopolisty.
Mechanizm łączonych dostaw rurociągowych oraz LNG może zostać wykorzystany również wobec chińskich partnerów Gazpromu. Przy realizacji projektu Siła Syberii może być dodatkowo użyte LNG z Sachalinu, gdzie znajduje się jedyny terminal na gaz skroplony w Rosji i kontroluje go rosyjski gigant.
Zdaniem analityków Bank of America Merrill Lynch nieuniknioną konsekwencją rewolucji LNG będzie spadek cen gazu w Europie. Realna cena tego surowca zbliży się do ceny węgla – 3,8 dolarów za 1 mBtu, co w przybliżeniu odpowiada 120 dolarom za 1000 m3. To o 20 procent mniej niż ceny rosyjskiego gazu z początku lata 2016 roku, które i tak były najniższe od 12 lat.
Na początku lutego ubiegłego roku Financial Times informował o tym, że wobec perspektywy zalewu rynku europejskiego dostawami LNG ze Stanów Zjednoczonych rosyjski Gazprom może przyjąć strategię podobną do tej, którą Arabia Saudyjska przyjęła na rynku ropy naftowej. W celu ograniczenia szans konkurentów zastosuje rabaty cenowe, które pozwolą mu utrzymać udziały na rynku.
Prime/Reuters