Problemom wenezuelskiego koncernu naftowego nie ma końca, po tym jak w wyniku blackoutu produkcja ropy spadła o połowę, kolejne sankcje nałożone przez USA sprawiły, że firma straciła dostarczycieli rozpuszczalników, a w jednej z instalacji wybuchły zbiorniki z ropą.
W środę hinduski koncern Reliance, posiadający największy kompleks rafineryjny na świecie postanowił zatrzymać dostawy rozpuszczalników dla wenezuelskiej PDVSA, dopóki Stany Zjednoczone nie zdejmą z niej sankcji. Należący do hinduskiego miliardera Mukesha Ambaniego Reliance ma bardzo wiele powiązań z amerykańskim systemem finansowym, dlatego nie chce narażać się amerykańskiej administracji.
Tego samego dnia eksplodowały dwa zbiorniki z rozpuszczalnikiem w kompleksie Petro San Felix, na wschodzie kraju, niszcząc sporą część jego infrastruktury. Bez rozpuszczalników PDVSA nie jest w stanie rozcieńczać ciężkiej wenezuelskiej ropy, a co za tym idzie móc jej eksportować.
Jakby tego było mało niemiecki operator tankowców PDVSA, Bernard Schulte Schip (BSM) poinformował, że w związku z nałożonymi przez Stany Zjednoczone sankcjami zamierza do końca miesiąca albo w kwietniu zwrócić Wenezuelczykom 15 jednostek, którymi pływają jego załogi i nie będzie nimi już operować. BSM już wcześniej rozważało taką decyzję, ze względu na brak płatności za usługi ze strony wenezuelskiego koncernu naftowego.
Tymczasem wenezuelski prezydent elekt, Juan Guaidó zapowiedział, że po przejęciu kontroli nad PDVSA, zamierza otworzyć przemysł naftowy na inwestycje zagraniczne. Na razie ze względu na kontrolę, jaką reżim Nicolasa Maduro ma nad produkcją ropy, deklaracja Guidó jest czysto symboliczna. Podobnie jest w przypadku wydanego przez Zgromadzenie Narodowe, czyli opozycyjny parlament dekretu zakazującego eksportu ropy na Kubę.
Wenezuela choć już znacznie mniej, nadal wysyła ją komunistycznemu reżimowi, po bardzo preferencyjnych cenach. Dostarczana przez PDVSA ilość pokrywa aż 80% zapotrzebowania wyspy na surowiec. Zatrzymanie dostaw lub wymuszenie na Hawanie, by ta płaciła za ropę ceny rynkowe, wywołałoby poważne problemy dla i tak bardzo słabej kubańskiej gospodarki.
Joanna Kędzierska