icon to english version of biznesalert
EN
Najważniejsze informacje dla biznesu
icon to english version of biznesalert
EN

Rapacka: Rosja powtarza błędy z Czarnobyla

Nie jest wskazane porównywanie niedawnego wybuchu napędu rakiety na rosyjskim poligonie do katastrofy w Czarnobylskiej Elektrowni Jądrowej chociażby ze względu na skalę. Ostatni incydent jądrowy na terenie Rosji dowodzi, że w Federacji Rosyjskiej dbałość o wizerunek i paniczny strach przed wyjawieniem danych nadal przeważa nad bezpieczeństwem radiologicznym. Rosji dalej nie zależy na przejrzystości działań w sferze wykorzystania energii jądrowej. A powinno, nawet ze względu na to, że chce dalej rozwijać cywilną i wojskową energetykę jądrową – pisze Patrycja Rapacka, redaktor BiznesAlert.pl.

Incydenty, tym razem nie w elektrowniach

Niespełna dwa miesiące temu 14 członków załogi rosyjskiego okrętu atomowego zginęło w pożarze. Była to według oficjalnych źródeł jednostka badawcza, nieoficjalnie AS-12 Łoszarik – tajemniczy okręt podwodny Rosji. Informacja o wypadku pojawiła się dzień później w lakonicznym komunikacie ministerstwa obrony. Jednak środowisko międzynarodowe bardziej poruszył późniejszy incydent. 8 sierpnia doszło do wybuchu na rosyjskim poligonie doświadczalnym w obwodzie archangielskim. Rosjanie testowali pocisk z napędem jądrowym, prawdopodobnie broń hipersoniczną, o rozwoju której wielokrotnie mówił i zapowiadał sam Władimir Putin. Z niewiadomych przyczyn doszło do wybuchu, na skutek którego zginęło pięć pracowników rosyjskiego giganta jądrowego, Rosatomu. Trzy osoby ciężko ranne miały trafić do szpitala, o czym poinformował Rosatom w komunikacie z 10 sierpnia, dwa dni po katastrofie. W efekcie wybuchu na około 30 minut miał wzrosnąć poziom promieniowania w miejscowości Siewierodwińsk, co potwierdziła też polska Państwowa Agencja Atomistyki w komunikacie. Natomiast „następnego dnia poziom promieniowania jonizującego na terenie rosyjskich miast, gdzie odnotowano wzrosty, wrócił  do normy”. The Guardian poinformował, że władze Siewierodwińska usunęły ze swojej strony oświadczenie potwierdzające wzrost poziomu promieniowania, mówiąc, że ministerstwo obrony Rosji zarządzało odpowiedzią na incydent. Rosja zamknęła także na miesiąc zatokę na Morzu Białym dla ruchu cywilnego, wywołując spekulacje, że albo woda została skażona, albo rozpoczęto operację poszukiwawczą. Kilka dni temu norweska agencja badań geologicznych Norsar poinformowała, że miało jednak dojść do dwóch eksplozji: pierwsza o godzinie 9:00 czasu lokalnego, drugi incydent miał się wydarzyć około dwie godziny później. Agencja odczytała sygnały, które zarejestrowała w Bardufoss. Norweska agencja nie odnotowała wzrostu poziomu radioaktywności, jednak podkreśla, że rosyjskie stacje z Dubna i Kirow zgłaszają problemy z komunikacją i nie są w stanie dostarczyć danych. Dziwny przypadek, że akurat w trakcie dochodzenia i wielu wątpliwości stacje mają problemy techniczne. To jedna z niewielu kwestii, która pozostaje niejasna po stronie rosyjskiej.

„Problemy komunikacyjne” stacji badawczych

W 1996 roku został Traktat o całkowitym zakazie prób nad bronią jądrową (CTBT) został podpisany przez 183 państwa. Dotąd ratyfikowało go 166 z nich. Należy podkreślić, że sam traktat nie jest wiążący prawnie, gdyż nie ratyfikowała go odpowiednia ilość krajów. W jego ramach funkcjonuje sieć stacji, które kontrolują przestrzeganie dokumentu. Wśród nich są stacje Duban i Kirow, które – jak już wiemy – mają problemy komunikacyjne oprócz jeszcze dwóch obiektów tego typu. Rosja ogólnie obsługuje siedem takich jednostek.  Już w tym momencie Rosja powinna być zdyskredytowana jako sygnatariusz tego traktatu. Problemy techniczne zbiegają się dziwny trafem z wypadkiem na poligonie. Co Rosja chce ukryć? Nie jest dziwne, że po wypadku może dojść  do skażenia radioaktywnego. Środowisko międzynarodowe doceniłoby fakt, że Rosja próbuje działać przejrzyście z troską o środowisko. Po kilku dniach Lassina Zerebo, sekretarz wykonawczy CTBO, poinformował na Twitterze, że stacje Pieluduj i Bilibino wróciły do pracy. Zastępca rosyjskiego ministra spraw zagranicznych Siergieja Ryabkowa w komentarzu dla agencji Interfax wskazał, że przekazywanie danych przez Rosję ze stacji radiacyjnej o incydencie z 8 sierpnia nie wchodziły w zakres kompetencji CTBTO. To tylko podsyciło podejrzenia analityków, że Rosja manipulowała danymi i celowo zataiła informacje o wypadku.

https://twitter.com/SinaZerbo/status/1163778342119772161

Lekarze nie wiedzieli, kogo leczą

Tydzień po wypadku The Moscow Times doniósł, że lekarze przyjmujący poszkodowanych po wypadku na poligonie nie wiedzieli, że pacjenci byli ofiarami wypadku jądrowego. Według ustaleń gazety FSB wymusiło na lekarzach i pracownikach podpisanie klauzuli o zachowaniu poufności w związku z przyjęciem pacjentów. Pięciu pracowników szpitala objętych procedurą miało się wściec po zorientowaniu się w sytuacji. Przyjęli oni o popołudniu nagich rannych owiniętych w plastikowe torby. Otrzymali tylko informację, że zostali poszkodowani w wyniku eksplozji na poligonie wojskowym. Nikt z urzędników ani wojskowych nie poczuł się w obowiązku poinformować o napromieniowaniu, co pokazuje, że władze rosyjskie skuteczniej bronią się przed wyciekiem informacji, niż walczą o bezpieczeństwo ludzi ratujących poszkodowanych. Reakcja władz rosyjskich na wypadek przypomina tę po katastrofie w Czarnobylu.

Brakuje edukacji i dyskusji o zagrożeniach

Bezpieczeństwo radiacyjne leży na barkach odpowiednich organów państwowych, jednak skutki potencjalnej awarii instalacji jądrowych – elektrowni czy tych stosowanych w sektorze zbrojeniowym – może odczuć cała społeczność międzynarodowa. Potrzebna jest silniejsza współpraca Rosji z Europą, która mogłaby ułatwić zachodnim krajom szybką reakcję na potencjalnej zdarzenia radiacyjne.  Społeczeństwo zachodnie także nie jest wystarczająco wyedukowane na temat reakcji na informacje o zdarzeniach radiacyjnych. Państwowa Agencja Atomistyki podkreślała w komunikacie po incydencie na rosyjskich poligonie, że „wszelkie doniesienia dotyczące rzekomej dystrybucji tabletek ze stabilnym jodem na terenie Polski są nieprawdziwe, nie zalecamy przyjmowania preparatów ze stabilnym jodem na własną rękę. W przypadku wystąpienia konieczności przeprowadzenia takiej akcji, ludność zostałaby poinformowana o tym fakcie przez władze lokalne oraz otrzymała instrukcje dotyczące zasad dystrybucji tabletek ze stabilnym jodem”.

W mediach gości dezinformacja, obywatele często nie wiedzą, czy faktycznie powinni zaopatrywać się w jod. Warto zaglądać na stronę PAA. Ze względu na fakt, że poza granicami Polski działa wiele instalacji jądrowych, warto pomyśleć o przeszkoleniu społeczeństwa. Natomiast warto mieć nadzieję, że ostatnie incydenty zmuszą władze Federacji Rosyjskiej do debaty na temat wzmocnienia bezpieczeństwa radiacyjnego.

Nie jest wskazane porównywanie niedawnego wybuchu napędu rakiety na rosyjskim poligonie do katastrofy w Czarnobylskiej Elektrowni Jądrowej chociażby ze względu na skalę. Ostatni incydent jądrowy na terenie Rosji dowodzi, że w Federacji Rosyjskiej dbałość o wizerunek i paniczny strach przed wyjawieniem danych nadal przeważa nad bezpieczeństwem radiologicznym. Rosji dalej nie zależy na przejrzystości działań w sferze wykorzystania energii jądrowej. A powinno, nawet ze względu na to, że chce dalej rozwijać cywilną i wojskową energetykę jądrową – pisze Patrycja Rapacka, redaktor BiznesAlert.pl.

Incydenty, tym razem nie w elektrowniach

Niespełna dwa miesiące temu 14 członków załogi rosyjskiego okrętu atomowego zginęło w pożarze. Była to według oficjalnych źródeł jednostka badawcza, nieoficjalnie AS-12 Łoszarik – tajemniczy okręt podwodny Rosji. Informacja o wypadku pojawiła się dzień później w lakonicznym komunikacie ministerstwa obrony. Jednak środowisko międzynarodowe bardziej poruszył późniejszy incydent. 8 sierpnia doszło do wybuchu na rosyjskim poligonie doświadczalnym w obwodzie archangielskim. Rosjanie testowali pocisk z napędem jądrowym, prawdopodobnie broń hipersoniczną, o rozwoju której wielokrotnie mówił i zapowiadał sam Władimir Putin. Z niewiadomych przyczyn doszło do wybuchu, na skutek którego zginęło pięć pracowników rosyjskiego giganta jądrowego, Rosatomu. Trzy osoby ciężko ranne miały trafić do szpitala, o czym poinformował Rosatom w komunikacie z 10 sierpnia, dwa dni po katastrofie. W efekcie wybuchu na około 30 minut miał wzrosnąć poziom promieniowania w miejscowości Siewierodwińsk, co potwierdziła też polska Państwowa Agencja Atomistyki w komunikacie. Natomiast „następnego dnia poziom promieniowania jonizującego na terenie rosyjskich miast, gdzie odnotowano wzrosty, wrócił  do normy”. The Guardian poinformował, że władze Siewierodwińska usunęły ze swojej strony oświadczenie potwierdzające wzrost poziomu promieniowania, mówiąc, że ministerstwo obrony Rosji zarządzało odpowiedzią na incydent. Rosja zamknęła także na miesiąc zatokę na Morzu Białym dla ruchu cywilnego, wywołując spekulacje, że albo woda została skażona, albo rozpoczęto operację poszukiwawczą. Kilka dni temu norweska agencja badań geologicznych Norsar poinformowała, że miało jednak dojść do dwóch eksplozji: pierwsza o godzinie 9:00 czasu lokalnego, drugi incydent miał się wydarzyć około dwie godziny później. Agencja odczytała sygnały, które zarejestrowała w Bardufoss. Norweska agencja nie odnotowała wzrostu poziomu radioaktywności, jednak podkreśla, że rosyjskie stacje z Dubna i Kirow zgłaszają problemy z komunikacją i nie są w stanie dostarczyć danych. Dziwny przypadek, że akurat w trakcie dochodzenia i wielu wątpliwości stacje mają problemy techniczne. To jedna z niewielu kwestii, która pozostaje niejasna po stronie rosyjskiej.

„Problemy komunikacyjne” stacji badawczych

W 1996 roku został Traktat o całkowitym zakazie prób nad bronią jądrową (CTBT) został podpisany przez 183 państwa. Dotąd ratyfikowało go 166 z nich. Należy podkreślić, że sam traktat nie jest wiążący prawnie, gdyż nie ratyfikowała go odpowiednia ilość krajów. W jego ramach funkcjonuje sieć stacji, które kontrolują przestrzeganie dokumentu. Wśród nich są stacje Duban i Kirow, które – jak już wiemy – mają problemy komunikacyjne oprócz jeszcze dwóch obiektów tego typu. Rosja ogólnie obsługuje siedem takich jednostek.  Już w tym momencie Rosja powinna być zdyskredytowana jako sygnatariusz tego traktatu. Problemy techniczne zbiegają się dziwny trafem z wypadkiem na poligonie. Co Rosja chce ukryć? Nie jest dziwne, że po wypadku może dojść  do skażenia radioaktywnego. Środowisko międzynarodowe doceniłoby fakt, że Rosja próbuje działać przejrzyście z troską o środowisko. Po kilku dniach Lassina Zerebo, sekretarz wykonawczy CTBO, poinformował na Twitterze, że stacje Pieluduj i Bilibino wróciły do pracy. Zastępca rosyjskiego ministra spraw zagranicznych Siergieja Ryabkowa w komentarzu dla agencji Interfax wskazał, że przekazywanie danych przez Rosję ze stacji radiacyjnej o incydencie z 8 sierpnia nie wchodziły w zakres kompetencji CTBTO. To tylko podsyciło podejrzenia analityków, że Rosja manipulowała danymi i celowo zataiła informacje o wypadku.

https://twitter.com/SinaZerbo/status/1163778342119772161

Lekarze nie wiedzieli, kogo leczą

Tydzień po wypadku The Moscow Times doniósł, że lekarze przyjmujący poszkodowanych po wypadku na poligonie nie wiedzieli, że pacjenci byli ofiarami wypadku jądrowego. Według ustaleń gazety FSB wymusiło na lekarzach i pracownikach podpisanie klauzuli o zachowaniu poufności w związku z przyjęciem pacjentów. Pięciu pracowników szpitala objętych procedurą miało się wściec po zorientowaniu się w sytuacji. Przyjęli oni o popołudniu nagich rannych owiniętych w plastikowe torby. Otrzymali tylko informację, że zostali poszkodowani w wyniku eksplozji na poligonie wojskowym. Nikt z urzędników ani wojskowych nie poczuł się w obowiązku poinformować o napromieniowaniu, co pokazuje, że władze rosyjskie skuteczniej bronią się przed wyciekiem informacji, niż walczą o bezpieczeństwo ludzi ratujących poszkodowanych. Reakcja władz rosyjskich na wypadek przypomina tę po katastrofie w Czarnobylu.

Brakuje edukacji i dyskusji o zagrożeniach

Bezpieczeństwo radiacyjne leży na barkach odpowiednich organów państwowych, jednak skutki potencjalnej awarii instalacji jądrowych – elektrowni czy tych stosowanych w sektorze zbrojeniowym – może odczuć cała społeczność międzynarodowa. Potrzebna jest silniejsza współpraca Rosji z Europą, która mogłaby ułatwić zachodnim krajom szybką reakcję na potencjalnej zdarzenia radiacyjne.  Społeczeństwo zachodnie także nie jest wystarczająco wyedukowane na temat reakcji na informacje o zdarzeniach radiacyjnych. Państwowa Agencja Atomistyki podkreślała w komunikacie po incydencie na rosyjskich poligonie, że „wszelkie doniesienia dotyczące rzekomej dystrybucji tabletek ze stabilnym jodem na terenie Polski są nieprawdziwe, nie zalecamy przyjmowania preparatów ze stabilnym jodem na własną rękę. W przypadku wystąpienia konieczności przeprowadzenia takiej akcji, ludność zostałaby poinformowana o tym fakcie przez władze lokalne oraz otrzymała instrukcje dotyczące zasad dystrybucji tabletek ze stabilnym jodem”.

W mediach gości dezinformacja, obywatele często nie wiedzą, czy faktycznie powinni zaopatrywać się w jod. Warto zaglądać na stronę PAA. Ze względu na fakt, że poza granicami Polski działa wiele instalacji jądrowych, warto pomyśleć o przeszkoleniu społeczeństwa. Natomiast warto mieć nadzieję, że ostatnie incydenty zmuszą władze Federacji Rosyjskiej do debaty na temat wzmocnienia bezpieczeństwa radiacyjnego.

Najnowsze artykuły