Rączka: W planach jądrowych Polski należy wziąć pod uwagę koszty (ROZMOWA)

28 kwietnia 2016, 07:30 Atom

ROZMOWA

Elektrownia jądrowa Doel. Fot. Wikimedia Commons
Elektrownia jądrowa Doel. Fot. Wikimedia Commons

O perspektywach energetyki jądrowej w Polsce opowiada naszemu portalowi dr Jan Rączka z Forum Analiz Energetycznych.

BiznesAlert.pl: Czy pańskim zdaniem w Polsce panuje odpowiedni klimat dla budowy elektrowni jądrowej? 

Jan Rączka: Polska energetyka w perspektywie roku 2030-2035 będzie musiała znaleźć sposób na wypełnienie luki generacyjnej, która pozostanie po blokach na węgiel brunatny, ale też w wyniku spadającej produkcji w blokach na węgiel kamienny. Dyskusja, w jaki sposób tę lukę wypełnić, jest bardzo aktualna. Jedną z takich opcji jest elektrownia jądrowa.

Lepiej zbudować jedną dużą elektrownię, czy jednak postawić na kilka mniejszych reaktorów?

System energetyczny w Polsce charakteryzuje bardzo niska elastyczność po stronie wytwarzania. Ta cecha będzie utrwalona po uruchomieniu budowanych obecnie nadkrytycznych bloków węglowych. Bloki jądrowe mają tą samą charakterystykę co bloki nadkrytyczne, tzn. powinny one pracować stabilnie, przy jak największym obciążeniu. Wówczas charakteryzują się wysoką sprawnością i niezawodnością.. W perspektywie roku 2030 ta cecha eksploatacyjna jest niekorzystna, ponieważ będziemy mieli w tym czasie już całkiem sporo energii dostarczanych z farm wiatrowych, z paneli fotowoltaicznych, które cechują się niestabilnością dostaw. A to oznacza, że pozostałe moce w koszyku energetycznym powinny też pracować elastycznie. Współczesna energetyka poszukuje elastyczności zarówno po stronie odbioru jak i wytwarzania, a bloki jądrowe nie oferują tej elastyczności.

Czy pańskim zdaniem Polska posiada politykę w zakresie energetyki jądrowej?

W trakcie pracy w Europejskim Banku Odbudowy i Rozwoju a także w Narodowym Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej nadzorowałem wiele inwestycji infrastrukturalnych w sektorach dużo prostszych do zarządzania niż energetyka jądrowa. To znaczy w gospodarce wodno-ściekowej, gospodarce odpadami czy komunikacji miejskiej. Bardzo trudno jest realizować inwestycje infrastrukturalne w Polsce. Często notują one duże opóźnienia. Często dochodzi do przekroczenia budżetów. To nie jest nasza silna strona jako kraju i społeczeństwa. Moim zdaniem to co się dzieje z projektem  polskiej elektrowni jądrowej zdaje się potwierdzać tą obserwację. Harmonogram jest dużym wzywaniem. W mojej ocenie rok 2028 jako data uruchomienia bloku jądrowego jest mało realna. Raczej nie spodziewałbym się, że byłoby to po 2030 roku.

Projekt elektrowni jądrowej to jest skumulowanie w jednej inwestycji ogromnych zasobów finansowych niemal całej krajowej energetyki. To siłą rzeczy ograniczy możliwość finansowania innych projektów. Jeżeli budowa zacznie się przeciągać, to energetyka będzie musiała jeszcze więcej pieniędzy do niego dokładać, bo opóźnienia wiążą się ze wzrostem nakładów inwestycyjnych. Jednocześnie będzie pogłębiać się luka generacyjna, czyli będziemy pod presją niedoboru mocy. Możemy znaleźć się w paradoksalnej sytuacji, w której wydaliśmy bardzo dużo, a cały czas brakuje nam mocy w systemie, a jednocześnie przedsiębiorstwa energetyczne nie będą miały wolnych środków finansowych na uruchomienie alternatywnych zasobów. Rozsądna strategia, do której bym namawiał, to jest dywersyfikacja. Szukanie różnych możliwości i wykorzystanie tych zasobów finansowych w taki sposób, aby zmniejszyć to ryzyko.

Drugą kwestią jest koszt wytwarzania energii z bloku jądrowego. Przykład kontraktu pomiędzy EDF a rządem Wielkiej Brytanii dotyczącym elektrowni Hinkley Point C pokazał, że rzetelnie policzone koszty są bardzo wysokie. Są szacowane na 85-90 funtów za 1 MWh (czyli 480-510 zł/MWh). Ta energia jest po prostu droga. Nie wykluczam, że z analiz rządowych wyniknie, że będziemy musieli zapłacić więcej po to, aby mieć pewność dostaw. Nie jestem zwolennikiem tego, aby za wszelką cenę szukać jak najtańszych źródeł energii, ponieważ w obszarze polityki energetycznej mamy także inne cele i wartości, które chcemy osiągnąć. Jednym z tych celów jest bezpieczeństwo energetyczne. Drugim ochrona środowiska i klimatu. W związku z tym za dodatkowe cele i wartości trzeba więcej zapłacić.

Rozumiem to i nie wykluczam, że rząd się na to zdecyduje. Niemniej to co obserwujemy w różnych dziedzinach, czyli na przykład, kiedy porównujemy energetykę węglową, nuklearną i odnawialne źródła energii, to w przypadku fotowoltaiki oraz energetyki wiatrowej obserwujemy dynamiczny postęp technologiczny. W najbliższych dekadach OZE będzie tylko taniała, ewentualnie nie będzie droższa niż jest dzisiaj.

W przypadku energetyki węglowej ogromnym wyzwaniem są ceny CO2, ale także dostosowanie do innych standardów środowiskowych, np. do przepisów dyrektywy o emisjach przemysłowych, która duży nacisk kładzie na emisję rtęci w procesie spalania węgla. Koszty pozyskania energii z bloków węglowych będą systematycznie rosły.

Z kolei w przypadku energetyki jądrowej każda awaria w rodzaju Czarnobyla czy Fukushimy  podnosi oczekiwania zarówno społeczności lokalnej jak i międzynarodowej co do standardów bezpieczeństwa. Poprawa bezpieczeństwa eksploatacji bloków jądrowych przekłada się na dodatkowe koszty. Do tego dochodzi koszt składowania odpadów radioaktywnych, a po zakończeniu pracy elektrowni – jej likwidacja.

Czy w związku z tym obecnie stosowane technologie są bezpieczne? 

Na ile rozumiem wydarzenia w Czarnobylu i Fukushimie, to były błędy ludzkie. Wówczas nie zawiodła technologia tylko ludzie. Obsługa zaniedbała procedury, czy wręcz je świadomie łamała. Nie podzielam obaw co do bezpieczeństwa eksploatacji elektrowni jądrowej. Jeżeli byśmy się na niego zdecydowali, to rząd i inwestor zadba o to najwyższy standard bezpieczeństwa. Większym problemem są odpady radioaktywne. Nie ma możliwości, aby w obecnie eksploatowanym składowisku odpadów radioaktywnych w Różanie pod Warszawą można było docelowo lokować odpady z produkcji energii elektrycznej w dużych blokach jądrowych.

Równie trudną sprawą jest likwidacja takiej elektrowni jądrowej, kiedy zakończy się jej eksploatacja. W Niemczech przyjmuje się, że ten proces będzie kosztował 50 mld euro i nie wiadomo kto miałby pokryć te koszty. Czy mają być odbiorcy, a może ma być to rząd? Jest to duża kwota, o której można bardzo łatwo zapomnieć, rozważając uruchomienie programu jądrowego w Polsce. Wysoka cena, jaka pojawiła się w kontrakcie na Hinkley Point C, bierze się też stąd, że w czasie eksploatacji tej elektrowni będą odkładane pieniądze na to, aby ten obiekt zlikwidować. Jeżeli zliczymy te wszystkie koszty, to cena energii elektrycznej z bloku jądrowego bardzo rośnie.

Rozmawiał Piotr Stępiński