Ropa będzie dalej tanieć, jeśli nie wybuchnie wojna światowa

28 grudnia 2015, 15:20 Energetyka

Mijający rok upłynął pod znakiem załamania cen węglowodorów – ropy i gazu ziemnego – i to pomimo narastającego napięcia w różnych częściach globu – pisze naczelny BiznesAlert.pl Wojciech Jakóbik na portalu Forsal.pl.

Jak czytamy w artykule, przyczyny tego trendu są strukturalne, więc utrzyma się on prawdopodobnie także w przyszłym roku. O ile nie dojdzie do konfliktu zbrojnego na globalną skalę.

Przez rok cena ropy Brent spadła z 50 dol. do 40 dol., „za spadek odpowiedzialna jest nadpodaż na światowym rynku. Wydobycie w USA, krajach Bliskiego Wschodu i Rosji spotkało się z niższym od spodziewanego zapotrzebowaniem w Europie i Azji, szczególnie w Chinach, których wzrost gospodarczy spowalnia. W odpowiedzi nie doszło do ograniczenia podaży. Kartel OPEC, podobnie jak w 2014 r., w minionym listopadzie nie zdecydował się na ograniczenie kwot eksportowych dla krajów członkowskich” – pisze Jakóbik.

Od zeszłego roku trwa wojna cenowa, kraje członkowskie kartelu nie chcą współpracować, wolą walczyć o klienta, wiedząc, że ich główni rywale czyli USA i Rosja nie ograniczą produkcji. Celem tej strategii jest takie obniżenie cen, żeby Amerykanom nie opłacało się wydobywać surowca, co już można zauważyć po spadającej liczbie aktywnych wiertni w tym kraju. Natomiast Rosja rozważa zmianę budżetu, ponieważ był on oparty na założeniu, że ropa w 2016 r., będzie kosztowała 50 dol. za baryłkę.

Jak pisze autor, „w 2016 r. te trendy nie ulegną istotnej zmianie. Do peletonu eksporterów wróci być może Iran, co może się stać według przewidywań Międzynarodowej Agencji Energii od pół do roku po zniesieniu sankcji. Do tego może dojść zaś mniej więcej w połowie roku. Efekt Iranu dla rynku ropy może zatem pojawić się późno”.

„Kolejnym czynnikiem będzie liberalizacja eksportu ropy naftowej z USA. Senat zgodził się w grudniu 2015 r. na otwarcie sprzedaży surowca poza kraje posiadające strefę wolnego handlu z Amerykanami. To sposób na podwyższenie rentowności wydobycia w kraju, która spada ze względu na czynniki przedstawione powyżej. Według wyliczeń zwolenników liberalizacji nie przełoży się to na wzrost cen benzyny na stacjach” – czytamy w artykule.

Według Jakóbika, nie zanosi się więc na to, aby podaż się zmniejszyła, dlatego o cenie będzie decydował popyt. Najwięcej na świecie tego surowca potrzebują Chiny, ale nie aż tyle aby zdjąć nadwyżkę z rynku, chociaż możliwe jest, że będą chciały wykorzystać niskie ceny i zrobić pewne zapasy.

„Za ropą naftową z pewnym opóźnieniem podąża gaz ziemny. Jego cena ulega mniejszym wahaniom, ale konsekwentnie spada. Rośnie ilość dostawców na rynku. Rośnie różnorodność oferty i popularność kontraktów krótkoterminowych na elastycznych zasadach” – pisze naczelny BiznesAlert.

Przez to giganci tacy jak Gazprom muszą zmniejszyć wydobycie, oraz przedstawić bardziej korzystne dla klientów warunki. Popularniejsze są kontrakty krótkoterminowe, a mniej chętnie zawiera się umowy typu „Take or Pay”.

Dodatkowo, decyzja Japonii, która jest największym importerem LNG o powrocie do energii jądrowej wpłynęła na spadek popytu i jak pisze autor, „z tego powodu ceny surowca w Azji pikują, a eksporterzy interesują się coraz bardziej rynkiem europejskim, którego atrakcyjność rośnie ze względu na potencjalnie wyższe ceny dostaw i zapotrzebowanie”. Dodaje, że w przyszłym roku należy się spodziewać utrzymania tego trendu bo podaż rośnie szybciej niż popyt.

„Duże znaczenie będzie miała perspektywa uruchomienia dostaw LNG z USA oraz warunki, na jakich będą się one odbywały. Pierwsze kontrakty mają zostać uruchomione na początku 2016 r.” – twierdzi Jakóbik.

Według Wojciecha Jakóbika, mijający rok stawał się więc coraz bardziej rokiem klienta, o którego dostawcy muszą się coraz bardziej starać i jak twierdzi, tak będzie i w następnym roku, chyba, że zadziała czynnik geopolityczny. Czynnikiem tym mogłoby być pogorszenie się sytuacji w zapalnych regionach świata, czyli Afryce Północnej, na Bliskim Wschodzie i na Ukrainie. Wtedy można by się spodziewać wzrostu cen, jednak jak pisze naczelny BiznesAlert, „chociaż teoretycznie miałby on korzystny wpływ na sektor wydobywczy, to generalnie zadziałałby negatywnie na wszystkie sfery życia gospodarczego i społecznego. Takiego scenariusza nie należy wykluczyć, ale w przeddzień Nowego Roku warto życzyć, aby się nie spełnił”.

Źródło: Forsal.pl