(Trend)
Według ocen analityków azerskich, Rosja wraz z rezygnacją z gazociągu South Stream, faktycznie zmieniła strategiczne podejście do europejskiego rynku gazu. W Moskwie uznano, że lepszym rozwiązaniem będzie dostarczanie gazu do granic Unii Europejskiej.
Stanowisko UE wobec tego nowego rozwiązania i jego realizacji przez Rosję nie jest jeszcze jasne.
Decyzja o rezygnacji z projektu South Stream i przyjęciu nowego, t.j. Turkish Stream została przez Brukselę przyjęta do wiadomości, co nie ma żadnych konsekwencji, ponieważ budowa tego gazociągu nie wymaga zgodności z prawem unijnym. Jednakże problem polega na tym, że Komisja Europejska jest zaskoczona kwestią, co dalej. Jak ocenić możliwości odbioru gazu rosyjskiego z węzła na granicy turecko-greckiej, jak rozwiązać problem budowy infrastruktury przesyłowej z tego węzła, do np. hubu gazowego w Baumgarten w Austrii. czy ta infrastruktura ma korzystać z priorytetów unijnych. Lista problemów jest znacznie dłuższa i jak dotychczas KE nie bardzo wie, jak do nich podejść. Tymczasem Kreml wciąż przypomina, że nie zamierza przedłużyć umowy na tranzyt gazu do Europy przez terytorium Ukrainy po 2019 r.
Co więcej, szef Gazpromu Aleksiej Miller i rosyjski minister energetyki Aleksander Nowak zapowiedzieli, że Turkish Stream zostanie zrealizowany, a europejscy konsumenci będą musieli dokonać wyboru – wybudować infrastrukturę przesyłową do węzła w Turcji, czy pozostać bez rosyjskiego gazu. Analitycy azerscy jednak oceniają, że jest to „słaby szantaż”, jeśli nie będzie zainteresowania UE, to rura przez Turcję oznacza dla Gazpromu kolosalny ale zmarnowany wydatek. Nawet jeśli strategia Rosji jest jeszcze inna – przesunięcie eksportu gazu na Azję, zwłaszcza na Chiny i stopniowa rezygnacja z rynku europejskiego, to poniesione koszty na Turkish Stream się nie zwrócą.