Próba sił Turcji i Rosji przy bezradności Zachodu

25 listopada 2015, 09:16 Atom

KOMENTARZ

Władimir Putin (L) i Recep Tayyip Erdogan (P)

Teresa Wójcik/Wojciech Jakóbik

Redakcja BiznesAlert.pl

Rosyjskie samoloty wojskowe prowadzą naloty w Syrii od końca września. Już kilkakrotnie powodowały napięcia w stosunkach  z Turcją, zbytnio zbliżając się do granicy tureckiej. W końcu wczoraj doszło do tego, do czego dojść musiało – rosyjski bombowiec taktyczny Su-24 najprawdopodobniej naruszył turecką przestrzeń powietrzną i został zestrzelony przez tureckie F-16. Naruszanie granic państw zachodnich to ulubiona rozrywka rosyjskich pilotów wojskowych. Dotychczas uchodziła im bezkarnie,bo ani Szwecja, ani Wielka Brytania, ani państwa bałtyckie nie zdobyły się na zdecydowane reakcje. Dopiero Turcja zdecydowała się na akcję.

To była eskalacja konfliktu, który „wcale nie był nieoczekiwany”, powiedział Jonathan Schanzer, wiceprezes think tanku Foundation for Defense of Democracies z Waszyngtonu.

Jego zdaniem wczorajsze zestrzelenie rosyjskiego Su-24 to pierwsza poważna strata wojsk rosyjskich od rozpoczęcia działań lotniczych w Syrii. Strata zadana nie przez przeciwnika, lecz przez formalnie biorąc, sojusznika. Moskwa w sprawie operacji przeciw ISIS ma podpisaną umowę ze stroną amerykańską, Turcja zaś należy do koalicji antyislamistycznej pod przewodnictwem USA. Schanzer próbuje analizować sytuację, która przybiera mętny, niespodziewany i bardzo niedobry obrót. Ale należało się tego spodziewać. „Syria jest wyjątkowo zatłoczonym teatrem wojskowym. Putin wiedział, że jego interwencja uczyni go jeszcze bardziej zatłoczonym i skomplikowanym. Mimo to wszedł do gry.” – ocenia ekspert.

To, co się stało na granicy turecko-syryjskiej – jest mocnym ciosem w rosyjski Sztab Generalny, który musi wiedzieć, że w wojnie może się zdarzyć, iż coś pójdzie nie zgodnie z planem. A skoro wie – powinien być przygotowany na taką nieprzewidzianą sytuację. Okazało się, że nie koniecznie. Rosyjski Su-24 nie potrafił się wycofać pomimo wielokrotnych ostrzeżeń lotniczego patrolu tureckego. Co więcej – bardzo niepokojące sygnały co do postawy Moskwy miały miejsce już w zeszłym miesiącu. Ankara skarżyła się m.in., że co najmniej jeden rosyjski samolot wojskowy naruszył turecką przestrzeń powietrzną, a inny rosyjski odrzutowiec z rozmysłem zakłócił pracę radarów na tureckich samolotach. The Wall Street Journal w ub. tyg. Informował, że  sekretarz stanu USA John Kerry ostrzegał Rosję przed możliwym konfliktem z Turcją. Bezskutecznie.

Zestrzeleniem swojego samolotu najwidoczniej zaskoczony był Putin. Jego odpowiedź ( „nóż w plecy”, „Ankara jako sojusznik ISIS”) była wprawdzie odpowiednio ostra, ale wyprana z konkretów.  Naturalnie, wojna jako odwet nie wchodzi w grę. – Turcja jest członkiem NATO i zestrzelenie w odwecie tureckiego samolotu mogłoby rozpętać III Wojnę Swiatową. – twierdzi Schanzer. Rosjanie mogą jednak odpowiedzieć ograniczoną agresją – zdaniem eksperta – atakując nie tylko zbrojne oddziały, ale i całe osiedla mniejszości turkmeńskiej w Syrii – o co zresztą Ankara już i tak oskarżała Rosjan. Oskarżenie jest raczej bez sensu: oddziały Turkmenów to także dżihadyści, więc rosyjskie oddziały mają uzasadnienie dla ich likwidacji. Tym bardziej, że to turkmeńscy rebelianci zastrzelili lub zamordowali pilotów, którzy katapultowali się z Su-24.

Nie wiadomo jakie są szanse na dyplomatyczne rozwiązanie konfliktu. Wprawdzie ostatecznie taki kierunek wskazało poniedziałkowe spotkanie NATO, ale znów – jedyne konkrety to wyrażenie solidarności z Turcją i uznanie, że ma ona prawo bronić swej suwerenności oraz przekonanie, że dojdzie do kontaktów Ankary i Moskwy ( zostały już nawiązane).  Biały Dom wczoraj wieczorem oświadczał, że nie ma nic wspólnego z turecką akcją strącenia rosyjskiego samolotu.

Co ma być dalszym ciągiem dyplomatycznych działań, na razie nie wiadomo. Wiadomo, że szef dyplomacji rosyjskiej, Siergiej Ławrow odwołał swoją dzisiejsza wizytę oficjalną w Ankarze, a w Dumie pojawiły się głosy, aby ewakuować z Turcji wszystkich rosyjskich obywateli.

Wygląda, że najłatwiej będzie Moskwie zastosować wobec Turcji sankcje ekonomiczne. Zwłaszcza, że współpraca gospodarcza obu państw jest bardzo rozwinięta. Czy teraz Rosja mogłaby zacząć ją „zwijać”?

Rosyjska Duma zawrzała. Propozycje deputowanych różniły się między sobą. Proponowano zerwanie stosunków dyplomatycznych z Turcją lub wprowadzenie embargo na produkty z tego kraju. Irina Jarowaja stojąca na czele komisji ds. bezpieczeństwa oceniła, że zestrzelenie samolotu spełnia kryteria opisane w artykule 3 rezolucji Organizacji Narodów Zjednoczonych o definicji agresji i zaapelowała o skierowanie sprawy przed Radę Bezpieczeństwa ONZ.

Strony turecka i rosyjska przed wyborami parlamentarnymi w Turcji 1 listopada zapowiadały, że po wyborach i powołaniu nowego rządu – podpisane zostaną umowy o budowie gazociągu Turkish Stream. Po rezygnacji z wizyty Ławrowa ta magistrala na razie nie ma szans. Rosyjski dyplomata miał się zjawić w Ankarze tuż po wyłonieniu się nowego rządu, co miało pozwolić na szybkie ustalenie szczegółów realizacji projektu odkładanego ze względu na niepewne stanowisko Turków.

Czy Rosja chciałaby zakręcić kurek z gazem? To ona potrzebuje wsparcia Turków przy Turkish Stream i nadal negocjuje warunki istniejących dostaw z państwowym Botasem. Liczy także na realizację projektu jądrowego Akkuyu, który jest największym porozumieniem gospodarczym między tymi państwami. Budowa czterech bloków o łącznej mocy 4,8 GW ma kosztować 22 mld dolarów. To największy kontrakt w portfolio Rosatomu. Także Inter RAO sprzedaję energię elektryczną Turcji i posiada pewne udziały w jej sieciach elektroenergetycznych. Największą ofiarą incydentu będzie jednak turystyka. Rosjanie chętnie podróżowali na wakacje do Turcji. Według Federalnej Agencji Turystycznej w pierwszej połowie tego roku Turcja była drugim po Egipcie celem wizyt rosyjskich turystów. Jeżeli agresywna retoryka Kremla wobec Ankary utrzyma się, ten trend może ulec zmianie.

Również Turkom nie pali się do wywracania stołu. Wypowiedzi polityków tego kraju są uspokajające. Przekonują oni, że incydent lotniczy nie będzie miał negatywnego wpływu na współpracę gospodarczą. Dowodem może być brak konkretnych kroków podjętych przez Władimira Putina. Ta bezradność wobec stanowczej reakcji Turcji na zaczepki, które przechodziły bez echa w krajach NATO, pokazuje siłę Ankary i słabość Moskwy.

Jeszcze większą niemoc prezentuje jednak Zachód. USA i NATO wezwały do deeskalacji napięcia. Sekretarz Generalny Sojuszu Jens Stoltenberg ocenił, że wspólnym wrogiem jest Państwo Islamskie, a kraje muszą współpracować. Zachodnie siły są bezradne wobec rzezi Kurdów na terenie Turcji. Druga armia NATO przyzwala lub partycypuje w masakrach ludności kurdyjskiej na terenie kraju. Nowe Imperium Osmańskie ma krwawe oblicze, a obserwatorzy boją się przekształcenia go w dyktaturę na kształt putinowskiej. Rośnie napięcie w kraju, a w niektórych prowincjach wprowadzono stan wyjątkowy. Zachód pozostaje biernym obserwatorem. Tymczasem marzący o imperiach politycy z Rosji i Turcji prowadzą coraz mniej przewidywalną politykę.