Zakończył się COP24, rusza kampania wyborcza, w której coraz większą rolę będzie odgrywać spór o politykę energetyczno-klimatyczną Polski, który może skończyć się zmianami w rządzie, ale niekoniecznie zmianą polskiej polityki – pisze Wojciech Jakóbik, redaktor naczelny BiznesAlert.pl.
COP24 w kampanii wyborczej
Porozumienie zwane Pakietem Katowickim ma charakter techniczny i przygotowuje grunt do układu globalnego. – Zrobiliśmy, co było w naszej mocy, aby wysłuchać i uwzględnić wasze wnioski. Zrobiliśmy, co mogliśmy, aby nikt nie poczuł się pominięty – mówił przewodniczący prezydencji Michał Kurtyka. Na szczycie klimatycznym w Katowicach przyjęto tzw. „rulebook”, czyli zbiór zasad realizacji polityki klimatycznej na poziomie globalnym w oparciu o deklaracje porozumienia paryskiego. Fakt, że podpisały się pod nim wszystkie strony COP24 można uznać za sukces. Jednakże należy przy tym odnotować niskie ambicje na skalę globalną.
Należy odnotować wkład Polski w negocjacje klimatyczne. Polacy przeforsowali podejście uzupełniające stanowisko Unii Europejskiej optującej za globalnym systemem handlu emisjami, który nie został wdrożony. Ministerstwo środowiska przypomina, że z inicjatywy polskiej Prezydencji podczas COP24 przedstawiono trzy deklaracje, które zostały szeroko poparte przez inne Strony. Już pierwszego dnia Szczytu COP24 prezydent Andrzej Duda ogłosił deklarację o solidarnej i sprawiedliwej transformacji. Jej przyjęcie było najważniejszym punktem Szczytu Głów Państw i Szefów Rządów. Transformacja energetyczna w celu dekarbonizacji musi zapewnić, że usuwając miejsca pracy z sektorów emisyjnych, jak górnictwo, będzie oferować nowe, w innych sektorach. Kolejnego dnia, przedstawiono wspólną inicjatywę Polski i Wielkiej Brytanii Katowickie Partnerstwo dla Elektromobilności, prezentowaną w obecności Sekretarza Generalnego ONZ Antonio Guterresa, przez premiera Mateusza Morawieckiego oraz prezydenta COP24 Michała Kurtykę. Był to element promocji elektromobilności, jako polskiego rozwiązania na rzecz walki z emisją, które jest po myśli sektora energetycznego mogącego zyskać na rosnącej konsumpcji energii elektrycznej w sektorze transportowym. W drugiej części szczytu ogłoszono deklarację „Lasy dla klimatu”. W wydarzeniu wzięli udział m.in. minister środowiska Henryk Kowalczyk, prezydent COP24 Michał Kurtyka oraz Paola Deda reprezentująca UNECE (Europejska Komisja Gospodarcza). Zalesianie było kolejnym rozwiązaniem alternatywnym do propozycji Unii Europejskiej.
Najbardziej spektakularnym wkładem Polski w szczyt była jednak promocja węgla źle odebrana przez zwolenników ambitnej polityki klimatycznej. Wypowiedź prezydenta RP Andrzeja Dudy o tym, że Polska ma zapasy węgla na 200 lat i będzie on gwarantował jej suwerenność energetyczną została wykorzystana do krytyki polskiego zaangażowania w negocjacje i obarczenia Polaków współodpowiedzialnością za niskie ambicje porozumienia z Katowic. Krytycy polskiego rządu będą jednak wskazywać, że gdyby Polska zaprezentowała bardziej ambitne stanowisko, być może posłużyłaby jako przykład i pozwoliła osiągnąć więcej w polityce klimatycznej. Należy przy tym zaznaczyć, że trudno byłoby jej w ten sposób uzyskać znaczący wpływ na krytyków globalnej walki ze zmianami klimatu w Brazylii czy Turcji, choć prawdopodobnie zapewniłaby wtedy lepszą atmosferę szczytu, a jest to jednym z zadań prezydencji.
Wiele hałasu o ministra
Szczyt COP24 zakończył się mało ambitnym porozumieniem, ale dyskusja o polityce energetyczno-klimatycznej się nie kończy. Krytycy rządu wykorzystują COP24 do walki politycznej. W środę 19 grudnia odbędą się wydarzenia Koalicji Klimatycznej i Partii Zieloni poświęcone szczytowi klimatycznemu. W ich trakcie zostanie przedstawiona krytyka polityki rządu. Należy się spodziewać, że postulat przyspieszonej dekarbonizacji trafi na sztandary rywalizacji politycznej w wyborach do Parlamentu Europejskiego i Sejmu RP. Pierwsze kroki w tym kierunku poczynił już Robert Biedroń postulujący zakończenie wydobycia węgla do 2035 roku. Kolejne siły polityczne będą pozycjonować się w sporze o polską politykę klimatyczną, a dyskusje będą podsycać spory o rosnące ceny energii w Polsce.
– Polscy decydenci nie wierzyli, że unijne cele redukcji emisji na okres po 2020 roku mogą być tak mocne, OZE postrzegano jako niekonkurencyjne, a krajowy węgiel uważano za bezpieczną opcję. Rosnący dziś import węgla wynikający z niskiej konkurencyjności polskich kopalń, powszechny strach przed smogiem, rosnące koszty w energetyce konwencjonalnej i rekordowo niskie ceny OZE na aukcjach – to wszystko wskazuje, że nasz kraj musi odejść od węgla – twierdzi Aleksander Śniegocki z WiseEuropa. To brzmi jak recepta na alternatywną strategię energetyczną w programie wyborczym partii opozycyjnej. Należy się spodziewać, że siły polityczne znajdujące się w opozycji wewnętrznej i zewnętrznej będą chciały z niej teraz skorzystać.
Krytyczne artykuły w głównych mediach mogą posłużyć co najmniej do promocji postulatu wymiany ministra energii, a w dłuższej perspektywie do propozycji alternatywnej polityki energetycznej w programie jednego z ugrupowań politycznych. Nie wiadomo jednak, czy ta krytyka może zakończyć się przedstawieniem konstruktywnej alternatywy. Partia domagająca się szybkiej dekarbonizacji może stać się języczkiem u wagi w coraz bardziej dwupartyjnym sporze politycznym w Polsce, ale nie zyska istotnego poparcia politycznego niezbędnego do faktycznej realizacji takiego postulatu. Czy skończy się na uderzeniu w nielubianego ministra energii? Być może na to liczą jego przeciwnicy w rządzie i poza nim.