Piotrowski: Zbudujemy elektrownię jądrową w dekadę od decyzji (ROZMOWA)

24 marca 2017, 12:00 Atom

W rozmowie z BiznesAlert.pl podsekretarz stanu w Ministerstwie Energii Andrzej Piotrowski opowiada o perspektywie rozwoju polskiej energetyki jądrowej oraz integracji unijnego rynku energii.

Andrzej Piotrowski. fot. Ministerstwo Energii

BiznesAlert.pl: Na jakim etapie jesteśmy dzisiaj?

Andrzej Piotrowski: Ten etap wytyczyły plany poprzedniego rządu. Budowa polskiej elektrowni jądrowej została rozpoczęta. Stworzono spółkę celową PGE EJ1, która prowadziła analizy w wyniku, których między innymi wybrane zostały miejsca, w których z kolei przeprowadzane będą oceny oddziaływania na środowisko. Równolegle prowadzone są także prace przygotowawcze w zakresie określenia warunków technicznych budowy elektrowni tak, aby możliwe było ogłoszenie przetargu. Zmiana polega jednak na tym, że nie będzie to przetarg zintegrowany, a wiec taki, w którym dostawca będzie mógł przygotować, sfinansować, wybudować i operować. Paradoksalnie jest to najdroższy z możliwych wariantów. Zapowiadana cena energii z elektrowni w Hinkley Point w Wielkiej Brytanii znacznie przewyższa obecne ceny rynkowe. Rada Ministrów zobligowała nas obecnie do przygotowania modelu finansowego programu do końca pierwszego kwartału 2017 r. Będzie on oczywiście przedmiotem dyskusji na Radzie Ministrów.

W obiegu mieliśmy różne daty ukończenia elektrowni jądrowej w Polsce – 2025, 2027, a ostatnio 2031 rok. Czy to opóźnienie nas coś kosztuje?

Niewykluczone, że jeśli nie będziemy odpowiednio szybko posiadali energetyki jadrowej – źródła zeroemisyjnego – to odbiorca końcowy, obciążony kosztami związanymi z opłatami za emisję, zbyt boleśnie to odczuje. Natomiast w rozumieniu spirali kosztów wynikających z opóźnień w trakcie budowy, to jeszcze nie zostały podjęte tego typu „zazębiające się” działania. W zakresie wyboru miejsca analizujemy dwie lokalizacje, bo tego wymaga od nas prawo. Do momentu finalnego wyboru technologii musimy mieć do wyboru co najmniej dwie lokalizacje.

Czy przez to przesuwa się data realizacji projektu jądrowego?

Mamy dwa rodzaje opóźnień. Pierwsze wynika z faktu, że po decyzji przygotowania przetargu zintegrowanego przez naszych poprzedników okazało się, że inwestycja ta będzie bardzo droga i będzie nas w takim układzie kosztować nawet 80 mld złotych. W tym miejscu musieliśmy dokonać korekty, bo na takie koszty nas w Polsce nie stać. Planowana spłata bazująca na kontrakcie różnicowym mogłaby oznaczać znaczne dopłaty w przyszłości. W obecnie przygotowywanym podejściu projekt ,ma być opłacalny na takich samych warunkach jak pozostałe inwestycje w energetyce zawodowej.

Ale przecież miliardy złotych pójdą na fuzję kopalń.

To będą dopłaty do dotychczasowych struktur i działań organizacyjnych, które doprowadziły do takiej, a nie innej sytuacji w górnictwie. Nie mieszajmy porządków, bo na tej zasadzie można do wydobycia węgla doliczyć koszty leków na alergię, jeśli kupowaliby je górnicy. Górnictwo ulegało transformacji nie tylko w Polsce. W niektórych państwach doszło do jego likwidacji. W niektórych krajach jest bez rozgłosu wspomagane i mimo oficjalnej narracji przeciwko węglowi w energetyce pozostaje na silnej pozycji.

Ma Pan na myśli Niemcy?

(śmiech). Na przykład.

Co będzie zapisane w specyfikacji przetargu?

Doszliśmy do wniosku, że są trzy komponenty projektu jądrowego: technologia, jako element cenotwórczy, cena pieniądza i koszt opóźnień. To wszystko to doświadczenie ostatnich kilku projektów realizowanych w sąsiedztwie Polski. Warto zwrócić uwagę, że niby dobrze zawarty kontrakt w Finlandii przez opóźnienia prawie wywrócił francuską Arevę. Na przykład niektóre instalacje straciły gwarancje i trzeba było je budować od nowa. Okazuje się, że to czasami samonakręcający się problem, z którego z upływem czasu coraz trudniej wyjść.

W przetargu na technologię musi znaleźć się szczegółowy opis zamówienia. Przestanie to być zatem zlecenie typu wybuduj i operuj. Jeżeli nie opiszemy dokładnie w SIWZ czego oczekujemy od wykonawcy, to później tego nie dostaniemy.

Skąd wziąć pieniądze?

W naszej analizie pojawia się także model finansowy, a w tym kontekście istotny jest wspomniany przeze mnie komponent „cena pieniądza”. Warto zwrócić uwagę, że zsumowanie nawet niewielkiego wzrostu w zakresie oprocentowania kapitału przez kilkadziesiąt lat użytkowania elektrowni jądrowej, może dać ogromną różnicę w jej wynikowym koszcie, podobnie jak przy kredycie hipotecznym. Do tej pory zakładano zasadnicze finansowanie budowy elektrowni jądrowej kredytem.. Taki instrument musi zapewnić zysk kredytodawcy, ale także pokryć ryzyko. Im większe ryzyko, tym wyższy procent. Jeżeli idziemy do bankiera w Chicago i mówimy, że Polska chce kilka miliardów kredytu, to on od razu zapowiada, że to będzie kosztować. Po co do niego iść, skoro za kredyt mogą zapłacić użytkownicy energii z elektrowni jądrowej. Taniej będzie, gdy „kupią” energię wcześniej, bo wtedy nie ma elementów ryzyka – sprzedaż jest zrealizowana. Tak właśnie zrobili Finowie. Partnerów do sfinansowania elektrowni jądrowej możemy szukać wśród tych, dla których stabilność dostaw jest na tyle ważna, że chcą za energię z wyprzedzeniem zapłacić.

Kto jest zainteresowany w Polsce?

Na tym etapie jest za wcześnie wskazywać, kto konkretnie. Zadaliśmy pytania potencjalnie zainteresowanym i ku naszemu zaskoczeniu odpowiedź była natychmiastowa. To branża hi-techowa zużywająca dużo prądu. Testowaliśmy wstępnie również środowisko dużych użytkowników energii elektrycznej z tradycyjnych gałęzi przemysłu, dla których energia, może nie jest aż tak bardzo istotna z punktu widzenia kosztów, ale jej brak oznacza, że ich działalność nie ma sensu.

Czy nie ma zagrożenia ze strony konkurencji?

Trzeba pamiętać, że cena energii musi być ceną równowagi rynkowej. Jednak, żeby taka była, musimy uwzględnić wszystkie czynniki, które zostaną wskazane w przetargu, a więc takie składowe jak: brak opóźnień, finansowanie i koszt pieniądza. Dopiero po spełnieniu tych warunków będziemy w stanie wybierać stosunkowo najtańszą, ale i bezpieczną technologię i wykonawcę.

Czy energia z polskiej elektrowni jądrowej będzie mogła być „tania”?

Z naszych szacunków wynika, że uwzględniając wszystkie założenia cena energii może osiągnąć poziom, który będzie akceptowalny na rynku bez problemu. Nasze analizy pokazują, że koszt energii z atomu może być znacznie niższy niż tej pochodzącej z innych niskoemisyjnych źródeł jak np. OZE.

A jaka data uruchomienia elektrowni wychodzi z analiz?

Na szczegółowy harmonogram potrzebujemy jeszcze trochę czasu. Po części jest to konsekwencja wyboru technologii. Racjonalne jest przyjęcie, że mówimy o 8-10 latach na budowę od momentu rozstrzygnięcia przetargu na technologię Zakładamy, że jesteśmy w stanie przygotować materiały w ciągu kilku miesięcy. Rozstrzygnięcie jest więc możliwe w przyszłym roku.

Czyli 2026-2028 rok?

W Strategii Odpowiedzialnego Rozwoju mamy 2029 i tego się będziemy trzymać.

A reaktor wysokotemperaturowy?

Analizy w tym obszarze są bardzo intensywne. Reaktor wysokotemperaturowy to jedna z technologii, której rozwój jest brany pod uwagę przez Polskę. Pod szyldem technologii wysokotemperaturowych kryją się jednak różne rozwiązania. Najwyższe temperatury dają z jednej strony najlepsze perspektywy, na przykład w sektorze chemicznym, ale wymagają materiałów trudnych do pozyskania i odpowiednio droższych. W Japonii istnieje taki pilotażowy bardzo wysokotemperaturowy reaktor, ale do upowszechnienia tej technologii na rynku jest jeszcze długa droga. W tym rozwiązaniu widzimy ogromny potencjał do kogeneracji i produkcji ciepła do celów przemysłowych. Nasz przemysł go potrzebuje, a z HTR może zapewniać oba rodzaje energii bez emisji dwutlenku węgla.

A inne technologie?

Są jeszcze reaktory modularne (SMR) o mocy na ogół 50 MW. Według założeń amerykańskiej firmy Nuscale będą one gotowe do komercjalizacji za dwa, trzy lata. Jest to prawdopodobne. W celu uzupełnienia wycofywanych mocy 200 MW można, na przykład, zamienić jeden blok węglowy czterema SMR’ami a następnie „dokładać” je według potrzeb.

W tym przypadku to również perspektywa plus minus dziesięciu lat pod warunkiem oczywiście, że znajdą się chętni na tę technologię. Potrzebny jest jednak masowy rynek na tego rodzaju reaktory, bo na dziś przy budowie jednostkowej koszty są bardzo wysokie.

Tylko, co z rewitalizacją bloków 200 MW, o której informował rząd?

Chcemy je modernizować, ale wiele będzie zależało od rynku mocy, który dla węgla chce zablokować Komisja Europejska. Nie można też generalizować tych jednostek. Każda ma swoje indywidualne cechy, wśród których wspólną jest niestety niska jakość. Do każdego trzeba podejść indywidualnie. To wymaga oceny każdego egzemplarza. Tajemnicą poliszynela jest fakt, że część z nich można już tylko zezłomować, bo np. w powłoce są dziury pozwalające obserwować proces spalania z zewnątrz. Reaktory jądrowe małej skali mogą być mocą podszczytową i uzupełniać miks.

Jaka będzie relacja energetyki jądrowej z dominującym sektorem węglowym?

Zeroemisyjna elektrownia jądrowa pozwoli utrzymać pewną część mocy węglowych przez dłuższy czas w skali całego miksu energetycznego państwa. Jeżeli w tym momencie ścigamy się ze sprawnością bloków węglowych na poziomie 45 procent, to dołożenie udziału 10 procent energetyki jądrowej do miksu będzie równoważne z podwyższeniem tej sprawności do 60 procent, której nie zapewni dziś żadna dostępna komercyjnie technologia.

Czy polityka klimatyczna może zniweczyć ten plan?

Polityka klimatyczna tworzy koszty, bo z niezakłócanego aurą i porą dnia dostępu do energii nie możemy rezygnować. Jeśli nie będziemy robić nic albo za mało, to należy się liczyć z koniecznością ponoszenia coraz wyższych kosztów tej polityki. Musimy więc wytrzymać do czasu powstania polskiej elektrowni jądrowej. Jeżeli zdążymy zrealizować ten projekt wcześniej, tym lepiej dla nas.

Wtedy zapewnimy więcej energii.

Chcemy maksymalnie przesuwać zużycie energii przez elektromobilność i grzanie elektryczne z akumulacją ku dolinie nocnej, ale to nie będzie łatwe. Im więcej będzie samochodów elektrycznych, tym większa będzie potrzeba zapewnienia mocy, by je naładować. Intuicja podpowiada mi, że będziemy się zastanawiać, co jeszcze zrobić, aby tę moc zapewnić. Wprowadzając odnawialną energetykę musimy ją zabezpieczać coraz większymi konwencjonalnymi mocami rezerwowymi. Mamy fikcyjną moc, która w razie zapotrzebowania może się nie pojawić.

Nie lepiej importować zza granicy?

Merkantylna wizja swobodnego handlu energią jest forsowana przez ludzi, którzy nie są odpowiedzialni za utrzymanie systemu. Proszę zwrócić uwagę na to, co robią Niemcy z nadmiarem mocy, zwłaszcza tej zielonej. Mogą je wyłączyć i nadal płacić albo spróbować sprzedać tę energię. System ma pewną pojemność, ale energię póki co trzeba od razu wypchnąć z systemu poprzez sprzedaż lub odłączenie generatora. Sprawia to, że czasem trzeba dopłacać, żeby ktoś tę energię odebrał. Problemem jest to, że tzw. zielona energia nie zawsze jest wtedy kiedy jej potrzebujemy, a ponadto czasami pojawia się w naszym systemie w nadmiarze zakłócając jego funkcjonowanie. Nastawiając się na zaspokojenie potrzeb przez import musimy też liczyć się z problemami nadmiaru i niechcianym pośrednictwie w przesyle do następnych krajów.

Jak rozwiązaliście Państwo ten problem?

Z powodu tzw. przepływów kołowych zbudowane zostały na granicy przesuwniki fazowe po to, aby móc je otwierać i zamykać według potrzeb. Import może zapewnić część niezbędnej mocy, ale jedyną racjonalną gwarancją bezpieczeństwa są jednak własne moce wytwórcze. Wizja całkowicie wolnego handlu energią pasuje do naszych wyobrażeń o gospodarce rynkowej, ale już nie do potrzeb systemu elektroenergetycznego.

To nie będzie wspólnego rynku energii?

W obecnym stanie techniki możliwości przesyłu na wielkie odległości są ograniczone. Polska jest dużym krajem. Gdyby okazało się, że z jakichś przyczyn potrzebujemy nagle połowę energii pobrać zza granicy, to oznaczałoby, że Czesi, Słowacy, Niemcy i kraje bałtyckie rezygnują ze sporej części własnych dostaw energii, aby zapewnić ją Polakom. To nie jest realny scenariusz.

Ale ta wizja jest w dokumentach Komisji Europejskiej dotyczących powołania paneuropejskiego operatora elektroenergetyki.

To mi przypomina plany centralnego zarządzania energetyką. Ktoś kiedyś mówił o scentralizowanych systemach zarządzania w informatyce. Wizja była piękna. Ktoś pociągnął ją dalej i zaproponował jedną, centralną szatnię dla wszystkich informatyków w centrum miasta. Nie da się jednak tak złożonych modeli istniejących w różnych państwach pogodzić pod jednym zarządem. Na skalę Polski jest to możliwe do zrealizowania, ale kto przejmie odpowiedzialność za decyzje o odłączeniu od prądu np. Berlina w celu ratowania Warszawy? Tym bardziej, że w propozycji Komisji brany jest pod uwagę koszt niedostarczenia energii, z którego wobec dysproporcji w rozwoju ekonomicznym wynika, że to właśnie Warszawa zostanie najpierw odłączona.

Czy w planach miksu energetycznego nie ma czynnika importu?

Będziemy bardzo chętnie współpracować, ale mając własne moce wytwórcze. Musimy pamiętać, że na papierze wielokrotnie w historii wszystko wyglądało pięknie, ale kiedy zaczynały się kłopoty, to zostawaliśmy sami. Każdy kraj potrzebuje stabilnego źródła przeskalowanego na tyle, żeby w razie usterek na poziomie jednej trzeciej zapotrzebowania, móc uzupełnić niedobory.

Czy gdyby nie było polityki klimatycznej atom powinien być rozwijany w Polsce?

Bez względu na politykę klimatyczną energetykę jądrową warto budować. To czysta energia i wejście do świata najnowszych technologii i tak czy inaczej Polska tego potrzebuje. Pierwszy blok elektrowni powinniśmy zbudować, nawet jeżeli uda nam się renegocjować politykę klimatyczną.

Czy energetyka jądrowa znajdzie się w strategii energetycznej, która ma zostać przedstawiona do końca roku?

Tak. Dlatego też znajduje się w Strategii Odpowiedzialnego Rozwoju. Co do strategii energetycznej, to gdybyśmy rok temu stworzyli tę strategię zgodnie z pierwotnym planem, to dziś musielibyśmy ją aktualizować. Nasza strategia będzie teraz dynamiczna i możliwa do dostosowania w zależności od postępu technologicznego i realizacji założeń. Czasy sztywnych, wieloletnich planów gospodarczych się skończyły.

Rozmawiał Wojciech Jakóbik