Rapacka: Moore pokazuje, że zielona energetyka jest czarna, ale nie proponuje rozwiązań (RECENZJA)

30 kwietnia 2020, 07:31 Energetyka

Michael Moore, kontrowersyjny dokumentalista amerykański, wziął pod lupę międzynarodową walkę o przetrwanie w dobie zmian klimatu. „Planet of the Humans” ma służyć przebudzeniu społeczeństwa w drodze do neutralności klimatycznej. Owszem, film skłania do dyskusji i punktuje hipokryzję w postrzeganiu OZE jako „zielonej” energii. Nie proponuje jednak nic w zamian, bo przecież energetyka jądrowa i gazowa też są złe – pisze Patrycja Rapacka, redaktor BiznesAlert.pl.

Scena z filmu "Planet of Humans"
Scena z filmu "Planet of Humans"

Film i przebudzenie

W weekend majowy warto poświęcić 90 minut na obejrzenie najnowszego filmu ekologa Jeffa Gibbsa, którego producentem jest kontrowersyjny dokumentalista Michael Moore. Film został udostępniony za darmo na Youtubie 21 kwietnia, czyli w Dzień Ziemi. Materiał zebrał już ponad 3,5 miliona wyświetleń oraz solidne grono krytyków, którzy przede wszystkim zarzucają mu dezinformację (film został nawet zablokowany na pół dnia). Nie bez powodu, gdyż jest poświęcony chaotycznej walce ze zmianami klimatu, w której społeczeństwo mogło się zatracić. Moore przekonuje, że władze w Waszyngtonie obrały zły kierunek, poświęcając się interesom lobby i korporacji amerykańskich. Jeff Gibbs jako jeden z „przebudzonych” rozlicza się przed widzem z błędów myślenia o Odnawialnych Źródłach Energii (OZE).

Zielona energetyka jest w praktyce czarna

Gibbs przedstawia widzowi zjawisko greenwashingu na międzynarodowym rynku energii. W filmie przedstawione są schematy błędnego myślenia o „czystej energii” oraz o tym, w jaki sposób duże korporacje pozyskują gigantyczne dofinansowania na inwestycje w źródła odnawialne, które wbrew powszechnemu przekonaniu, również oddziałują na środowisko. Sama produkcja energii elektrycznej może jest zeroemisyjna, ale elementy składające się na elektrownie nie biorą się znikąd. Być może Gibbs chciał przedstawić wiedzę tajemną o roli wydobycia surowców w łańcuchu dostaw OZE, ale niestety, nie jest to nic nowego. Można na ten temat przeczytać kilka artykułów mojego autorstwa na łamach BiznesAlert.pl. Mimo to trudno jest dotrzeć do osób zachłyśniętych ideą „100 procent OZE”, że owa technologia nie jest całkowicie przyjazna środowisku, a także nie zapewnia stabilnych dostaw energii elektrycznej. Interesujące były fragmenty filmu, w których Gibbs rozmawia z przedstawicielami firm energetyki odnawialnej na targach i pyta o to, skąd pochodzą panele słoneczne. Jeden z nich odpowiedział: „Musimy zacząć od wydobycia”. Gibbs uderza więc w duże korporacji z sektora energetyki konwencjonalnej, które pod hasłami dążenia do zeroemisyjności rozwijają OZE, starając się jednocześnie o duże dofinansowania rządów. Trudno zrozumieć tę krytykę.

W dokumencie najbardziej zostały skrytykowane elektrownie biomasowe, które jako „zielone” źródło energii wykorzystują do produkcji energii biomasę leśną. Gibbs punktuje hipokryzję na świecie, który rezygnuje z elektrowni węglowych, przez wzgląd na zdrowie i środowisko, na rzecz elektrowni napędzanej biomasą leśną, która prowadzi do wycinki drzew. Okazuje się, że oba typy elektrowni szkodzą środowisku na swój sposób. Natomiast Gibbs przedstawia swoje zdanie na temat OZE w konwencji czarno-białej, bez odcieni, często manipulując informacjami. Dla przykładu, problem biomasy leśnej został przedstawiony w taki sposób, aby dać wrażenie, że w USA wycinane są duże połacie lasów na potrzeby elektrowni biomasowych. W praktyce – biomasa leśna odpowiadała za jedynie jeden procent energii wytworzonej w USA w 2019 roku,

Film nie bez powodu wywołał dyskusję. Jest niejako spowiedzią ekologa, którą ciężko ocenić merytorycznie. Nie trafiłby do odbiorców tak skutecznie, gdyby przekaz został przedstawiony z punktu widzenia naukowca. Nie zmienia to jednak faktu, że wśród komentujących brakuje naukowców zajmujących się energetyką i klimatem. Jeżeli więc reżyser miał na celu rzetelne doinformowanie społeczeństwa, powinien porównać OZE do innych źródeł energii z pomocą konkretnych i aktualnych liczb. Przydałaby się także wymierna ocena światowych działań na rzecz klimatu od lat 90. Spostrzeżenie, że rozwój OZE ma wpływ na środowisko, jest trafne, jednak nie wolno zapominać, że ta technologia notuje istotny postęp: spadły jej koszty, wzrosła efektywność elektrowni słonecznych (jest większa niż osiem procent, o których informuje film), a użytkowanie samochodów elektrycznych jest bardziej ekologiczne od pojazdów spalinowych, nawet w systemach elektroenergetycznych bazujących na energetyce węglowej.

Rapacka: Bez wydobycia nie zrealizujemy transformacji energetycznej

Film nie proponuje rozwiązań

Warto zauważyć fakt, że w filmie Moore’a został poruszony istotny temat konsumpcji energii i efektywności energetycznej, która została dziś zdominowana przez dyskusję o tym, które źródło energii jest bardziej ekologiczne. Odnawialne źródła energii mają wady, podobnie jak energetyka węglowa, jądrowa czy gazowa. Wydaje się, że nie ma idealnego rozwiązania problemów energetycznych. Film nie jest jednak formą konstruktywnej krytyki i nie proponuje rozwiązań, a mógłby nim być np. rozwój recyklingu w sektorze OZE lub ponowne zastanowienie się nad korzyściami rozwoju energetyki jądrowej. Można odczuć, że narrator obwinia OZE za kryzys klimatyczny. Niestety jest to skutek całej działalności człowieka, a szukanie winnych do mnie nie przemawia. Gibbs zapomina, że w rzeczywistości każda aktywność człowieka wpływa na środowisko.