– Doraźne rozwiązanie sporu o Nord Stream 2 to moratorium na jego budowę co najmniej do zakończenia rozmów z udziałem USA, Niemiec oraz innych zainteresowanych. Polska mogłaby wnieść do nich wkład w postaci wiedzy o nadużyciach Gazpromu przy kontrakcie jamalskim – pisze Wojciech Jakóbik, redaktor naczelny BiznesAlert.pl.
Spór na Zachodzie wobec przyspieszenia na budowie Nord Stream 2
Spór o Nord Stream 2 dotyczy sankcji USA, które utrudniły, ale nie zatrzymały budowy tego spornego gazociągu z Rosji do Niemiec, który według informacji Rosjan jest już gotowy w 98 procentach. Pierwsza nitka miałaby być gotowa do końca czerwca, a cały gazociąg do września 2021 roku. Należy jednak mieć ograniczone zaufanie do tych deklaracji, bo w przeszłości termin ukończenia Nord Stream 2 był już wielokrotnie przesuwany. Pierwotnie miał być gotowy do dostaw z końcem 2019 roku i tuż przed tym terminem zostały wprowadzone sankcje amerykańskie. Te jednak nie zatrzymały budowy permanentnie. Została ona wznowiona po zmianie administracji w Waszyngtonie na ekipę demokratycznego prezydenta Joe Bidena z użyciem barki Fortuna, do której ma znów dołączyć Akademik Czerski rzekomo dostosowany technicznie do wymogów pozwolenia na pracę na wodach duńskich. Biden otrzymał w spadku obowiązek poszerzenia sankcji o kolejne podmioty zasugerowane przez ponadpartyjną grupę senatorów amerykańskich. Póki co jednak administracja USA nie poszerzyła listy i obiecuje jej przedstawienie dopiero 16 maja, czyli – jeżeli wierzyć zapowiedziom Rosjan – już po ukończeniu pierwszej nitki Nord Stream 2. Rodzi w ten sposób podejrzenia o chęć zawarcia układu z Niemcami suflowanego przez część mediów jako pewnik. Deklaratywnie się na niego nie godzi. Nowa wicesekretarz stanu Wendy Sherman zapewniła, że Waszyngton „zrobi wszystko”, aby nie dopuścić do ukończenia Nord Stream 2, choć rzecznik jej departamentu Ned Price przyznał, że do dyspozycji jest szereg narzędzi, a nie tylko sankcje. Czyny jeszcze nie poszły za tymi słowami. Dodatkowa presja Republikanów została wywarta przez senatora Teda Cruza, który zablokował zatwierdzenie kandydatury Williama Burnesa na szefa CIA.
W międzyczasie pojawiły się liczne publikacje w USA oraz Niemczech poświęcone możliwym rozwiązaniom pozwalającym przełamać impas wokół Nord Stream 2. Wśród nich popularna była propozycja zwiększenia wolumenu oraz czasu obowiązywania umowy przesyłowej na Ukrainie między Gazpromem a Naftogazem, która obowiązuje do końca 2024 roku na wolumen 65 mld m sześc. w 2020 i 40 mld m sześc. w 2024 roku. Niektórzy zwolennicy takiego zadośćuczynienia za Nord Stream 2 uznają, że powinna zostać poszerzona o „wyłącznik” pozwalający Niemcom zatrzymać dostawy przez sporny gazociąg w razie problemów na szlaku ukraińskim, o inwestycje niemieckie w sektor gazowy i wodorowy nad Dnieprem i inne mniej konkretne rozwiązania trudne do rzeczowej weryfikacji już po ukończeniu spornego gazociągu. Najbardziej konkretne rozwiązanie to zmiany w umowie przesyłowej na Ukrainie i widać, że odpowiednia presja Zachodu może sprawić, że Rosjanie zachowają się elastycznie. Zapisy kontraktu powinny chronić przed nadużyciami Gazpromu, który może zostać ograniczony dodatkowo zapisami dyrektywy gazowej Unii Europejskiej, której ma zostać podporządkowany Nord Stream 2.
Moratorium zdejmie presję czasu w sporze o Nord Stream 2
Najpierw jednak warto wykonać krok wstecz i zacząć rozmowę o Nord Stream 2 od oczyszczenia atmosfery. Negocjacje pod presją czasu wywieraną przez Rosjan przyspieszeniem budowy nie służą konstruktywnej debacie. Z tego powodu jakiekolwiek rozmowy o tym spornym gazociągu należy rozpocząć od moratorium na budowę Nord Stream 2, którego prawdopodobnie nie chce rząd niemiecki, ale domagają się go krytycy tego projektu, w tym przedstawiciele opcji politycznej rządzącej obecnie w Berlinie jak Norbert Roettgen z CDU oraz potencjalny, przyszły koalicjant, czyli partia Zielonych. Należy wówczas włączyć do rozmowy Ukrainę, a także inne kraje sprzeciwiające się Nord Stream 2 jak Polska czy Litwa.
Warszawa mogłaby wnieść konstruktywny wkład do negocjacji, na przykład w postaci wiedzy na temat nadużyć w kontraktach przesyłowych z Gazpromem znanych z Gazociągu Jamalskiego będącego przedmiotem wieloletniego sporu Polaków z Rosjanami. Ta wiedza mogłaby ułatwić przygotowanie kontraktu na Ukrainie nie pozwalającego Gazpromowi na grę polityczną pod dyktando Kremla. Do rozważenia jest udział Komisji Europejskiej w tych rozmowach, jako właściwego przedstawicielstwa interesów całej Unii Europejskiej, a nie tylko część krajów członkowskich. Co ciekawe, Polacy mogliby wesprzeć w tym zakresie Komisję, która formalnie stwierdziła nadużycia w owym kontrakcie, ale rozłożyła ręce nie mając wpływu na dwustronne porozumienie międzyrządowe w tej sprawie. Lekcja kontraktu jamalskiego pokazuje, że jakakolwiek umowa o Nord Stream 2 musi mieć charakter szerszy niż porozumienie międzyrządowe, aby utrzymać efektywny wpływ Komisji będącej naturalnym arbitrem ewentualnych sporów na ten temat.
Rozmowy po wprowadzeniu moratorium będą odbywać się bez presji wywieranej przez budowniczych Nord Stream 2, po okazaniu dobrej woli przez Berlin, ułatwiając porozumienie z krytykami tego przedsięwzięcia. Być może postulat moratorium tak głośny jesienią 2020 roku, kiedy administracja Donalda Trumpa rozważała dalsze działania przeciwko Nord Stream 2, nieprzypadkowo znika z debaty publicznej na ten temat. To alternatywa do poszerzenia sankcji amerykańskich, które mogłyby uderzyć w firmy niemieckie. To sposób na wyjście Niemiec z twarzą z impasu wywołanego przez Nord Stream 2. To także sposób na zatrzymanie budowy od ręki pozwalający uniknąć scenariusza w którym Zachód zastanawia się nad reakcją, a Putin nie czeka, kończy gazociąg i po raz kolejny wymusza określone rozstrzygnięcie z pomocą polityki faktów dokonanych, czyli używa Nord Stream 2 do polityki, zgodnie z oskarżeniami krytyków tego przedsięwzięcia.
Jakóbik: Czy Polska zagra przeciwko Nord Stream 2 w pierwszej lidze?