Wiceminister spraw zagranicznych Konrad Szymański powiedział we wtorek w Strasburgu, że jest bardzo wiele powodów, dla których gazociąg Nord Stream 2 nie powinien powstać, nie powinien być tolerowany ani obdarzany przywilejami przez UE.
„Jest bardzo wiele powodów, dla których Nord Stream 2 nie powinien powstać. Zagrożenia środowiskowe wiążą się z każdą inwestycją, w związku z czym nie chcę nadużywać tego argumentu. Rozumiem, że wszystkie służby i odpowiednie osoby biorą swoją część odpowiedzialności za tego typu wypadki. Są jednak dużo poważniejsze powody, dla który nie powinien powstać. Na pewno nie powinien być tolerowany ani obdarzany przywilejami przez UE” – podkreślił Szymański, pytany o informacje o „dużym wycieku smaru” na Bałtyku.
„Każdy, kto obserwuje wieloletni proces związany z usilną próbą realizacji Nord Streamu 2, może odnieść wrażenie, że UE zachowuje się czasami bardziej stanowczo (w przypadku innych projektów – PAP). Mam tu na myśli np. postępowania w zakresie prawa konkurencji czy pomocy publicznej, gdzie UE jest gotowa do bardzo stanowczego egzekwowania swoich oczekiwań, także regulacyjnych” – powiedział wiceszef MSZ.
Dodał, że w sprawie Nord Stream 2 mieliśmy do czynienia z „festiwalem wątpliwości, czy prawo unijne powinno działać. (…) Także ze strony osób, czy też państw, które zwykle przyjmują rozszerzającą interpretację prawa”.
„Tutaj nagle okazało się, że mnóstwo osób ma wątpliwości, czy prawo działa. Gdy KE z polskiej inicjatywy złożyła wniosek o uściślenie dyrektywy gazowej, niektóre państwa uważają, że to nie jest konieczne (…). Można odnieść wrażenie, że niektórzy chcą, aby Nord Stream 2 cieszył się w UE przywilejami” – powiedział.
Szymański dodał, że takie przywileje mogą ułatwić realizację tej inwestycji. „To robi bardzo złe wrażenie w instytucji, która permanentnie powołuje się na standardy. Tutaj te standardy z jakichś powodów nie są trzymane” – zaznaczył.
Polska na poniedziałkowym spotkaniu ministrów ds. energii krajów UE w Luksemburgu zaapelowała o przyspieszenie prac nad nowelizacją dyrektywy gazowej, która wymierzona jest w projekt gazociągu Nord Stream 2.
Do apelu dołączyło 10 innych krajów UE, ale przeciwko szybkim pracom wypowiedziały się cztery państwa, w tym Niemcy.
Choć Parlament Europejski przedstawił już swoje stanowisko w sprawie nowych przepisów, to w Radzie UE prace toczą się wolno. Za takie tempo odpowiada prezydencja bułgarska. Bułgarzy tłumaczą to m.in. tym, że są wątpliwości prawne co do kształtu nowych przepisów, a to wpływa na różnice zdań wśród krajów unijnych.
Według źródeł PAP przeciwko szybkiemu procedowaniu dyrektywy opowiedziały się także: Austria, Belgia i Holandia. Niemcy – jak poinformował PAP unijny dyplomata – na poniedziałkowym spotkaniu przypomniały, że wkrótce mają się rozpocząć rozmowy między Rosją, Ukrainą i KE o przyszłości tranzytu gazu przez Ukrainę po wygaśnięciu umowy na przesył, a „wejście w życie dyrektywy mogłoby osłabić pozycję negocjacyjną KE w tych rozmowach”.
Dlatego – jak dodało źródło – niemiecki minister argumentował, że dyrektywa powinna być elementem tych negocjacji, a prac nad nią nie należy przyspieszać. Polska uważa, że kwestie dyrektywy gazowej i tranzytu przez Ukrainę powinny iść osobnym torem, a łączenie ich doprowadzi wyłącznie do osłabiania możliwości negocjacyjnych KE.
Projekt zmian dyrektywy ma kluczowe znaczenie dla europejskiego rynku gazu – wprowadzone zmiany mają jednoznacznie wskazać, że podmorskie części gazociągów na terytorium UE podlegają przepisom trzeciego pakietu energetycznego. Jeśli takie przepisy zostałyby przyjęte, to mogłyby zagrozić opłacalności projektu Nord Stream 2. To jednak gra z czasem, bo budowa gazociągu już się rozpoczęła, a praca nad nowymi przepisami idzie opieszale. Część ekspertów wskazuje, że spowolnienie prac może spowodować, iż gazociąg powstanie, zanim nowe prawo wejdzie w życie.
Komisja Europejska przedstawiła propozycje nowelizacji dyrektywy gazowej w listopadzie 2017 roku. Projekt musi być zaakceptowany przez kraje członkowskie, żeby mógł trafić do negocjacji z PE, który już nowe przepisy poparł. Dlatego po decyzji krajów ostateczny kształt dyrektywy mógłby zostać zaakceptowany dość szybko.
Przeciągnięcie sprawy do czasu, kiedy przewodnictwo w UE obejmie Austria, czyli do lipca, byłoby fatalne z punktu widzenia krajów opowiadających się za zaostrzeniem przepisów. W Brukseli nikt nie ma wątpliwości, że Wiedeń, w którego interesie leży, by Nord Stream 2 powstał (w projekt jest zaangażowany austriacka spółka OMV), nie będzie skłonny do szybkiej pracy nad nowymi przepisami.
Polska Agencja Prasowa