– Do Sejmu został skierowany projekt ustawy dotyczącej opodatkowania wydobycia ropy naftowej i gazu. Ustawa przewiduje opodatkowanie działalności w tym zakresie dwoma podatkami, specjalnym podatkiem węglowodorowym i podatkiem od wydobycia niektórych kopalin, którym już opodatkowane jest wydobycie miedzi i srebra – piszą Szymon Parulski i Wojciech Krok w Rzeczpospolitej. – Projekt był przygotowywany bardzo długo, bo ponad dwa lata, naszym zdaniem nie uwzględnia jednak kluczowych uwarunkowań prawnych, decydujących o dopuszczalności wprowadzenia tego rodzaju rozwiązań.
– Z pewnością podatek od wydobycia nie jest podatkiem dochodowym ani też majątkowym. Należy zatem uznać, że jest to podatek pośredni, podatnik otrzymuje bowiem kwotę podatku w cenie sprzedawanego wyrobu, a ciężar podatku może i prawdopodobnie będzie przerzucony na odbiorcę (warto nadmienić, że możliwość przerzucenia Trybunał rozumie szeroko, w zasadzie wystarczające jest, aby część ceny stanowił podatek – patrz wyrok w sprawie C-440/12) – wnioskują autorzy tekstu. Tymczasem, jak wskazują, zgodnie z przepisem art. 1 ust. 2 dyrektywy horyzontalnej (dyrekteywa Rady 2008/118/WE) tego typu podatek można wprowadzić tylko jeśli będzie zgodny ze wspólnotowymi zapisami dotyczącymi podatku akcyzowego lub podatku od wartości dodanej. – Dyrektywa horyzontalna zakazuje zatem opodatkowania wyrobów akcyzowych innymi podatkami pośrednimi niż akcyza lub VAT – podkreślają Parulski i Krok, doradcy podatkowi z kancelarii Parulski i wspólnicy. Według nich węglowodory są takimi produktami.
– Podobieństwa pomiędzy podatkiem od wydobycia a podatkiem akcyzowym funkcjonującym w Polsce – który bez wątpienia był podatkiem pośrednim – są na tyle duże, że w naszej ocenie przesądzają o uznaniu podatku od wydobycia za podatek pośredni – oceniają. – Oczywiście, polski ustawodawca może jednak uznać, że projektowany podatek obroni się pod kątem zgodności z dyrektywą horyzontalną, i wprowadzić go, nie zważając na wątpliwości. Z punktu widzenia prac legislacyjnych rzeczą pożądaną byłaby jednak analiza tej kwestii w uzasadnieniu do ustawy. Tymczasem wszystkie dokumenty legislacyjne wstydliwie milczą o tym problemie, mimo że był on – wprawdzie bardzo nieśmiało – sygnalizowany przez niektórych uczestników procesu legislacyjnego – kończą.
Źródło: Rzeczpospolita