Śmigielski: Zainwestujemy w porty albo polski offshore zbuduje zagranica (ROZMOWA)

8 października 2019, 07:31 Energetyka

– Bez portów nie powstanie żadna morska farma wiatrowa. Aktualnie polskie porty są przygotowane do obsługi morskiej energetyki wiatrowej częściowo, w ok. 85- 90 procentach. Należy jednak pamiętać, że nie mówimy o tej gotowości pod kątem  całych portów, a  jedynie o terminalach kontenerowych w Gdyni czy  Gdańsku. Mniejsze porty umiejscowione najbliżej mających powstać farm wiatrowych nie są w ogóle przygotowane do obsługi morskich wiatraków. Jest zagrożenie, że pierwsze farmy wybudują nam inni  – powiedział prezes Morskiej Agencji Gdynia Michał Śmigielski w rozmowie z portalem BiznesAlert.pl.

Fabryka/Port Esbjerg firmy MHI Vestas. Morskie farmy wiatrowe Fot.: BiznesAlert.pl/Bartłomiej Sawicki
Fabryka/Port Esbjerg firmy MHI Vestas. Morskie farmy wiatrowe Fot.: BiznesAlert.pl/Bartłomiej Sawicki

BiznesAlert.pl: Porty wydają się być kluczowym elementem budowy morskich farm wiatrowych w Polsce. To na ich terenie będą montowane elementy konstrukcji i to tam będą one przeładowywane na statki. Jak przedstawia się gotowość polskich portów do obsługi tej branży?

Prezes Morskiej Agencji Gdynia Michał Śmigielski: Porty są kluczowym miejscem w rozwoju morskich farm wiatrowych ponieważ przy turbinach offshorowe’owch nie ma dowozu z lądu. Wszystko przypływa statkami do portu, gdzie jest magazynowane i później wypływa statkami instalacyjnymi w morze. Bez portów nie powstanie żadna morska farma. Aktualnie polskie porty są przygotowane częściowo  w ok. 85- 90 procentach. Należy jednak pamiętać, że nie mówimy o tej gotowości pod względem całych portów, a  jedynie o terminalach kontenerowych w Gdyni czy  Gdańsku.

Dlaczego tylko terminale kontenerowe nadają się do tego typu przeładunku?

Tylko one mają do dyspozycji place do składowania bardzo dużego wolumenu, a ich nośność wynosi 20 ton na m kw., a to spełnia wymagania wszystkich producentów turbin. Gorzej sytuacja przedstawia się z nabrzeżami. Tam gdzie instalowane są  wieże, które płyną  na farmę wiatrową, takie nabrzeże powinno mieć nośność od 10 do 20 ton na m kw. W Polsce wynosi to zazwyczaj  max  4 ton na m kw. Są tam jednak zainstalowane suwnice służące do przeładunków kontenerowców. Są  to bardzo ciężkie konstrukcje i ważą ponad 1500 ton. Zainstalowane są one i jeżdżą na  szynach, . a pod tymi szynami wbite są pale utrzymujące tę nośność. Idealnie przenoszą duże ciężary. Planujemy postawić na tych szynach specjalną konstrukcję stalową co pozwoli nam osiągnąć dopuszczalne obciążenie 20 ton na m kw. Musimy więc poprawić te paramenty. Brakuje nam także placów składowych. Terminale kontenerowe nie chcą odsuwać kontenerów ze swoich placów. Nie mogą zrezygnować bowiem, ze swojego głównego źródła dochodu, a więc przeładunku i składowania kontenerów. Będziemy jeszcze rozmawiać z portami, aby inwestowały  w nowe place składowe znajdujące się w sąsiedztwie nabrzeży. Są one kluczowe i bardzo potrzebne, żeby móc obsłużyć logistykę kilkuset elementów w jednym czasie. Jeśli polskie farmy wiatrowe zaczną powstawać w perspektywie 4-5 lat od teraz, to do tego czasu spełnimy wszystkie wymagania. Przeprowadziliśmy w tym roku audyt portów razem z producentami turbin. Wypadł on bardzo pozytywnie. Przedstawiciele producentów z Danii czy w Francji byli zaskoczeni, że polskie porty są tak rozwinięte.

Jednak mniejsze porty, jak Łeba, Ustka, Władysławowo, Darłowo czy Kołobrzeg, a więc znajdujące się najbliżej już wydanych pozwoleń na budowę tzw. sztucznych wysp, są słabiej przygotowane, np. ze względu na płytkie podejście dla statków…

Mówiąc o małych portach zwłaszcza o Łebie i Ustce to  jak wynika ze wspominanego audytu nie spełniają one w żadnym stopniu wymagań pod jednostki serwisowe. Mają one po 90 – 100 metrów długości i zanurzenie od 6,5 metra w górę. Aktualnie maksymalny poziom zanurzenia w tych portach to w Darłowie 4,5 metra, Władysławowie 4 metry w Kołobrzegu 5 metrów, w Ustce 4,5 metra a w Ustce tylko 2,5 metra. Po sztormach dodatkowo porty wymagają regularnego pogłębiania. Są plany przebudowy portów we Władysławowie i Ustce. Jednak w tym ostatnim przypadku pomimo tego, że znaleziono fundusze, przeznaczone na  budowę falochronu zachodniego 190 mln zł,  nie ogłoszono jeszcze przetargu. Pojawiły się problemy z miejscowym planem zagospodarowania. Pojawia się także zagrożenie, że rozbudowa portu w Ustce która będzie realizowana z funduszy rybackich, spowoduje że przez 5 lat  nie będą mogły tam zawijać żadne inne jednostki poza rybackimi. Poza tym te 190 mln zł to nie są środki na całą inwestycje. Pozostaną do wybudowania: nabrzeża, pogłębianie portu i falochron wschodni. Myślę, że aby stworzyć porządny port do obsługi serwisowej morskich farm wiatrowych trzeba od 700 mln zł do 1 mld zł. Farm wiatrowych będzie coraz więcej. Często będzie potrzebna wymiana załóg pracujących w serwisie co wiąże się z dużą ilością zawinięć statków serwisowych typu SOV czy CTV. W porcie Darłowo siedzibę swojego serwisu ma. GE. ,Ta firma tez bierze pod uwagę aby tam wykonywać serwis zarówno turbin lądowych  jak i morskich. Problemem są jednak parametry nawigacyjne tego i innych portów. Są one często stare, budowane w oparciu o konstrukcje drewniane. Nawet jeśli pogłębimy dostęp do portu do 9 metrów, to jeszcze należy zbudować nowe nabrzeża i falochrony.

Czy w takim razie nie lepiej będzie zbudować od nowa jeden duży port instalacyjny dedykowany morskim farmom wiatrowym?

Idealnym rozwiązaniem byłoby stworzenie nowego, zewnętrznego portu w Ustce. Służyłby on do instalacji i serwisowania farm wiatrowych,. Potrzebna do tego byłaby na pewno wola polityczna oraz zaangażowanie administracji Państwowej, a nakład na budowę takiego portu wyniósłby ok. 2- 3 mld zł. Należy także pamiętać, że budowa morskich turbin o łącznej mocy 10 GW zajmie ok. 10 -12 lat. Pojawia się pytanie, czy tylko sam serwis i obsługa farm utrzymają później koszty eksploatacji takiego portu.

Idźmy dalej. Czy w takim razie może wybudować własny statek do konstrukcji i obsługi farm wiatrowych?

Moim zdaniem to się opłaci. Aktualnie prowadzone są rozmowy ze stoczniami w tej kwestii. Myślę, że jeśli jeszcze w tym roku podjęlibyśmy decyzję o budowie statku instalacyjnego to byłaby szansa zrealizować ten projekt do czasu instalacji farm na polskim akwenie Morza Bałtyckiego. Mamy doświadczenia przy takich statkach. W polskich stoczniach powstały już statki instalacyjne typu Jack – Up. Są one wykorzystywane do dzisiaj do budowy farm wiatrowych. Mamy więc wiedzę, doświadczenie i kompetencje. Brakuje tylko decyzji.

Jeśli polskie terminale kontenerowe i porty nie zdążą z inwestycjami to, czy to ich konkurencja w niemieckim Sassnitz czy Ronne na duńskiej wyspie Bornholm będą budować polskie farmy wiatrowe?

Jest to przedmiotem wielu dyskusji. Są to porty, które inwestują w nowe nabrzeża. Port na Bornholmie ma 15 ha placów składowych i nowoczesne nabrzeża o bardzo dużych nośnościach. Jego nośność wynosi  nawet 35 ton na m kw.  Wiemy, że jeden z producentów turbin podpisał z portem na Bornholmie kontrakt na jego wykorzystanie na lata 2020-2021 do instalacji farmy Kriegers Flak znajdującej się na wodach Bałtyku pomiędzy Szwecją a Niemcami. Jeśli  budowa tej farmy zakończy się w dwa lata, będzie on gotowy do obsługi pierwszej polskiej farmy wiatrowej, planowanej na 2024/2025. Oczywiście pod warunkiem, że nasze porty do tego czasu nie uczynią nic, żeby to u nas zrealizować pierwszy projekt tego typu w kraju. Na konferencjach offshore’owych od lat są przedstawiciele tego duńskiego portu, a dotychczas nie pojawiali się przedstawiciele polskich portów, co zmieniło się podczas ostatniej konferencji w Warszawie.

Jaki może być udział local content w łańcuchu dostaw morskich farm wiatrowych, w tym także polskich portów?

Wszystko zależy od tego, jak będziemy ten udział krajowych dostawców liczyć. Patrząc na model brytyjski, chcemy, aby to polskie porty obsługiwały producentów turbin, i chcemy, aby te turbiny w jakiejś części powstawały w Polsce. Patrząc na doświadczenia mogą to być sekcje wież, stacje transformatorowe czy platformy.  Nie wiem czy jesteśmy gotowi na budowę tak długich łopat. Fabryka LM Windpower należąca do GE w Goleniowie ma limity ze względu na długość hal i możliwości wyjazdu do portu. Aktualnie wykonujemy analizę trasy przejazdu dla łopaty mającej 78 metrów długości. Wydaje się, że to już maksymalna długość, którą da się przetransportować drogą publiczną. Musiałaby powstać  ięc nowa fabryka zlokalizowana nad morzem, w którymś z portów.  Jednak na razie nie ma takich planów. Łopaty mogą więc być importowane z zagranicy. Mamy także duże grono fachowców w serwisie turbin wiatrowych. Są szacunki, że co czwarty serwisant pracujący na offshore na Morzu Północnym jest z Polski.

Rozmawiał Bartłomiej Sawicki

Rozmowa BiznesAlert.pl. Czy polskie porty są gotowe na rozwój offshore’u?