KOMENTARZ
Krzysztof Przybył,
prezes Fundacji Polskiego Godła Promocyjnego „Teraz Polska”
Stwierdzenie, że warszawski Szczyt mógłby być dobrą okazją do zaprezentowania innego – niż stereotypowy – wizerunku Polski, to truizm. Na pewno jednak tak prestiżowe wydarzenie byłoby okazją do potwierdzenia tego, co niedawno w wywiadzie dla jednej z agencji mówił minister środowiska – że, wbrew opiniom sceptyków, polski głos w zakresie polityki klimatycznej jest w Unii słyszalny.
W wywiadzie dla portalu BiznesAlert poseł Przemysław Wipler stwierdził, że sam Szczyt to zebranie towarzyskie, które nie ma dla naszego kraju żadnego znaczenia. Ale przecież nie od dziś wiadomo, że najważniejsze ustalenia nie zapadają na salach plenarnych, lecz w kuluarach bądź właśnie na tego rodzaju spotkaniach. To doskonałe wręcz miejsce do lobbingu na rzecz polskich interesów.
Obawiam się – niezależnie od tego, czego oprócz manifestacji patriotycznych będziemy świadkami na ulicach stolicy 11 listopada bieżącego roku – że stracono kolejną szansę na przekonanie Polaków o sile głosu naszego kraju na unijnym forum. A przecież wraz z decyzjami na temat klimatycznej polityki Europy i świata rozstrzygają się kwestie przyszłości Polski – także jej gospodarki. W tej chwili odpowiedzią na pytanie o tę przyszłość jest wielki znak zapytania. Nie wiadomo, jakie będą losy słynnego „trójpaku”, czyli niezbędnych ustaw regulujących sprawy gazowe, energetyki konwencjonalnej i OZE.
Wciąż nie wiadomo, czy i kiedy ruszy modernizacja opolskiej elektrowni i czy PGE będzie mogło liczyć na niezbędne do takiej inwestycji wsparcie państwa. Nie wiemy także, czy znajdą się środki na rozbudowę innych elektrowni i kiedy to nastąpi…
Bezpieczeństwo energetyczne to dla polityków niewdzięczny temat. Łatwo mamić wizjami „łupkowego raju”, trudniej wyjaśniać, że nie można liczyć na cuda, w tym modernizację bez poważnych wydatków. Dyskusja prowadzona wyłącznie pod kątem tego, kto, z kim i kiedy będzie się ścierał na ulicach, nie przybliży nas ani na krok do odpowiedzi na powyższe pytania.