Najważniejsze informacje dla biznesu

To nie sukces, a będzie porażka. Branża o wynikach naboru wniosków do „NaszEauto”

W lutym 2025 roku uczestnicy dotacyjnego rządowego programu podbili liczbę rejestracji aut elektrycznych w Polsce. Ale eksperci nadal są sceptyczni, czy resortowi klimatu uda się zrealizować zakładane cele. A to może oznaczać, że przepadnie nawet miliard złotych dotacji z Krajowego Planu Odbudowy.

40 tysięcy nowych osobowych samochodów elektrycznych miałoby wyjechać z salonów dealerskich na polskie drogi do końca czerwca 2026 roku. Pomóc ma hojne rządowe wsparcie, które wynosi nawet 40 tys. zł, jeśli skorzysta się z premii za dochody do 135 tys. zł rocznie i za złomowanie starego auta spalinowego. W poprzednim programie „Mój elektryk” maksymalna kwota dotacji dla osób fizycznych wynosiła 27 tys. zł, i to tylko dla posiadaczy karty dużej rodziny. W lutym 2025 roku, w pierwszym niepełnym miesiącu funkcjonowania programu „NaszEauto” na zakup lub leasing elektryków zdecydowało się 1322 osób, podbijając liczbę rejestracji aut elektrycznych w Polsce. Ale eksperci nadal są sceptyczni, czy ministerstwu klimatu i środowiska uda się zrealizować zakładane cele.

Jest lepiej niż przewidywali, a wciąż za mało

Według danych Polskiego Związku Przemysłu Motoryzacyjnego w lutym 2025 roku zarejestrowano 1675 nowych samochodów osobowych z silnikiem elektrycznym, o 49,4 procent więcej niż w styczniu, i o 22,3 procent więcej niż rok wcześniej. Ale choć zachęty są większe niż w poprzednim programie „Mój elektryk”, i udział dotowanych aut wysoki w rejestracjach, rekord z czerwca 2024 roku, kiedy wydziały komunikacji wydały kierowcom takich aut 2115 zielonych tablic nie został pobity. Był to jednak siódmy wynik pod względem rejestracji w historii polskiego rynku.

– Liczba wniosków, które wpłynęły do Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej po uruchomieniu 3 lutego programu NaszEauto była większa niż zakładaliśmy. Może to wynikać z tego, że firmy leasingowe przygotowały dobre, a nawet bardzo dobre oferty dla osób prowadzących jednoosobową działalność gospodarczą – mówi Jakub Faryś, prezes Polskiego Związku Przemysłu Motoryzacyjnego.

Nawet miliard złotych może przepaść?

Według Jakuba Farysia wynik z lutego cieszy. Trudno jednak wyrokować po pierwszym miesiącu działania, jaki będzie końcowy rezultat.

– Zakładając optymistycznie, że tempo się utrzyma przez 14 miesięcy, które pozostały do rozliczenia programu to dotacje dostałoby nieco ponad 20 tys. osób. A więc mniej niż zakłada ministerstwo klimatu i środowiska. Eksperci szacowali, że uda się wykorzystać około 1/3 budżetu programu – dodaje.

– Sukcesem można co najwyżej nazwać to, że w ogóle znalazło się tylu odbiorców nieinstytucjonalnych na pojazdy elektryczne. Niestety przy braku programowego dofinansowania dla przedsiębiorców i pozostałych odbiorców instytucjonalnych, którzy odpowiadają za około 4/5 wszystkich rejestracji, nie należy się spodziewać większej poprawy w nadchodzących miesiącach – komentuje Jacek Tuzinek, prezes Związek Dealerów Samochodów. Jest przekonany, że zaplanowany budżet w wysokości 1,6 mld złotych nie będzie wykorzystany.

– Niewykorzystanie pełnej puli dofinansowania przy utrzymaniu obecnych założeń programu jest pewnikiem. Jeszcze na etapie ogłoszenia prac nad nowym programem apelowaliśmy, jako ZDS o uwzględnienie w dofinansowaniu odbiorców instytucjonalnych, informując o tym, że to właśnie osoby prawne w Polsce stanowią największą grupę nabywców pojazdów bateryjnych – mówi szef ZDS.

Na dochodowej dotacji skorzystają chińscy producenci

Resort klimatu chciał poszerzyć grono użytkowników elektryków w Polsce, tak żeby nie były one dobrem elitarnym. Dlatego osoby fizyczne z dochodem nie przekraczającym 135 tys. zł rocznie, jeśli kupią lub wyleasingują bateryjny samochód otrzymają dodatkowo 5 lub 11,25 tys. zł dofinasowania. W pierwszym miesiącu funkcjonowania programu NaszEauto do NFOŚGiW złożono 225 wniosków o takie dotacje, czyli od 17 procent wszystkich przyszłych beneficjentów. Na jakie marki aut się zdecydują?

– Na programie mają szansę skorzystać producenci chińscy konkurujący cenami. Należy jednak pamiętać, że osoby z dochodem poniżej 135 tys. złotych są nadal odbiorcą niszowym, który nie będzie stanowił w znaczącym stopniu o sukcesie rynkowym danego producenta – wyjaśnia Jacek Tuzinek, prezes ZDS.

Złomowanie nie na potęgę

Nowy program promuje dodatkową dotacją 5 lub 10 tysięcy złotych złomowanie starych pojazdów z silnikami spalinowymi – resort klimatu nie chciał, aby kopciuch na czterech kółkach dalej jeździły po naszych drogach. W Polsce, gdzie samodzielny demontaż jest zabroniony, rozbiórce poddaje się około 700 tys. aut rocznie, z czego około 40-50 procent w szarej strefie. Usługa jest bezpłatna, co więcej można dostać od recyklera niewielkie pieniądze przy oddawaniu samochodu do demontażu.

Premia za złomowanie w całości trafia więc do beneficjenta. W lutym po wyrejestrowaniu auta wniosek o jej wypłatę do NFOŚGiW złożyło 186 osób, czyli 14 procent wszystkich przyszłych beneficjentów.

– To mnie nie dziwi. Zdecydowały się na to głównie osoby, które mają w gospodarstwie domowym co najmniej dwa trzy samochody. I oddały do złomowania ten najstarszy, najrzadziej używany – mówi prezes Faryś.

A to oznacza, że do recyklingu dzięki programowi NaszEauto trafi najwyżej 5000-6000 gruchotów, czyli mniej niż 1 procent demontowanych co roku.

– Szacujemy że rocznie „wypada z obiegu” łącznie około miliona pojazdów. Więc liczba aut zezłomowanych dzięki programowi NaszEauto jest raczej ciekawostką niż realnym efektem programu. Zresztą nie ma co się dziwić, ponieważ przyjmując że stacja demontażu płaci około jednej trzeciej wartości auta i zyskujemy bonus w dopłacie na poziomie 10 tysięcy złotych, to opłacalne jest to dla aut w cenie nie wyższej niż 20 tysięcy złotych. Rodzi się pytanie, czy osoby jeżdżące takimi autami są w ogóle skore przesiadać się na elektryka – podsumowuje prezes Tuzinek.

Tomasz Brzeziński

Sprzedaż samochodów osobowych ostro hamuje. Polska przestaje być liderem

W lutym 2025 roku uczestnicy dotacyjnego rządowego programu podbili liczbę rejestracji aut elektrycznych w Polsce. Ale eksperci nadal są sceptyczni, czy resortowi klimatu uda się zrealizować zakładane cele. A to może oznaczać, że przepadnie nawet miliard złotych dotacji z Krajowego Planu Odbudowy.

40 tysięcy nowych osobowych samochodów elektrycznych miałoby wyjechać z salonów dealerskich na polskie drogi do końca czerwca 2026 roku. Pomóc ma hojne rządowe wsparcie, które wynosi nawet 40 tys. zł, jeśli skorzysta się z premii za dochody do 135 tys. zł rocznie i za złomowanie starego auta spalinowego. W poprzednim programie „Mój elektryk” maksymalna kwota dotacji dla osób fizycznych wynosiła 27 tys. zł, i to tylko dla posiadaczy karty dużej rodziny. W lutym 2025 roku, w pierwszym niepełnym miesiącu funkcjonowania programu „NaszEauto” na zakup lub leasing elektryków zdecydowało się 1322 osób, podbijając liczbę rejestracji aut elektrycznych w Polsce. Ale eksperci nadal są sceptyczni, czy ministerstwu klimatu i środowiska uda się zrealizować zakładane cele.

Jest lepiej niż przewidywali, a wciąż za mało

Według danych Polskiego Związku Przemysłu Motoryzacyjnego w lutym 2025 roku zarejestrowano 1675 nowych samochodów osobowych z silnikiem elektrycznym, o 49,4 procent więcej niż w styczniu, i o 22,3 procent więcej niż rok wcześniej. Ale choć zachęty są większe niż w poprzednim programie „Mój elektryk”, i udział dotowanych aut wysoki w rejestracjach, rekord z czerwca 2024 roku, kiedy wydziały komunikacji wydały kierowcom takich aut 2115 zielonych tablic nie został pobity. Był to jednak siódmy wynik pod względem rejestracji w historii polskiego rynku.

– Liczba wniosków, które wpłynęły do Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej po uruchomieniu 3 lutego programu NaszEauto była większa niż zakładaliśmy. Może to wynikać z tego, że firmy leasingowe przygotowały dobre, a nawet bardzo dobre oferty dla osób prowadzących jednoosobową działalność gospodarczą – mówi Jakub Faryś, prezes Polskiego Związku Przemysłu Motoryzacyjnego.

Nawet miliard złotych może przepaść?

Według Jakuba Farysia wynik z lutego cieszy. Trudno jednak wyrokować po pierwszym miesiącu działania, jaki będzie końcowy rezultat.

– Zakładając optymistycznie, że tempo się utrzyma przez 14 miesięcy, które pozostały do rozliczenia programu to dotacje dostałoby nieco ponad 20 tys. osób. A więc mniej niż zakłada ministerstwo klimatu i środowiska. Eksperci szacowali, że uda się wykorzystać około 1/3 budżetu programu – dodaje.

– Sukcesem można co najwyżej nazwać to, że w ogóle znalazło się tylu odbiorców nieinstytucjonalnych na pojazdy elektryczne. Niestety przy braku programowego dofinansowania dla przedsiębiorców i pozostałych odbiorców instytucjonalnych, którzy odpowiadają za około 4/5 wszystkich rejestracji, nie należy się spodziewać większej poprawy w nadchodzących miesiącach – komentuje Jacek Tuzinek, prezes Związek Dealerów Samochodów. Jest przekonany, że zaplanowany budżet w wysokości 1,6 mld złotych nie będzie wykorzystany.

– Niewykorzystanie pełnej puli dofinansowania przy utrzymaniu obecnych założeń programu jest pewnikiem. Jeszcze na etapie ogłoszenia prac nad nowym programem apelowaliśmy, jako ZDS o uwzględnienie w dofinansowaniu odbiorców instytucjonalnych, informując o tym, że to właśnie osoby prawne w Polsce stanowią największą grupę nabywców pojazdów bateryjnych – mówi szef ZDS.

Na dochodowej dotacji skorzystają chińscy producenci

Resort klimatu chciał poszerzyć grono użytkowników elektryków w Polsce, tak żeby nie były one dobrem elitarnym. Dlatego osoby fizyczne z dochodem nie przekraczającym 135 tys. zł rocznie, jeśli kupią lub wyleasingują bateryjny samochód otrzymają dodatkowo 5 lub 11,25 tys. zł dofinasowania. W pierwszym miesiącu funkcjonowania programu NaszEauto do NFOŚGiW złożono 225 wniosków o takie dotacje, czyli od 17 procent wszystkich przyszłych beneficjentów. Na jakie marki aut się zdecydują?

– Na programie mają szansę skorzystać producenci chińscy konkurujący cenami. Należy jednak pamiętać, że osoby z dochodem poniżej 135 tys. złotych są nadal odbiorcą niszowym, który nie będzie stanowił w znaczącym stopniu o sukcesie rynkowym danego producenta – wyjaśnia Jacek Tuzinek, prezes ZDS.

Złomowanie nie na potęgę

Nowy program promuje dodatkową dotacją 5 lub 10 tysięcy złotych złomowanie starych pojazdów z silnikami spalinowymi – resort klimatu nie chciał, aby kopciuch na czterech kółkach dalej jeździły po naszych drogach. W Polsce, gdzie samodzielny demontaż jest zabroniony, rozbiórce poddaje się około 700 tys. aut rocznie, z czego około 40-50 procent w szarej strefie. Usługa jest bezpłatna, co więcej można dostać od recyklera niewielkie pieniądze przy oddawaniu samochodu do demontażu.

Premia za złomowanie w całości trafia więc do beneficjenta. W lutym po wyrejestrowaniu auta wniosek o jej wypłatę do NFOŚGiW złożyło 186 osób, czyli 14 procent wszystkich przyszłych beneficjentów.

– To mnie nie dziwi. Zdecydowały się na to głównie osoby, które mają w gospodarstwie domowym co najmniej dwa trzy samochody. I oddały do złomowania ten najstarszy, najrzadziej używany – mówi prezes Faryś.

A to oznacza, że do recyklingu dzięki programowi NaszEauto trafi najwyżej 5000-6000 gruchotów, czyli mniej niż 1 procent demontowanych co roku.

– Szacujemy że rocznie „wypada z obiegu” łącznie około miliona pojazdów. Więc liczba aut zezłomowanych dzięki programowi NaszEauto jest raczej ciekawostką niż realnym efektem programu. Zresztą nie ma co się dziwić, ponieważ przyjmując że stacja demontażu płaci około jednej trzeciej wartości auta i zyskujemy bonus w dopłacie na poziomie 10 tysięcy złotych, to opłacalne jest to dla aut w cenie nie wyższej niż 20 tysięcy złotych. Rodzi się pytanie, czy osoby jeżdżące takimi autami są w ogóle skore przesiadać się na elektryka – podsumowuje prezes Tuzinek.

Tomasz Brzeziński

Sprzedaż samochodów osobowych ostro hamuje. Polska przestaje być liderem

Najnowsze artykuły