Jerzy Polaczek, b. Minister Infrastruktury RP
Nasuwa się tu na myśl – może nie do końca uprawniona – analogia. Otóż prywatyzacja Lotu w kształcie zaproponowanym ostatnio przez obecny rząd przypomina sytuację policji. Dostosowuje ona swoją strukturę do pogłębiających się braków kadrowych, likwidując dziesiątki swych posterunków. Zaś Lot w ostatnich latach sprzedał wszystkie swoje znaczące aktywa, typu nieruchomości, udziały w podmiotach zależnych, wydał również środki publiczne w ramach udzielonej pomocy przeznaczone na spłatę zaległych uposażeń. Zatem dzisiaj oferta prywatyzacji tej firmy w jakimkolwiek scenariuszu, staje się coraz bardziej pusta. W tym „jajku” prywatyzacyjnym nie ma już żadnej treści. Wszystko wskazuje na to, że sprzedaż Lotu nastąpi albo bezpośrednio albo poprzez pośrednika na rzecz jednej z bardziej znanych firm działających na europejskim rynku przewozów lotniczych. Na tym najbardziej ucierpi rynek krajowy. Trudno bowiem będzie sobie wyobrazić już niedługo klienta we Wrocławiu, Poznaniu, Szczecinie, Krakowie czy na Śląsku. Taka osoba będzie miała nawet mentalne problemy z wybraniem połączenia przez Warszawę, gdy istniejące obecnie połączenia zostaną drastycznie zredukowane. Musimy także pamiętać o rosnącej konkurencji ze strony największego w Europie obecnie budowanego lotniska w Berlinie. Należy się z tym liczyć, że istotna część rynku krajowego, lecz także międzynarodowego, odpłynie. A ponadto Lot utraci – nie mam co do tego wątpliwości – dominującego pasażera na trasach transatlantyckich, jakim jest w bardzo znaczącym udziale polonia amerykańska. A korzysta ona z usług Lotu, bo jest przywiązana do marki głównie z powodów sentymentalnych.