O wyzwaniach Niemiec w wygaszaniu branży górniczej i możliwych doświadczeniach dla Polski pisze Paweł Dąbrowski. – Reakcyjne, chaotyczne działania polegające na kryzysowej likwidacji kopalń i wypłaceniu jednorazowego odszkodowania, nie zagwarantują przekwalifikowania, ani nie zapewnią miejsc pracy i stabilnej przyszłości Śląska – przekonuje.
W ostatnich dniach w Polsce rozgorzała dyskusja na temat stanu górnictwa węgla kamiennego i konieczności restrukturyzacji branży. Do opinii publicznej docierały informacje o planowanych działaniach Rządu, przewidujących zarówno likwidację nierentownych kopalń Ruda i Wujek, jak i zawieszenie wypłat „czternastych” pensji oraz powiązaniu 30 procent wynagrodzenia z wydajnością pracy. W celu prezentacji planu restrukturyzacji 28 lipca na Śląsk przybył Minister Aktywów Państwowych Jacek Sasin, jednak w wyniku silnego oporu ze strony przedstawicieli branży w stosunku do jeszcze nie zaprezentowanego planu, z prezentacji zrezygnowano, a istnienie samego dokumentu zdementowano. To, że zamknięcie nierentownych od lat kopalń jest kwestią czasu, było oczywiste już wiele lat temu. Do tej pory kolejnym rządom brakowało jednak pragmatycznego podejścia do zagadnienia. Dzisiaj górnictwo stoi pod ścianą i wymaga natychmiastowych, ale rozsądnych działań. Przed podobnym wyzwaniem kilkanaście lat temu stały Niemcy. Być może warto zaczerpnąć z doświadczeń zza Odry?
Czarne złoto z subwencjami federalnymi
Pod koniec lat pięćdziesiątych wydobycie węgla kamiennego w Niemczech przekraczało rocznie 140 milionów ton, a w branży zatrudnionych było ponad 600 tysięcy osób. Regionami zdominowanymi przez górnictwo były Zagłębie Ruhry w Nadrenii Północnej-Westfalii oraz Kraj Saary, a tak liczna grupa społeczna jaką stanowili pracownicy górnictwa na trwałe ukształtowała strukturę społeczną obu regionów. Jednocześnie koszty wydobycia już od roku 1957 przekraczały uzyskiwane przez kopalnie przychody ze sprzedaży surowca. Obok relatywnie wysokich wynagrodzeń niemieckich górników, wyzwaniem okazała się geologia. Wydobywanie węgla z głębokości przekraczających 1000 metrów, wymagające zachowania wysokich i kosztownych przez to standardów bezpieczeństwa już od wielu lat nie miało szans na konkurowanie chociażby z firmami wydobywczymi w Australii, gdzie pokłady węgla zlokalizowane są nawet kilkadziesiąt metrów pod powierzchnią ziemi. Trudna do optymalizacji w niemieckich warunkach struktura kosztów, w szczególności kosztów pracy, uniemożliwiała funkcjonowanie branży bez otrzymywania państwowych subwencji. W roku 2010 cena niemieckiego węgla kamiennego dwukrotnie przekraczała średnie ceny rynkowe, a kwota państwowych subwencji dla branży wynosiła około miliard Euro rocznie, co i tak stanowiło stosunkowo niską kwotę wsparcia w porównaniu do poprzednich dekad. Równolegle w Niemczech, w ramach Energiewende poddano reformie cały sektor energetyczny, stawiając na rozwój źródeł odnawialnych i gazowych, co przełożyło się na gwałtowny spadek zapotrzebowania na węgiel i konieczność podjęcia działań restrukturyzacyjnych.
Trudny proces w Niemczech
W 2007 roku Rząd Federalny w porozumieniu z rządami Nadrenii Północnej-Westfalii, Kraju Sary oraz górniczymi związkami zawodowymi uchwalił mapę drogową wygaszania górnictwa węgla kamiennego do końca 2018 roku. Kluczowe dla Polski mogą być metody, które zastosowano w celu minimalizacji konsekwencji społecznych i zagwarantowania miejsc pracy dla górników dotkniętych redukcjami. W pierwszej kolejności, koncentrowano się na przedterminowych planach emerytalnych, niemniej ze względu na strukturę wiekową zatrudnionych, dotyczyły one około połowy górników i wiązały się z wypłatami dodatkowych odszkodowań. Zdecydowanie mniej obciążającym budżet rozwiązaniem była dalsza aktywizacja zawodowa i tworzenie nowych miejsc pracy. Nim w 2019 roku zintegrowano spółkę RAG Deutsche Steinkohle AG, skupiającą niemieckie kopalnie węgla kamiennego (odpowiadającej polskiej PGG) ze spółką matką RAG AG, pracujących w niej górników systematycznie przekwalifikowywano do wykonywania innych obowiązków. Jedną z alternatyw stały się prace związane z demontażem infrastruktury wydobywczej z kopalń, likwidacja szybów przy jednoczesnym instalowaniu systemów pompowych do usuwania spływającej wody, jak i odwadnianiu polderów licznie zlokalizowanych w Zagłębiu Ruhry. Zadaniem RAG AG było ponadto oczyszczanie wód gruntowych znajdujących się w miejscu lokalizacji koksowni. Ostatnim krokiem w procesie reorganizacji terenów pogórniczych były (i są nadal) procesy rewitalizacyjne, skoncentrowane na odtwarzaniu krajobrazu. Górnikom, którzy z różnych powodów nie mogli podjąć się wyżej wymienionych obowiązków, proponowano stanowiska pracy w straży pożarnej, kolejnictwie, czy obsłudze lotniskowej. W tym celu powołano dedykowane agencje pracy, zajmujące się wyłącznie losem górników. Równolegle, po stronie lokalnych władz landów trwały wieloletnie, intensywne starania o przyciąganie m.in. do Zagłębia Ruhry inwestorów tworzących nowe miejsca pracy, głownie w przemyśle ciężkim. Tylko w przypadku spółki RAG AG koszty przekształceń i zarządzania terenami pogórniczymi przekraczają 200 milionów Euro roczne, jednak nie są one pokrywane z budżetu państwa. Już w 2007 roku powołana została fundacja RAG-Stiftung, która przejęła 100 procent udziałów RAG AG oraz 64 procent udziałów w nowo tworzonym koncernie chemicznym Evonik. Dzięki przychodom z dywidend fundacja wypracowała w 2018 roku zysk netto w wysokości 430 milionów Euro. Organizacja dysponuje więc środkami, które może przeznaczać na cele statutowe: zarzadzanie terenami pogórniczymi oraz szerokorozumiane wspieranie dawnych pracowników branży wydobywczej.
Połowiczny sukces
21 grudnia 2018 roku po raz ostatni zabrzmiało w Niemczech górnicze pozdrowienie „Glückauf!” kiedy to zamknięta została ostatnia niemiecka kopalnia węgla kamiennego Prosper Haniel w Bottrop w Zagłębiu Ruhry, kończąc 200-letni rozdział górnictwa węgla kamiennego w Niemczech. Likwidacja 33.000 stanowisk pracy w górnictwie (stan na rok 2007) trwała 11 lat i kosztowała 15 miliardów Euro. Pomimo licznych wysiłków oraz wysokich nakładów finansowych, trudno mówić dzisiaj o prosperity niemieckich regionów pogórniczych, co szczególnie powinno być sygnałem ostrzegawczym dla Polski w kontekście planowania działań na Śląsku. Według danych Bundesagentur für Arbeit na czerwiec 2020, stopa bezrobocia w Zagłębiu Ruhry sięga 11 procent przy średniej niemieckiej na poziomie 6 procent. W najbardziej dotkniętym bezrobociem mieście regionu, w Gelsenkirchen, bezrobocie szacuje się na 18 procent przy zagrożeniu ubóstwem ponad jednej trzeciej mieszkańców.
Kompromis jest niezbędny
Niemieckie doświadczenia dowiodły, że proces likwidacji górnictwa węgla kamiennego jest trudny i obok zaplecza finansowego, wymaga planowania z wyprzedzeniem oraz wiąże się koniecznością szukania kompromisu. Regiony, które od dziesiątek lat utrzymywały się z wydobycia węgla, nawet jeśli dzisiaj przerośnięte w przywileje, potrzebują odpowiedzialnego planu na „po”. Reakcyjne, chaotyczne działania polegające na kryzysowej likwidacji kopalń i wypłaceniu jednorazowego odszkodowania, nie zagwarantują przekwalifikowania, ani nie zapewnią miejsc pracy i stabilnej przyszłości Śląska. Strona branżowa musi z kolei zrozumieć, że blokada jakichkolwiek działań i twarde, poniekąd nieodpowiedzialne oczekiwanie utrzymywania kosztownego statusu quo przez kolejne dekady doprowadzi do rychlej katastrofy polegającej na upadku branży, bez wypracowania jakichkolwiek mechanizmów wsparcia. Na znalezienie złotego środka czasu jest mało, skoro Polska Grupa Górnicza na bieżąco „zbiera” na wypłaty wynagrodzeń. Oby Polak nie był mądry po szkodzie.