Sprzedaż zielonych certyfikatów
W opartym na prawach majątkowych systemie wsparcia dla OZE, wytwórca energii ze źródeł odnawialnych, oprócz sprzedaży energii otrzymuje za każdą MWh certyfikat, który jest prawem majątkowym i może być sprzedany – albo na giełdzie, albo w indywidualnej transakcji typu OTC. Cena sprzedaży jest wsparciem dla wytwórcy. Z kolei sprzedawcy energii do odbiorców końcowych muszą się legitymować odpowiednią do wielkości sprzedaży liczbą certyfikatów, a więc muszą je kupić. Ewentualnie mogą uiścić tzw. opłatę zastępczą.
Cena rynkowa zielonych certyfikatów z powodu nadpodaży, w ciągu kilku lat spadła o 90 proc. Autorzy ustawy uważają, że powiązanie wysokości opłaty zastępczej z ceną rynkową spowoduje większe zainteresowanie certyfikatami i stopniowe rozładowanie ich nadpodaży.
Wiceminister energii Andrzej Piotrowski podkreślał podczas prac parlamentarnych, że w ostatnich dniach rynkowa cena certyfikatów gwałtownie wzrosła, właśnie dlatego, że rynek przewiduje już skutki ustawy.
Sawicki: Podatnik zapłaci za zieloną rewolucję Energi, która uderzy w wiatraki i banki
Prezes URE krytycznie o noweli OZE
Ustawę krytykował natomiast m.in. prezes Urzędu Regulacji Energetyki Maciej Bando. Podczas prac w Senacie oświadczył, że prezentowane w uzasadnieniu projektu tabele są „pełne błędów i nieprawdziwych informacji”.
„Opieranie się na tych danych stanowi wręcz wprowadzanie wszystkich posłów, którzy głosowali za ustawą w błąd” – mówił Bando. „Gdyż nie zdawali sobie sprawy z tego, że chociażby skutki dotyczące ceny, które konsumenci energii elektrycznej mogą ponieść, są dwukrotnie zaniżone” – dodał. Uzasadnienie stwierdza, że skutki te to wzrost do 2020 r. obciążenia „standardowego gospodarstwa domowego o niecałe 10 zł/rok”. Bando ocenił również, że ustawa nie przyczyni się do likwidacji nadpodaży, szacowanej dziś na 20 TWh. Jego zdaniem pozostanie nadwyżka rzędu 8 TWh.
Prezes URE stwierdził też, że ustawa jest korzystna wyłącznie dla tych, którzy zawarli z producentami energii z OZE umowy na kupno zielonych certyfikatów po cenach, odnoszących się do opłaty zastępczej. „Dzisiaj uważają oni, że należy doprowadzić do sytuacji, aby te umowy unieważnić” – mówił.
Wiceminister Piotrowski w odpowiedzi stwierdził, że kontrakty te nie były zawierane przez małych przedsiębiorców, bo z nimi duże koncerny umów nie chciały zawierać. „To jest tak naprawdę regulacja dotycząca niewielkiej grupy przedsiębiorców”, dysponujących dużymi źródłami wytwórczymi, „po kilkadziesiąt MW” – mówił.
Argumentował też, że ogromną większością certyfikatów handluje się poza giełdą po cenach wielokrotnie wyższych niż rynkowe. „Być może coś zostało niewłaściwie sformułowane w prawie, że dało asumpt do takiego skrzywienia rynku. Jeżeli w oparciu o prawo rodzi się patologia, to należy podstawę tej patologii usunąć i to jest istota tej zmiany” – wskazał wiceminister Piotrowski.
Nowela OZE: Zielony sznur dla branży czy „porządkowanie rynku”? (RELACJA)
Branża OZE przeciwko noweli
Zdaniem branży zapis ten doprowadzi do upadku prywatny sektor farm wiatrowych, a beneficjentami ustawy będą duże firmy energetyczne, które będą mogły realizować obowiązek OZE, ale już nie poprzez umowy bezpośrednie ze sprzedawcami zielonej energii, a np. poprzez płacenie znacznie obniżonej opłaty zastępczej.
Zdaniem ekspertów utrzymywanie się niskich cen certyfikatów wynika z nadpodaży zielonych certyfikatów, sięgającej wg niektórych specjalistów 22,6 Twh.
AKTUALIZACJA: godz. 23:00, 14.08.2017
Polska Agencja Prasowa/BiznesAlert.pl