icon to english version of biznesalert
EN
Najważniejsze informacje dla biznesu
icon to english version of biznesalert
EN

Pędziwol: Czesi mają problem z Krajowym Planem Odbudowy. Pieniądze albo premier

Komisja Europejska zaleciła Radzie Unii Europejskiej zatwierdzenie czeskiego Narodowego Planu Odbudowy. Wypłata przyznanych Pradze równo siedmiu miliardów euro (180 miliardów koron, 32 miliardów złotych) będzie jednak zależeć od postawienia ośmiu kamieni milowych, które wykluczą konflikt interesów i wzmocnią system kontroli i audytu – pisze Aureliusz M. Pędziwol, współpracownik BiznesAlert.pl.

Czeski premier Andrej Babisz nie dał się wyprowadzić z równowagi zastrzeżeniami Komisji Europejskiej, gdy w poniedziałek podejmował jej przewodniczącą Ursulę von Layen, która przywiozła do Pragi warunkową zgodę na czeski plan odbudowy: „Od chwili, gdy wszedłem do rządu, a teraz jestem premierem, nie mam wrażenia, żebyśmy mieli jakiś problem systemowy”, powiedział. Później wsparła go sekretarz stanu do spraw europejskich Milena Hrdinková tłumacząc, że „rozdział planu odbudowy dotyczący kontroli i audytu nie jest powiązany z konkretną osobą czy sprawą”.

Innego zdania jest oczywiście opozycja, której zdaniem „konflikt interesów premiera Babisza zagraża przyszłości Republiki Czeskiej”, jak warunkową zgodę Komisji na plan odbudowy skwitowała prawicowa koalicja Razem. Szef Partii Piratów (współtworzącej koalicję Piraci i Burmistrzowie) Ivan Bartosz formułuje to bardziej bezpośrednio. Według niego „czescy obywatele, firmy i kraj” dostaną tych 180 milionów koron „pod warunkiem, że czeskie urzędy nie dopuszczą do tego, żeby premier Babisz znów odprowadzał pieniądze do swoich firm.” To jednak jego zdaniem trudno sobie wyobrazić za rządów obecnego gabinetu.

Firmy, o których mówi Bartosz, należą do rolno-spożywczego koncernu Agrofert stworzonego przez dzisiejszego szefa czeskiego rządu. Jeszcze zanim został premierem przekazał swój majątek w 2017 roku do dwóch funduszy powierniczych. Zmusiła go do tego uchwalona wcześniej nowelizacja ustawy o konflikcie interesów, znana jako Lex Babisz. Ale rok później zmieniło się prawo europejskie i według jego obecnego brzmienia premier – jak twierdzi Komisja Europejska – nadal pozostaje w konflikcie interesów, ponieważ kontroluje fundusze, którym powierzył Agrofert. Do takiego wniosku doszła w każdym razie w kwietniu, po zakończeniu audytu dotyczącego właśnie konfliktu interesów Andreja Babisza.

Babisz raczej szybko nie odejdzie…

Najprostszym rozwiązaniem tego problemu byłoby oczywiście odejście obecnego szefa rządu z polityki, a przynajmniej ze stanowiska, które zajmuje. To jest teoretycznie możliwe, nawet już niebawem. Na październik rozpisane są bowiem w Czechach wybory parlamentarne, a sondaże wskazują, że dzisiejsza opozycja powinna zdobyć większość w Izbie Poselskiej.

Ale nawet jeśli te prognozy się potwierdzą, wcale to jeszcze nie znaczy, że Babisz przestanie być premierem. Prezydent Zeman oświadczył bowiem niedawno, że misję utworzenia nowego rządu powierzy przywódcy najsilniejszego ugrupowania politycznego – partii lub ruchu – w czeskim sejmie, ale nie liderowi koalicji wyborczej, nawet gdyby to ona zdobyła najwięcej mandatów. Tworzone przed wyborami koalicje szef czeskiego państwa traktuje bowiem jako oszukiwanie wyborców. Koalicje należy jego zdaniem tworzyć dopiero po wyborach. Sęk w tym, że od kiedy istnieje suwerenna Republika Czeska, jej ordynacja wyborcza przewiduje możliwość uczestniczenia w wyborach obok partii i ruchów politycznych także ich koalicji.

Sondaże zaś nie pozostawiają też cienia wątpliwości, że i tym razem najsilniejszym spośród samodzielnie kandydujących ugrupowań będzie ruch ANO obecnego szefa rządu. Co więcej, Andrej Babisz będzie mógł za przyzwoleniem prezydenta rządzić długo, nawet jeśli nie zyska zaufania większości posłów, bo prezydent nie jest związany żadnym konstytucyjnym czy choćby ustawowym terminem, w którym powinien wyznaczyć nowego premiera. A poza tym szef państwa może i w drugim podejściu nominować na premiera tę samą osobę, której nie udało się zyskać zaufania sejmu za pierwszym razem. Dopiero przy trzecim podejściu nowego szefa gabinetu desygnuje przewodniczący Izby Poselskiej.

Czescy eksperci oceniają, że w ten sposób Babisz mógłby pozostawać na stanowisku premiera tak długo, jak długo Zeman będzie prezydentem. To znaczy nawet do 8 marca 2023 roku. A może nawet jeszcze dłużej.

…problem konfliktu interesów pozostanie

Ursula von der Leyen bez większych emocji zareagowała na deklarację Andreja Babisza o tym, że on problemu konfliktu interesów w swoim kraju nie dostrzega. „Komisja Europejska będzie kontrolować, czy środki są wydawane mądrze”, zapowiedziała jej szefowa w Pradze. „Mamy również narzędzia ochrony budżetu, ponieważ w Unii Europejskiej chodzi przede wszystkim o pieniądze podatników”, podkreśliła.

Komisja dała Pradze czas na rozwiązanie problemu konfliktu interesów do końca czerwca 2022 roku. Przedtem Czechy dostaną na rozruch swojego planu odbudowy 13 procent z przyznanej im kwoty, podobnie jak wszystkie inne kraje. Ale wypłata kolejnych środków będzie zależeć od spełnienia postawionych warunków – wspomnianych kamieni milowych. „Jeśli tak się nie stanie, nic Czechom nie wypłacimy, a nawet i te pieniądze na rozruch musiałby zostać przez Czechy zwrócone”, cytuje czeska gazeta „Deník N” jedno ze swoich „wysoko postawionych” źródeł w Komisji.

Od Czech Komisja oczekuje w pierwszej kolejności stworzenia rejestru rzeczywistych właścicieli firm ubiegających się o dotacje. I nawet jeśli sekretarz stanu Hrdinková twierdzi, że nie ma to związku z żadną konkretną osobą i żadną konkretną sprawą, nikt z obserwatorów czeskiej i unijnej sceny politycznej nie wątpi, że chodzi o Babisza i dotacje dla koncernu Agrofert, a zwłaszcza tę najbardziej znaną, dla jego centrum konferencyjno-wypoczynkowego Bocianie Gniazdo pod Pragą.

Oczywiście zapobieganie konfliktom interesów w kontekście pobierania unijnych pieniędzy dotyczy wszystkich krajów członkowskich Unii, ale w żadnym innym nie odnosi się to do tak wysoko postawionego przedstawiciela państwa, jak w wypadku Republiki Czeskiej. I jak dotąd w żadnym innym wypadku Komisja nie uzależniła przyszłych wypłat z Funduszu Odbudowy od podjęcia kroków mających zapobiec konfliktom interesów. Inne kraje mają inne problemy. Komisja odesłała Węgrom ich plan do poprawki ze względu na słabą ochronę zamówień publicznych, a Włochy, które są największym beneficjentem unijnego planu odbudowy, będą musiały dokończyć reformę sądownictwa – przypomina czeski dziennik ekonomiczny „Hospodárzské noviny”.

6 filarów, 123 projekty

Do przedstawionego przez Pragę planu (obejmującego według Czeskiego Radia 123 projekty) Komisja nie zgłosiła zastrzeżeń. Czesi wyszli nawet przed szereg i postanowili wydać na projekty związane z zieloną transformacją 42 procent środków z Narodowego Planu Odbudowy i 22 procent na cyfryzację. To w obu wypadkach jest więcej niż wymagała Komisja – w pierwszym o pięć, w drugim o dwa punkty procentowe.

Rząd Andreja Babisza postawił czeski Narodowy Plan Odbudowy na sześciu tematycznych filarach. Największy z nich nosi nazwę „Infrastruktura fizyczna i zielona transformacja”. Na 38 projektów z tego obszaru (na przykład budowę linii kolejowych, obniżanie konsumpcji energii, przechodzenie na jej czystsze źródła, ocieplanie budynków, sadzenie lasów odpornych na zmiany klimatyczne, wymianę źródeł zanieczyszczenia środowiska – choćby starych pieców, wspieranie bioróżnorodności) ma być wydana niemal połowa wszystkich środków. Więcej niż jedna piąta pieniędzy pójdzie na 11 projektów z dziedziny „Oświata i rynek pracy” (innowacje w oświacie w kontekście cyfryzacji, dopasowanie programów szkolnych, modernizacja usług zatrudnienia), prawie jedna siódma na filar nazwany „Cyfrowa transformacja” (41 projektów z zakresu usług cyfrowych dla ludzi i firm, szybkiego Internetu, start-upów i nowych technologii, czy też cyfrowej transformacji przedsiębiorstw). Pozostałe trzy filary – „Badania, rozwój i innowacje”, „Zdrowie i odporność mieszkańców” oraz „Instytucje, regulacje i wsparcie przedsiębiorczości w reakcji na COVID” – otrzymają niemal po tyle samo z tego, co zostanie, czyli jednej piątej budżetu.

Usługowa organizacja koncernu Agrofert

Martin Ehl, główny analityk dziennika „Hospodárzské noviny”, nie wątpi już, że „na unijnej ziemi” Czechom nie uda się wyłgać z konfliktu interesów premiera Andreja Babisza. Na łamach gazety ostrzega, że jeśli Komisja Europejska uzna czeskie instrumenty rozdziału środków z Narodowego Planu Odbudowy za niedostatecznie przejrzyste, „z Brukseli po prostu żadne pieniądze nie przyjdą”. Jego zdaniem Czechom po raz pierwszy w historii realnie grozi, że z powodu konfliktu interesów swojego premiera stracą europejskie pieniądze, które by im mogły pomóc nie tylko poradzić sobie z ciężkim okresem pandemii, ale i z trudnym czasem zielonej transformacji gospodarki europejskiej.

Ehl przypomina zapewnienia Babisza z konferencji prasowej z Ursulą von Leyen, że w Czechach europejskie środki są rozdzielane przejrzyście. „Jest jednak tajemnicą publiczną, że czeski rząd jest w dużej mierze organizacją usługową koncernu Agrofert i albo będzie uciekał się do różnych sztuczek by pójść mu na rękę, albo będzie prowadził długą i żmudną grę na zwłokę – jak to widzimy w wypadku policyjnego i prokuratorskiego śledztwa w sprawie Bocianie Gniazdo”, dodaje natychmiast.

Komisja Europejska zaleciła Radzie Unii Europejskiej zatwierdzenie czeskiego Narodowego Planu Odbudowy. Wypłata przyznanych Pradze równo siedmiu miliardów euro (180 miliardów koron, 32 miliardów złotych) będzie jednak zależeć od postawienia ośmiu kamieni milowych, które wykluczą konflikt interesów i wzmocnią system kontroli i audytu – pisze Aureliusz M. Pędziwol, współpracownik BiznesAlert.pl.

Czeski premier Andrej Babisz nie dał się wyprowadzić z równowagi zastrzeżeniami Komisji Europejskiej, gdy w poniedziałek podejmował jej przewodniczącą Ursulę von Layen, która przywiozła do Pragi warunkową zgodę na czeski plan odbudowy: „Od chwili, gdy wszedłem do rządu, a teraz jestem premierem, nie mam wrażenia, żebyśmy mieli jakiś problem systemowy”, powiedział. Później wsparła go sekretarz stanu do spraw europejskich Milena Hrdinková tłumacząc, że „rozdział planu odbudowy dotyczący kontroli i audytu nie jest powiązany z konkretną osobą czy sprawą”.

Innego zdania jest oczywiście opozycja, której zdaniem „konflikt interesów premiera Babisza zagraża przyszłości Republiki Czeskiej”, jak warunkową zgodę Komisji na plan odbudowy skwitowała prawicowa koalicja Razem. Szef Partii Piratów (współtworzącej koalicję Piraci i Burmistrzowie) Ivan Bartosz formułuje to bardziej bezpośrednio. Według niego „czescy obywatele, firmy i kraj” dostaną tych 180 milionów koron „pod warunkiem, że czeskie urzędy nie dopuszczą do tego, żeby premier Babisz znów odprowadzał pieniądze do swoich firm.” To jednak jego zdaniem trudno sobie wyobrazić za rządów obecnego gabinetu.

Firmy, o których mówi Bartosz, należą do rolno-spożywczego koncernu Agrofert stworzonego przez dzisiejszego szefa czeskiego rządu. Jeszcze zanim został premierem przekazał swój majątek w 2017 roku do dwóch funduszy powierniczych. Zmusiła go do tego uchwalona wcześniej nowelizacja ustawy o konflikcie interesów, znana jako Lex Babisz. Ale rok później zmieniło się prawo europejskie i według jego obecnego brzmienia premier – jak twierdzi Komisja Europejska – nadal pozostaje w konflikcie interesów, ponieważ kontroluje fundusze, którym powierzył Agrofert. Do takiego wniosku doszła w każdym razie w kwietniu, po zakończeniu audytu dotyczącego właśnie konfliktu interesów Andreja Babisza.

Babisz raczej szybko nie odejdzie…

Najprostszym rozwiązaniem tego problemu byłoby oczywiście odejście obecnego szefa rządu z polityki, a przynajmniej ze stanowiska, które zajmuje. To jest teoretycznie możliwe, nawet już niebawem. Na październik rozpisane są bowiem w Czechach wybory parlamentarne, a sondaże wskazują, że dzisiejsza opozycja powinna zdobyć większość w Izbie Poselskiej.

Ale nawet jeśli te prognozy się potwierdzą, wcale to jeszcze nie znaczy, że Babisz przestanie być premierem. Prezydent Zeman oświadczył bowiem niedawno, że misję utworzenia nowego rządu powierzy przywódcy najsilniejszego ugrupowania politycznego – partii lub ruchu – w czeskim sejmie, ale nie liderowi koalicji wyborczej, nawet gdyby to ona zdobyła najwięcej mandatów. Tworzone przed wyborami koalicje szef czeskiego państwa traktuje bowiem jako oszukiwanie wyborców. Koalicje należy jego zdaniem tworzyć dopiero po wyborach. Sęk w tym, że od kiedy istnieje suwerenna Republika Czeska, jej ordynacja wyborcza przewiduje możliwość uczestniczenia w wyborach obok partii i ruchów politycznych także ich koalicji.

Sondaże zaś nie pozostawiają też cienia wątpliwości, że i tym razem najsilniejszym spośród samodzielnie kandydujących ugrupowań będzie ruch ANO obecnego szefa rządu. Co więcej, Andrej Babisz będzie mógł za przyzwoleniem prezydenta rządzić długo, nawet jeśli nie zyska zaufania większości posłów, bo prezydent nie jest związany żadnym konstytucyjnym czy choćby ustawowym terminem, w którym powinien wyznaczyć nowego premiera. A poza tym szef państwa może i w drugim podejściu nominować na premiera tę samą osobę, której nie udało się zyskać zaufania sejmu za pierwszym razem. Dopiero przy trzecim podejściu nowego szefa gabinetu desygnuje przewodniczący Izby Poselskiej.

Czescy eksperci oceniają, że w ten sposób Babisz mógłby pozostawać na stanowisku premiera tak długo, jak długo Zeman będzie prezydentem. To znaczy nawet do 8 marca 2023 roku. A może nawet jeszcze dłużej.

…problem konfliktu interesów pozostanie

Ursula von der Leyen bez większych emocji zareagowała na deklarację Andreja Babisza o tym, że on problemu konfliktu interesów w swoim kraju nie dostrzega. „Komisja Europejska będzie kontrolować, czy środki są wydawane mądrze”, zapowiedziała jej szefowa w Pradze. „Mamy również narzędzia ochrony budżetu, ponieważ w Unii Europejskiej chodzi przede wszystkim o pieniądze podatników”, podkreśliła.

Komisja dała Pradze czas na rozwiązanie problemu konfliktu interesów do końca czerwca 2022 roku. Przedtem Czechy dostaną na rozruch swojego planu odbudowy 13 procent z przyznanej im kwoty, podobnie jak wszystkie inne kraje. Ale wypłata kolejnych środków będzie zależeć od spełnienia postawionych warunków – wspomnianych kamieni milowych. „Jeśli tak się nie stanie, nic Czechom nie wypłacimy, a nawet i te pieniądze na rozruch musiałby zostać przez Czechy zwrócone”, cytuje czeska gazeta „Deník N” jedno ze swoich „wysoko postawionych” źródeł w Komisji.

Od Czech Komisja oczekuje w pierwszej kolejności stworzenia rejestru rzeczywistych właścicieli firm ubiegających się o dotacje. I nawet jeśli sekretarz stanu Hrdinková twierdzi, że nie ma to związku z żadną konkretną osobą i żadną konkretną sprawą, nikt z obserwatorów czeskiej i unijnej sceny politycznej nie wątpi, że chodzi o Babisza i dotacje dla koncernu Agrofert, a zwłaszcza tę najbardziej znaną, dla jego centrum konferencyjno-wypoczynkowego Bocianie Gniazdo pod Pragą.

Oczywiście zapobieganie konfliktom interesów w kontekście pobierania unijnych pieniędzy dotyczy wszystkich krajów członkowskich Unii, ale w żadnym innym nie odnosi się to do tak wysoko postawionego przedstawiciela państwa, jak w wypadku Republiki Czeskiej. I jak dotąd w żadnym innym wypadku Komisja nie uzależniła przyszłych wypłat z Funduszu Odbudowy od podjęcia kroków mających zapobiec konfliktom interesów. Inne kraje mają inne problemy. Komisja odesłała Węgrom ich plan do poprawki ze względu na słabą ochronę zamówień publicznych, a Włochy, które są największym beneficjentem unijnego planu odbudowy, będą musiały dokończyć reformę sądownictwa – przypomina czeski dziennik ekonomiczny „Hospodárzské noviny”.

6 filarów, 123 projekty

Do przedstawionego przez Pragę planu (obejmującego według Czeskiego Radia 123 projekty) Komisja nie zgłosiła zastrzeżeń. Czesi wyszli nawet przed szereg i postanowili wydać na projekty związane z zieloną transformacją 42 procent środków z Narodowego Planu Odbudowy i 22 procent na cyfryzację. To w obu wypadkach jest więcej niż wymagała Komisja – w pierwszym o pięć, w drugim o dwa punkty procentowe.

Rząd Andreja Babisza postawił czeski Narodowy Plan Odbudowy na sześciu tematycznych filarach. Największy z nich nosi nazwę „Infrastruktura fizyczna i zielona transformacja”. Na 38 projektów z tego obszaru (na przykład budowę linii kolejowych, obniżanie konsumpcji energii, przechodzenie na jej czystsze źródła, ocieplanie budynków, sadzenie lasów odpornych na zmiany klimatyczne, wymianę źródeł zanieczyszczenia środowiska – choćby starych pieców, wspieranie bioróżnorodności) ma być wydana niemal połowa wszystkich środków. Więcej niż jedna piąta pieniędzy pójdzie na 11 projektów z dziedziny „Oświata i rynek pracy” (innowacje w oświacie w kontekście cyfryzacji, dopasowanie programów szkolnych, modernizacja usług zatrudnienia), prawie jedna siódma na filar nazwany „Cyfrowa transformacja” (41 projektów z zakresu usług cyfrowych dla ludzi i firm, szybkiego Internetu, start-upów i nowych technologii, czy też cyfrowej transformacji przedsiębiorstw). Pozostałe trzy filary – „Badania, rozwój i innowacje”, „Zdrowie i odporność mieszkańców” oraz „Instytucje, regulacje i wsparcie przedsiębiorczości w reakcji na COVID” – otrzymają niemal po tyle samo z tego, co zostanie, czyli jednej piątej budżetu.

Usługowa organizacja koncernu Agrofert

Martin Ehl, główny analityk dziennika „Hospodárzské noviny”, nie wątpi już, że „na unijnej ziemi” Czechom nie uda się wyłgać z konfliktu interesów premiera Andreja Babisza. Na łamach gazety ostrzega, że jeśli Komisja Europejska uzna czeskie instrumenty rozdziału środków z Narodowego Planu Odbudowy za niedostatecznie przejrzyste, „z Brukseli po prostu żadne pieniądze nie przyjdą”. Jego zdaniem Czechom po raz pierwszy w historii realnie grozi, że z powodu konfliktu interesów swojego premiera stracą europejskie pieniądze, które by im mogły pomóc nie tylko poradzić sobie z ciężkim okresem pandemii, ale i z trudnym czasem zielonej transformacji gospodarki europejskiej.

Ehl przypomina zapewnienia Babisza z konferencji prasowej z Ursulą von Leyen, że w Czechach europejskie środki są rozdzielane przejrzyście. „Jest jednak tajemnicą publiczną, że czeski rząd jest w dużej mierze organizacją usługową koncernu Agrofert i albo będzie uciekał się do różnych sztuczek by pójść mu na rękę, albo będzie prowadził długą i żmudną grę na zwłokę – jak to widzimy w wypadku policyjnego i prokuratorskiego śledztwa w sprawie Bocianie Gniazdo”, dodaje natychmiast.

Najnowsze artykuły