Niemcy badają incydenty na Nord Stream 1 i 2. Podejrzenia padają na Polskę i Ukrainę

4 kwietnia 2023, 11:30 Alert

Po tym, jak nieznani sabotażyści poważnie uszkodzili gazociąg Nord Stream we wrześniu ubiegłego 2022 roku, trop zaprowadził niemieckich śledczych do wynajętej żaglówki o nazwie „Andromeda”, która prawdopodobnie brała udział w podkładaniu ładunków wybuchowych głęboko pod powierzchnią Morza Bałtyckiego. Niemcy podejrzewają, że została ona wynajęta przez polską firmę, która ma powiązania z ukraińskim biznesmenem.

Rury projektu Nord Stream 2. Fot. Nord Stream 2
Rury projektu Nord Stream 2. Fot. Nord Stream 2

Jednak po miesiącach śledztwa funkcjonariusze organów ścigania podejrzewają, że 50-metrowy jacht prawdopodobnie nie był jedynym statkiem użytym w tym zuchwałym ataku. Prokurator Generalny Niemiec uważa, że łódź mogła być przynętą, wypuszczoną w morze, aby odwrócić uwagę od prawdziwych sprawców, którzy nadal pozostają na wolności – pisze The Washington Post.

Urzędnicy amerykańscy i europejscy powiedzieli, że nadal nie wiedzą na pewno, kto stoi za tym podwodnym atakiem. Jednak kilku powiedziało, że podzielają niemiecki sceptycyzm, że sześcioosobowa załoga na jednej żaglówce podłożyła setki kilogramów materiałów wybuchowych, które uszkodziły gazociągi Nord Stream 1 i Nord Stream 2.

Eksperci zauważyli, że chociaż teoretycznie możliwe było ręczne umieszczenie materiałów wybuchowych na rurociągu, to nawet wykwalifikowani nurkowie musieliby zanurzyć się na głębokość ponad 60 metrów na dnie morskim i powoli wynurzać się na powierzchnię, aby dać czas na dekompresję ich ciał.

Eksperci twierdzą, że taka operacja wymagałaby wielu nurkowań, narażając Andromedę na wykrycie przez pobliskie statki. Misja byłaby łatwiejsza do ukrycia i zakończenia przy użyciu zdalnie sterowanych pojazdów podwodnych lub małych łodzi podwodnych.

Niemieckie dochodzenie ustaliło, że ślady materiałów wybuchowych „wojskowej klasy” znalezione na stole w kabinie jachtu pasują do partii materiałów wybuchowych użytych do uszkodzenia gazociągu. Jednak kilku śledczych nadal wątpi, czy wykwalifikowani sabotażyści pozostawią po sobie tak ewidentne dowody. Zastanawiają się, czy ślady materiałów wybuchowych zebrane kilka miesięcy po zwróceniu wynajętej łodzi właścicielom miały fałszywie naprowadzić śledczych na Andromedę jako łódź użytą w sabotażu.

– To nie wszystko pasuje, ale ludzie mogą popełniać błędy – powiedział wysoki rangą urzędnik ds. bezpieczeństwa europejskiego.

Podejrzenia padają na Polskę i Ukrainę

Niemieckie śledztwo powiązało wynajem jachtu z polską firmą, która z kolei jest własnością europejskiej firmy powiązanej z obywatelem Ukrainy, podsycając spekulacje Berlina, że ukraiński biznesmen mógł sfinansować przeprowadzenie operacji. Jednak motyw i tożsamość ukraińskiego obywatela pozostają niejasne.

Na podstawie wstępnych niemieckich ustaleń urzędnicy podejrzewali o możliwy udział polskiego lub ukraińskiego rządu w ataku. Niektórzy twierdzili, że Polska prawdopodobnie miała motyw, biorąc pod uwagę, że była jednym z najgłośniejszych krytyków projektu Nord Stream, ostrzegając, że gazociąg uzależni Europę od dostaw rosyjskich energii.

Ponadto ci, którzy podejrzewają udział Kijowa, twierdzą, że wyłączenie gazociągu mogło być próbą zmobilizowania sojuszniczego wsparcia w obliczu rosyjskiej agresji, a zwłaszcza wzmocnienia niemieckiej determinacji.

Jednak żaden kraj nie przedstawił mocnych dowodów wiążących ataki z Ukrainą, a wysoki rangą urzędnik administracji Bidena ostrzegł, że przechwycone komunikaty proukraińskich służb nie są rozstrzygające.

Marcin Przydacz, główny doradca prezydenta RP ds. polityki zagranicznej, zaapelował o ostrożność w wyciąganiu wniosków na podstawie wstępnych dowodów. On również podzielił pogląd, że jacht „Andromeda” może być ważnym dowodem, ale zaznaczył, że mogła być pułapką zastawioną przez Moskwę.

– To może być rosyjska gra. Polska nie miała nic wspólnego z tym [atakiem] – powiedział.

Prywatnie byli przedstawiciele polskiego rządu mówili, że pomimo zdecydowanego sprzeciwu kraju wobec Nord Stream i poparcia dla uzbrojenia Ukrainy, wątpią, by prezydent Andrzej Duda zezwolił na taki atak, który groził rozbiciem sojuszu, który udziela wsparcia.

Kijów również zaprzecza wszelkim podejrzeniom. „Ukraina absolutnie nie brała udziału w ataku na Nord Stream” – powiedział w zeszłym miesiącu Mychajło Podolak, główny doradca prezydenta Wołodymyra Zełenskiego.

Zapanowała zmowa milczenia

Pomimo zuchwałego aktu sabotażu i licznych podejrzeń niektórzy zachodni urzędnicy nie są zbyt chętni, by się tego dowiedzieć.

Nieoficjalnie europejscy dyplomaci nie widzą korzyści ze zbyt głębokiego dochodzenia i znajdowania niewygodnej odpowiedzi. Argumentowali oni, że nawet gdyby istniał wyraźny winowajca, prawdopodobnie nie wstrzymałoby to dostaw broni na Ukrainę, nie zmniejszyłoby poziomu gniewu wobec Rosji ani nie zmieniłoby strategii wojny. Atak miał miejsce kilka miesięcy temu, a sojusznicy nadal wysyłają armii ukraińskiej zaawansowane uzbrojenie.

Wygląda na to, że wobec braku konkretnych wskazówek zapanowała niezręczna cisza. – To jak zwłoki na rodzinnym spotkaniu – powiedział europejski dyplomata, sięgając po ponurą analogię. Wszyscy widzą, że tam leży ciało, ale udają, że wszystko jest w porządku. – Lepiej nie wiedzieć – dodał.

The Washington Post/Jacek Perzyński

Nord Stream 1 może zostać odbudowany. Ubezpieczyciele wysyłają niepokojący sygnał