Prezes VNG, jednego z największych dystrybutorów gazu ziemnego w Niemczech, Ulf Heitmüller uważa, że budowa 20 nowych gazowych elektrociepłowni w Niemczech nie wystarczy i konieczne będą dalsze inwestycje w takie bloki. Jego firma sparzyła się w przeszłości na kontakcie z Gazpromem i jego spółką-córką Gazprom Germania.
— Obecnie spada zużycie gazu o około 16 procent. W sektorze przemysłowym spadek jest nieco większy i wynosi 18 procent. Wynika to z procesów transformacyjnych i słabego rozwoju gospodarczego – tłumaczy Heitmüller w wywiadzie na łamach Leipziger Volkszeitung (LVZ).
Heitmüller wyjaśnił LVZ, że gaz ziemny sprzedawany przez VNG pochodzi głównie z Norwegii, lecz LNG pochodzi przede wszystkim (80 procent) z USA. — Jednakże VNG nie ma żadnych bezpośrednich umów z amerykańskimi producentami, ale z głównymi dostawcami, którzy kupują LNG w Stanach, a następnie skraplają go w terminalach – uzupełnia szybko Heitmüller, który jest świadomy wrażliwości swoich odbiorców.
— Inni dostawcy LNG pochodzą z Afryki, Karaibów i Norwegii. Jednocześnie szukamy nowych opcji dostaw. Na przykład pod koniec ubiegłego roku zawarliśmy umowę z algierską spółką energetyczną Sonatrach. Dzięki temu jesteśmy pierwszą niemiecką firmą, która bezpośrednio kupuje gaz z algierskich gazociągów – powiedział Heitmüller.
Firma VNG AG, z siedzibą w Lipsku, jest importerem i ogólnoeuropejskim hurtownikiem gazu ziemnego, a także operatorem infrastruktury. VNG wywodzi się z dawnych struktur dystrybucji gazu w okresie Niemieckiej Republiki Demokratycznej (NRD).
Przed inwazją Rosji na Ukrainie VNG sprowadzało gaz z Rosji za pośrednictwem Gazprom Germania. Ta spółka została znacjonalizowana z powodów bezpieczeństwa energetycznego. Dostawy gazu rosyjskiego do Niemiec zostały zatrzymane w wakacje 2022 roku. VNG sądziło się z dostawcą alternatywnym Securing Energy for Europe powstałego na aktywach Gazprom Germania, w sprawie warunków dostaw gazu spoza Rosji. Ostatecznie doszło od ugody.
LVZ / Aleksandra Fedorska / Wojciech Jakóbik