Bojanowicz: Sankcje USA mogą objąć czołowego lobbystę Nord Stream 2

22 grudnia 2017, 07:30 Energetyka

Podczas grudniowego spotkania Forum Wolnej Rosji zorganizowanego przez jednych z najzagorzalszych krytyków Władimira Putina zwołanego w Wilnie, grupa wygnanych działaczy opozycji stworzyła „Listę Putina”. Zawiera ona nazwiska setek rosyjskich i zagranicznych polityków, biznesmenów, urzędników państwowych i innych znanych osobistości, w tym byłego kanclerza Niemiec Gerharda Schrödera. Na liście wymieniono nazwiska osób, które, zdaniem aktywistów, powinny zostać objęty amerykańskimi sankcjami za kontakty z rosyjskim prezydentem – pisze Roma Bojanowicz, redaktor BiznesAlert.pl.

Schroeder Gerhard
Gerhard Schroeder (fot. Wikipedia/CC)

Lista osób na celowniku USA

Pomysł stworzenia listy został zainspirowany przez nową, szeroko zakrojoną ustawę przyjętą przez Kongres USA latem, która uniemożliwia administracji Donalda Trumpa zniesienie istniejących sankcji przeciwko Rosji i pozwala je rozszerzyć. Zgodnie z amerykańskim prawem, administracja w Waszyngtonie ma czas do lutego przyszłego roku, aby przedstawić raport szczegółowo opisujący prominentnych Rosjan powiązanych z Kremlem, członków ich rodzin, źródła ich dochodów oraz  prawdopodobne aktywa finansowe znajdujące się w USA. W tworzeniu takiego raportu ma pomóc „Lista Putina” stworzona podczas wileńskiego spotkania.

Administracja Donalda Trumpa zachowuje się ambiwalentnie w stosunku do Rosji. Prawdopodobnie kolejne sankcje nie zostaną nałożone na Rosję. Mimo to moskiewskie elity  są wstrząśnięte, gdyż obawiają się, że dane zawarte w „Liście Putina”  wpłyną negatywnie na powiązania biznesowe, pozyskiwanie funduszy i ogólnie na ich pozycję w zachodnim świecie. Oczekują, że Władimir Putin podczas specjalnego spotkania z liderami biznesu przedstawi plany dotyczące rosyjskich działań mających złagodzić skutki sankcji, poinformował Financial Times. Jest się nad czym zastanawiać. „Lista Putina” zawiera bowiem ponad 200 nazwisk, w tym: krewnych Putina i wewnętrznego kręgu jego doradców, a także wielu obcokrajowców jak choćby Gerharda Schrödera, byłego kanclerza Niemiec, który obecnie zasiada w zarządzie państwowej spółki naftowej Rosnieft.

Niemcy uwikłali się w relacje z Rosją

Geograficznie i historycznie Niemcy od dawna są bliższym partnerem Rosji niż jakikolwiek inny wielki europejski kraj. Niemieccy przywódcy od dawna uważali swój kraj za polityczny łącznik między Zachodem a Kremlem. Znaczna liczba Niemców żyjących we wschodnich landach pochodzi z Rosji lub ma z nią bliskie kontakty. Stanowią oni ważną bazę poparcia dla prorosyjskiej i skrajnie prawicowej Alternatywy dla Niemiec (AfD). Dodatkowo nasz zachodni sąsiad jest w dużym stopniu uzależniony od importu rosyjskiego gazu. W tej sytuacji nie dziwi fakt, że były kanclerz Niemiec, Gerhard Schröder, spędził znaczną część ostatniej dekady pracując dla rosyjskiego przemysłu energetycznego. Jako członek zarządów kilku konsorcjów, w tym w kontrolowanym przez rosyjski rząd koncernie energetycznym Gazprom lobbował na rzecz rosyjskiego gazu.

Jeszcze jako kanclerz Schröder bronił budowy rurociągu Nord Stream, który miał połączyć Rosję z Niemcami, aby w ten sposób obniżyć koszty dostaw gazu. Miał to być niezawodny szlak zaopatrzeniowy dla tego surowca, ale wielu ekspertów postrzegało go w dużej mierze jako rosyjskie narzędzie uzależnienia Europy od Kremla.

Początek współpracy byłego Kanclerza Niemiec z rosyjskimi koncernami energetycznymi sięga listopada 2005 roku. Gerhard Schröder wiedząc, że nie zostanie ponownie wybrany na ten urząd, podpisał zgodę na budowę pierwszego rurociągu Nord Stream. W miesiąc później ogłosił, że dołączy do zarządu Gazpromu. Od tego czasu jest on postrzegany jako „rosyjski łącznik” na niemieckim rynku energetycznym. W październiku 2016 roku Schröder został mianowany przewodniczącym Nord Stream 2. Ten gazociąg stanowi nie tylko zagrożenie dla bezpieczeństwa energetycznego Europy Środkowej i Wschodniej. Jest to również narzędzie wpływu Rosji na sytuację gospodarczą i polityczną Niemiec. Z oczywistych względów ta sytuacja nie podoba się Waszyngtonowi. Dostawy amerykańskiego gazu LNG, między innymi dla Polski, to obok obecności wojskowej jedno z narzędzi, którymi Donald Trump chce ograniczyć wpływy Rosji w Europie. Kolejnym sposobem oddziaływania USA na obecną sytuację w naszej części świata są sankcje skierowane wobec osób, firm i organizacji związanych z machinacjami Kremla.

Gazprom poza ostrzałem?

Jak dotąd jednak ani groźba, ani nałożone już amerykańskie sankcje nie dotknęły partnerów Gazpromu. Na ewentualną rezygnację z udziału w projekcie większy wpływ będzie raczej miało zrównanie cen zakupu gazu i LNG, niż wszelkie restrykcje. Dzieję się tak gdyż popyt na rosyjski surowiec w Europie ciągle rośnie, a zdaniem niemieckich analityków tylko Nord Stream 2 może go zaspokoić.

Niemcy w polityce energetycznej od dawna kroczą własną drogą. Badając szerzej rosyjsko-unijne stosunki gazowe jasne jest, że nakładanie dodatkowych sankcji na europejskie koncerny energetyczne wywołałoby znaczny sprzeciw ze strony nie tylko Niemiec, ale i pozostałych największych członków UE.

Niemniej jednak, zamiast reagować na działania Waszyngtonu czy Moskwy, Niemcy prawdopodobnie będą coraz bardziej asertywnie same wykorzystają Nord Stream 2 jako kartę przetargową. Główne przemówienie szefa MSZ Sigmara Gabriela z 5 grudnia w sprawie polityki zagranicznej wyraźnie pokazało stosunek Berlina do działań podejmowanych przez USA.

Wynika z niego jasno, że Niemcy rozwijają już swoją nową geopolityczną rolę. Na razie nie wiadomo jak ona będzie wyglądała ponieważ skład rządu tworzonego przez Angele Merkel pozostaje nieznany. W rezultacie, nawet przy niepewności co do wpływu ewentualnych nowych sankcji amerykańskich i rozporządzeń Brukseli, mając ogromne wsparcie Moskwy, niemiecka polityka będzie miała ogromny wpływ na sytuację na europejskim rynku gazu. Stanie się tak niezależnie od tego, czy budowa Nord Stream 2 zostanie ukończona, czy nie.