Musiałek: Jak pomóc ukraińskiej energetyce

28 lutego 2014, 08:48 Energetyka

Pomysł międzynarodowego konsorcjum gazowego na Ukrainie, który miałby zarządzać ukraińską siecią przesyłową był pomysłem, który powstał jako odpowiedź na rosyjsko-ukraińskie spory gazowe i oskarżenia pod adresem kradzieży przez Kijów rosyjskiego gazu przesyłanego do Europy.

Rozważano wówczas różne warianty udziałowców w tym przedsięwzięciu, w także udział Gazpromu. Dziś w obliczu politycznej rewolucji pomysł powrotu do idei konsorcjum, które miałoby pomóc Ukrainie w jej gazowych problemach, jest pomysłem ciekawym, ale trzeba odpowiedzieć na pytanie czy odpowiada on na główne problemy ukraińskiego sektora gazowego.

Idea konsorcjum zrodziła się jako odpowiedź na rosyjsko-ukraińskie spory gazowe i oskarżenia o kradzież rosyjskiego gazu przez Kijów. Zainteresowanie współzarządzeniem ukraińską siecią przesyłową zgłaszała zarówno UE, jak i Rosja, a więc podmioty zainteresowane bezproblemowym przesyłem gazu do Europy. Konsorcjum miało więc realizować przede wszystkim ich interesy. Zyskiem dla Ukrainy byłoby zneutralizowanie oskarżeń o kradzież gazu, ponieważ konsorcjum uniemożliwiłoby takie praktyki. Problem polega jednak na tym, że oskarżenia te… nie były bezpodstawne. Oczywiście kradzieży dokonywały nie państwowe firmy, ale firmy oligarchów, więc pożytek dla dobra wspólnego był niewielki. Niemniej pytanie czy Ukraina tracąc wyłączną kontrolę nad swoim kluczowym zasobem jakim jest największy system przesyłu gazu w Europie zyskałaby w zamian coś istotnego poza większą wiarygodnością? Oczywiście konsorcjum zapewniłoby środki na modernizację sieci, która jest przestarzała, ale pytanie czy przy zmniejszającym się przesyle gazu przez Ukrainę na rzecz Nord Stream, a wkrótce South Stream modernizacja przesyłu jest priorytetem?

Niekoniecznie. W chwili obecnej sytuacji kluczowym problemem Ukrainy jest gazowa zależność od Rosji. To przede wszystkim rabatem gazowym Kreml skusił Janukowycza do odstąpienia od umowy stowarzyszeniowej z UE. Dodajmy – jest to zależność na własne życzenie. Ukraińcy nie dokonywali dywersyfikacji dostaw, ponieważ przez długie lata jeszcze po upadku ZSRR ceny rosyjskiego gazu były niskie i pozyskanie gazu z jakiegokolwiek innego kierunku byłoby droższe od zakupów od Gazpromu. Sytuacja zmieniła się gdy ten zacząć stopniowo podnosić ceny gazu. Gdy Ukraińcy się buntowali, Rosja oferowała rabaty w zamian za koncesje gospodarcze lub polityczne, co z punktu widzenia interesu Rosji było całkowicie zrozumiałe. To powinno zmobilizować Kijów do dywersyfikacji dostaw, ale tak się nie stało z prostego powodu. Ukraina chciała zjeść ciastko i mieć ciastko – Kijów chciał cieszyć się niezależnością polityczną i jednocześnie nie godząc się na podwyżki cen za gaz na rynku wewnętrznym, skazywał się na uzależnienie od Rosji. Dopóki Kijów nie zrozumie, że niezależność, także gazowa, kosztuje, to żadna pomoc z zewnątrz nie pomoże. Ukraina potrzebuje dywersyfikacji dostaw i zmniejszenia energochłonności, która pomoże zwiększyć jej pozycję negocjacyjną wobec Gazpromu. Niemniej Kijów nie może się łudzić, że dostawy z tych kierunków będą na poziomie obecnych promocyjnych cen rosyjskiego gazu, ponieważ nikt w Europie im gazu w takie cenie nie sprzeda.

Jak może pomóc UE? Przede wszystkim poprzez pomoc finansową budowy rewersów na połączeniach z Polską, Słowacją i Węgrami. Na to mogą znaleźć się pieniądze, choćby z Funduszu „Łącząc Europę”, z którego finansowane są połączenia międzysystemowe w UE. Nad rewersami Ukraińcy już pracowali w ubiegłym roku, ale jak się okazało po szczycie w Wilnie – tylko w celu podniesienia pozycji negocjacyjnej wobec Rosji. Tym razem celem powinny być realne inwestycje, które umożliwią dostęp do rynku zachodnioeuropejskiego. Pomoc w budowie infrastruktury gazowej UE powinna być jednak uwarunkowana, podobnie jak pożyczki MFW: Ukraina powinna na serio wprowadzić reformy wymagane z tytułu członkostwa we Wspólnocie Energetycznej (przyjęcie zasad zawartych w III pakiecie energetycznym), a przede wszystkim urynkowić ceny. Jest to niezbędne, aby zwiększyć wiarygodność i przyciągnąć zagranicznych inwestorów.

Jak z kolei może pomóc Polska, oczywiście poza lobbowaniem w UE za wyżej wymienionymi kwestiami? Prawdopodobne już niedługo Kijów doświadczy uchylenia rabatu na rosyjski gaz. Dlatego PGNiG i inne firmy powinny przeanalizować możliwość odwrócenia kierunku przepływu gazu między Polską i Ukrainą i rozszerzenie wzajemnego połączenia w Drozdowyczach. O tym pomyślę pisałem już 1,5 roku temu. Dziś kiedy ceny na giełdach w Europie są najniższe od 2 lat, a ceny rosyjskiego gazu dla Kijowa pójdą pewnie ostro w górę, szansa na eksport gazu z Polski na Ukrainę staje się ekonomicznie i politycznie uzasadniona. Co więcej, już niedługo w Świnoujściu będziemy mogli kupować gaz skroplony z rynku światowego, co może być atrakcyjne także dla Ukrainy. Choć Ukraińcy sami planowali wybudować terminal (zakończony póki co kompromitacją związaną z niedoszłym kontraktem z hiszpańską firmą Gas Natural Fenosa), to wydaje się, że w obecnej fatalnej sytuacji finansowej Ukrainy i gazowego monopolisty Naftohazu ekonomicznie najbardziej optymalną opcją będzie sprowadzanie gazu skroplonego z Polski. Kluczowym problemem pozostają jednak dwie kwestie. Pierwsza to wspomniana już podwyżka cen gazu, która jest niezbędna, aby eksport był opłacalny. Druga, nie mniej ważna, to rola polityczna oligarchy Dmitro Firtasza. Dzięki dobrym koneksjom z Janukowyczem i Rosją jego spółka Ostchem była, obok Naftohazu, głównym importerem rosyjskiego gazu na Ukrainę. Z dużym prawdopodobieństwem jego polityczna rola zostanie jednak co najmniej poważnie osłabiona, a zadbać o to będzie żądna zemsty Julia Tymoszenko. Odsiadywała ona wyrok także w wyniku wpływu Firtasza, chcącego zemścić się za wyeliminowanie w 2009 roku przez Tymoszenko spółki RosUkrEnergo z tranzytu gazu z Rosji do Europy (w także Polski), w której miał wydatny udział. W nowym politycznym rozdaniu prawdopodobnie nie będzie on dłużej monopolizował tranzytu gazu, co oznacza szansę na wejście na rynek nowych podmiotów, w tym także z Polski.