Gajowiecki: Liberalizacja prawa dla farm wiatrowych to krok w dobrym kierunku

1 lutego 2019, 10:30 Energetyka

Bez większej domieszki zielonej energii z najtańszych źródeł nie uda się zahamować rosnących cen energii i poprawić jakości życia Polek i Polaków. Rząd zaczyna to dostrzegać i chce złagodzić restrykcje wobec farm wiatrowych na lądzie – wskazuje w komunikacie PSEW.

Farma wiatrowa w Lipnikach / fot. Tauron

– Liberalizacja ograniczeń odległościowych dla farm wiatrowych jest krokiem w dobrym kierunku. To właśnie gminy i społeczności lokalne, które są bezpośrednimi beneficjentami wpływów np. podatkowych od inwestorów, powinny mieć możliwość decydowania czy chcą mieć taką instalację w pobliżu – stwierdza Janusz Gajowiecki, prezes Polskiego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej (PSEW) w reakcji na zapowiedź modyfikacji tzw. zasady 10h, wprowadzonej ustawą o inwestycjach w zakresie elektrowni wiatrowych w maju 2016 r. Wiceminister energii Tomasz Dąbrowski podczas plenarnego posiedzenia Sejmu 31 stycznia 2018 r. poinformował o trwających pracach nad ograniczeniem restrykcji lokalizacyjnych dla wiatraków na lądzie, „przynajmniej w przypadku gmin, gdzie jest zgoda społeczna na takie inwetsycje”.

Zasada 10h ustanowiła minimalną odległość takiej instalacji od zabudowań i terenów chronionych. Nie można ich było budować bliżej niż wynosiła 10-krotność wysokości turbiny. W praktyce wyłączyło to spod inwestycji ok. 99 proc. powierzchni Polski i doprowadziło do powstania luki inwestycyjnej. O ile w 2016 r. w kraju podłączono do sieci farmy wiatrowe o mocy 1225 MW, to w 2017 r. było to już tylko 41 MW, a w 2018 r. – 15,7 MW.

Zasada 10h wyhamowała rozwój całego sektora OZE w kraju. W projekcie Krajowego planu na rzecz energii i klimatu na lata 2021-2030 Ministerstwo Energii wskazało, że w 2020 r. udział OZE w zużyciu energii finalnej brutto wyniesie ok. 13,8 proc. Oznacza to, że brakującą do celu OZE na 2020 r. zieloną energię (15 proc. w finalnym zużyciu) trzeba będzie „dokupić” za granicą w ramach tzw. transferu statystycznego. Najwyższa Izba Kontroli oszacowała, że może to kosztować przynajmniej 8 mld zł.

Tymczasem przełom technologiczny, który miał miejsce w ostatnich kilku latach doprowadził do znaczącego obniżenia kosztów produkcji energii z mocy wiatrowych. Podczas aukcji w listopadzie 2018 r. inwestorzy składali oferty w średniej cenie 200 zł/MWh. W tym czasie na giełdzie energia kosztowała ok. 300 zł/MWh.

– Odblokowanie potencjału energetyki wiatrowej na lądzie pozwoli nie tylko obniżyć rachunki za energię, ale też wpłynie na jakość powietrza i emisyjności naszej gospodarki. Dodatkowe 2,5 tys. MW, które rząd obiecał zakontraktować w aukcjach w tym roku zmniejszy lukę w zakresie udziału zielonej energii w finalnym zużyciu w 2020 r. i da lepszą pozycję do osiągnięcia celu OZE na 2030 r. – dodaje Gajowiecki.

W przyszłości modyfikacja zasady 10h pozwoli na wymianę istniejących instalacji na dużo nowocześniejsze turbiny w ramach tzw. repoweringu. Efektywność takich urządzeń jest wyższa o ok. 30 proc. od sprawności dziś instalowanych maszyn. Co za tym idzie mogą one produkować prąd w każdych warunkach w konkurencyjnej cenie ok 150 zł/MWh.

Choć PSEW pozytywnie odnosi się do pomysłów liberalizacji prawa w zakresie minimalnej odległości, a także zwiększenia ilości energii z wiatru w tym roku (do 2,5 tys. MW), to rekomenduje wprowadzenie stosownych przepisów nowelizacją ustawy o OZE i odległościowej. – Jeśli chcemy, by inwestorzy odzyskali zaufanie do państwa, to musimy zapewnić im stabilne i przejrzyste przepisy określające warunki, po spełnieniu których inwestor ma możliwość skorzystać z liberalizacji zapisów odległościowych – postuluje Gajowiecki

PSEW