Nie przewiduję, aby do konkretnych decyzji o integracji z Rosją doszło w 2021 roku, jednak trzeba przyznać, że Białoruś pod rządami Łukaszenki jest absolutnie nieprzewidywalna – mówi w rozmowie z BiznesAlert.pl Bartłomiej Tesławski, ekspert ds. Białorusi, redaktor naczelny portalu NaWschodzie.eu.
BiznesAlert: Jakie były główne tematy podczas kolejnego już spotkania Putina i Łukaszenki?
Bartłomiej Tesławski: Głównymi tematami spotkania były, w sumie tak jak zazwyczaj, gospodarka, sytuacja wewnętrzna Białorusi oraz zewnętrzna, wokół Białorusi i Rosji.
Władimir Putin, ewidentnie dobrze przygotowany przez swój zespół punktował mocne strony gospodarki Białorusi, chwalił wzrost obrotów handlowych z Rosją, a także fakt, że Mińsk na czas płaci swojego zobowiązania finansowe i przez to jest stabilnym i przewidywalnym partnerem. Ze swojej strony Łukaszenka chwalił rosyjskie podejście do sankcji i fakt, że Moskwa wykorzystała je jako „okazję” do wzmocnienia krajowej produkcji rolnej. Białoruski prezydent podkreślił też liczne i silne związki ekonomiczne z Rosją, których Białoruś w przeciwieństwie do Ukrainy nie zerwała. To z pewnością było w smak Rosjaninowi, bo pokazywało, że Białoruś jest do Rosji dobrze uwiązana i potencjalnie nie będzie miała możliwości „brykać”.
Temat sankcji, z którymi Rosja radzi sobie doskonale, a Białoruś z pewnością poradzi, wiązał się z tematem problemów wewnętrznych Białorusi. Władimir Putin zaskakująco nazwał protesty Białorusinów „infekcją”. Łukaszenka opowiedział o problemach wewnętrznych – ten z kolei nazwał protesty „buntami” – ale starał się podkreślać ich zachodnie pochodzenie. Domyślam się, że po to, aby bardziej trafiły w ucho rosyjskiego prezydenta, wrażliwego na wszelkie „interwencje” zachodu w sferę rosyjskiej bliskiej zagranicy.
Sam Łukaszenka pochwalił się, jeśli można tak powiedzieć, że aktywnie zabrał się za porządki z NGO z zachodnimi mediami, które miały Białorusi darować demokrację, a podarowały terror. Poskarżył się na zaostrzające się działania ze strony protestujących, którzy mają właśnie stosować terror wobec przedstawicieli partii politycznych czy tych, którzy występowali w Białorusi „w obronie państwa”.
Co ciekawe, prezydenci zaskakująco mało tematu poświęcili Państwu Związkowemu. Putin na samym początku nawet wspomniał, że nie mówi o planach dalszej budowy tego Związku, tylko o Białorusi. Łukaszenka z tego co pamiętam, również się do niego nie odniósł.
Czy był konkretny efekt tych rozmów?
Za sprawą rzecznika Kremla Dmitrija Pieskowa dowiedzieliśmy się, że cena na gaz dla Białorusi w 2022 roku ma zostać utrzymana na poziomie z 2021 roku i ma nie być indeksowana. Czyli Mińsk płacić będzie ok. 128 dolarów za 1000 m sześc. To z tego co pamiętam drożej niż w 2020 roku, ale niewiele drożej. Niemniej jednak z punktu widzenia prezydenta Łukaszenki to zdecydowanie za drogo. Kiedyś wspominał, że ze względu na bliskość Białorusi do Rosji powinna ona płacić za gaz coś w okolicach 50 dolarów.
Z pewnością bardziej pozytywną dla Mińska informacja to, że Białoruś ma otrzymać wsparcie kredytowe mające rekompensować straty, które kraj ponosi przez stosowany przez Rosję manewr podatkowy. Wartość kredytu nie została podana do wiadomości, ale zakładam, że dlatego właśnie na początku spotkania Putin chwalił Białoruś jako rzetelnego dłużnika. Równocześnie to może być przyczyną tak nagłego wylotu Łukaszenki do Moskwy. Media dowiedziały się o tym właściwie w dniu spotkania.
Czy to koniec sagi o negocjacji warunków pogłębionej integracji Rosji i Białorusi? W czerwcu można było usłyszeć, że do uzgodnienia pozostała tylko energetyka.
Nie chce mi się w to wierzyć, a z tego co wiem, to również w białoruskim resorcie spraw zagranicznych nie bardzo w to wierzą. Historia tej integracji to taka niekończąca się opowieść, która z jednej strony pozwala naciskać Moskwie na Mińsk, a z drugiej zawsze daje Łukaszence coś, co może Putinowi obiecać. Może to nawet bardziej taniec.
Wydaje mi się, że gdyby faktycznie prezydentom udało się osiągnąć porozumienie, to zostałaby zorganizowana nieco większa feta, doszłoby do jakiegoś ogłoszenia publicznego. Na miejscu Łukaszenki nie obawiałbym się już tak bardzo masowych protestów jak obawiał się ich w 2019 roku. Nie widzę więc przeciwwskazań dla powiedzenia głośno o tym, że udało się to osiągnąć.
Również Putin pytany przez dziennikarzy po spotkaniu mówił, że państwo związkowe, które chcą tworzyć, jest nim tylko z nazwy, że nie ma na razie mowy o tak ścisłej integracji jak w Unii Europejskiej. To jest sprzeczne z przeciekami Kommersanta z 2019 roku, a więc może oznaczać, że projekt ulega dalszemu zmiękczaniu, byle tylko udało się w końcu coś podpisać. Łukaszenka wie, że zostało mu w ręku już niewiele kart, dlatego zapewne stara się straszyć Władimira Putina zachodnim zagrożeniem tuż u bram Moskwy. Biorąc pod uwagę ogólnie napięte relacje na linii wschód-zachód Rosjanin może część z tego brać za dobrą monetę, a to odsuwałoby znów państwo związkowe na spokojniejsze czasy.
Prezydenci raczej nie podpisali mapy drogowej w energetyce. Zresztą Pieskow użył enigmatycznego stwierdzenia, że „wypracowali kroki na rzecz dalszej pracy”, więc zakładam, że rozmowy wciąż się ciągną. Nie spodziewam się, aby w 2021 roku Rosja i Białoruś miały ogłosić to pogłębienie integracji, ale z ręką na sercu przyznaję się, że ostatnimi czasy Białoruś często mnie zaskakuje i mogę się mylić.
Rozmawiał Mariusz Marszałkowski
Marszałkowski: Łukaszenka jeszcze poczeka na rachunek z Moskwy