Kolejny rząd zapowiada opodatkowanie amerykańskich Big Techów. Po raz kolejny inicjatywa wydaje się słuszna w ogóle, ale w szczególe jest tylko pochodną polityki krajowej – pewnie znowu nic z niej nie wyjdzie.
Nie wiem, czy jeszcze pamiętacie połowę lutego 2021 roku. Ci nieliczni, którzy jeszcze kupują gazety, ci nieco liczniejsi, którzy czytają portale internetowe, i ci, którzy oglądają telewizje komercyjne, mogli mieć wrażenie, że media dopiero dowiedziały się o śmierci Jana Pawła II lub katastrofie smoleńskiej albo że elektrownia jądrowa nam wybuchła, zanim ją postawiliśmy. Cała prasa, strony internetowe na czarno. W telewizorze ogłoszenia społeczne ponure, jakby dżuma wróciła do Europy. Święto Zmarłych to przy tym Sylwester w Zakopanem. Wszystko przez cenzurę. Przez morderczy, niedemokratyczny rząd, chcący wprowadzić podatek od reklamy dla największych nadawców.
Bidenowski Departament Stanu, jak oni to zawsze ładnie łączą, w związku z tym zatroszczył się o prześladowania w Polsce… kobiet, a w szczególności pani Lempart, wysyłając jednoznaczny sygnał, że jeśli jakiś podatek dotknie Big Techów, a przede wszystkim telewizji TVN, będącej w rękach koncernu Warner Bros. Discovery, to ciąg dalszy “humanitarnej troski” nastąpi, ciągnąc za sobą finansowe reperkusje. Politycy opozycji i “niezależni dziennikarze” zwarli szeregi, a najbiedniejsze bidy z najskromniejszych redakcji z dumą podpisywały list protestacyjny przeciwko ekonomicznemu prześladowaniu telewizji zatrudniającej Piotra Kraśkę i Monikę Olejnik. Przez chwilę mogli się poczuć w ich gronie.
Oczywiście wszystko spaliło na panewce. Rząd PiS postraszył, Amerykanie tupnęli, zabawa się skończyła. Potem co prawda Unia Europejska zaczęła wprowadzać po cichutku rozmaite podatki, uderzające przede wszystkim w amerykańskie Big Techy, media społecznościowe. Robili to w dużym stopniu pod wpływem niemieckich koncernów wydawniczych, z Axelem Springerem w roli głównej. Polska, jako pokorne cielę dwie macochy ssące, nie wykazywała się w tej sprawie typowym dla siebie zapałem w implementacji tych opłat i kombinowała po swojemu.
I nagle okazało się, że mamy nową sytuację. W Brukseli na szybko mają zostać podpisane wspólne plany obrony Europy, które przy okazji uratują niemiecką zbrojeniówkę, a nad którymi właśnie co obradował Parlament Europejski. Zupełnie bez związku, tuż przed tym polski minister spraw zagranicznych sprowokował Elona Muska, dostarczając polsko-amerykańskiej pyskówki. Zaraz potem do mediów zaczęto wypuszczać informację, że wicepremier i minister cyfryzacji pracuje nad “podatkiem cyfrowym”, który uderzy w gigantów, czytaj: w Muska. W 2021 roku Krzysztof Gawkowski co prawda mówił: “Media bez wyboru to Kaczyński bez nadzoru”, ale teraz, w dobie walki z Muskiem, będzie procedował, a wszyscy medialni i polityczni protestujący sprzed czterech lat teraz są fanami.
Pewnie skończy się na tym, że Departament Stanu znowu tupnie, o ile będzie w ogóle musiał. Mgliste kluczenie Donalda Tuska w tej sprawie wskazuje, że są tacy, którzy to świetnie rozumieją. Ale może i Amerykanów, podobnie jak polską opinię publiczną, czasem trzeba zająć czymś innym, byśmy w ramach europejskiego solidaryzmu i wspólnej polityki obronnej mogli spokojnie bardziej uzależnić się od Berlina i wesprzeć niemiecki przemysł. Viel Glück!
Von der Leyen nam pożyczy, my kupimy broń w Niemczech (felieton)