Umowa zawarta między OPEC i Rosją o ograniczeniu podaży i rosnące światowe zapotrzebowanie na naftę spowodowało, że cena ropy Brent skoczyła z zeszłorocznego poziomu 56 dolarów do ponad 82 dolarów za baryłkę.
Czerwcowa decyzja OPEC o zwiększeniu wydobycia o 1 mln baryłek dziennie, miała pomóc zatrzymać wzrost cen ropy w USA podczas wakacji. Spowodowała również, że rosyjska produkcja ropy osiągnęła w lipcu poziom 11.215 mln baryłek dziennie, zbliżając się do rekordowego postsowieckiego wydobycia zarejestrowanego w październiku 2016 roku. Jednak niedawna decyzja OPEC o odrzuceniu żądania prezydenta Trumpa, dotyczącego dalszego zwiększania produkcji spowodowała, że ceny ropy skoczyły do góry.
Spadek produkcji ropy w Nigerii i Angoli, zapaść gospodarcza w Wenezueli, chwilowy powrót ISIS do Libii grożący powtórką zeszłorocznych wielkich awarii oraz amerykańskie sankcje ekonomiczne wobec Iranu, które wejdą w życie 5 listopada i zdaniem FT „zdejmą” ze światowego rynku nawet 1,2 mln baryłek ropy dziennie, wywołały niewielką panikę na rynku związaną z potencjalnym zagrożeniem światowych dostaw nafty i brakiem możliwości zaspokojenia popytu w nadchodzących miesiącach. Dlatego międzynarodowi traderzy zdecydowali się rozpocząć przygotowania do sezonu zimowego wcześniej niż zwykle.
Mieszanka tych czynników, czyli potencjalne kłopoty z zapewnieniem stałych dostaw ropy wraz z niewykorzystanymi mocami produkcyjnymi OPEC, mogą doprowadzić do tego, że do Bożego Narodzenia baryłka ropy może kosztować nawet 100 dolarów. Zdaniem Jamesa Eddy’ego, dyrektora generalnego McKinsey Energy Insights – „okres, w którym będzie utrzymywała się wysoka cena może trwać do sześciu miesięcy lub do momentu, gdy członkowie OPEC posiadający wolne moce wydobywcze; Arabia Saudyjska, Zjednoczone Emiraty Arabskie i Kuwejt wkroczą i zrekompensują utratę produkcji, albo wysokie ceny będą dalej stymulować wzrost produkcji z łupków w USA”.
Amerykańscy producenci, operujący w regionie basenu permskiego w Teksasie i w Nowym Meksyku, przyciągnięci cenami znacznie powyżej kosztów wydobycia ropy łupkowej wynoszącej średnio 23 dolary za baryłkę – mogliby zareagować zwiększoną produkcją. Niestety, jest to niemożliwe ze względu na ograniczone możliwości odbioru wyprodukowanego surowca z tego jednego z najbardziej produktywnych regionów. Do niedawna całkowity wolumen wydobywanej ropy wynosił 3,3 mln baryłek, a z pomocą istniejącej infrastruktury można było przesłać tylko 3,6 mln baryłek. Równie mało prawdopodobne jest, aby Rosja mogła szybciej zwiększyć produkcję. Zupełnie inny problem stanowi fakt, czy Moskwa jest bardziej zainteresowana obniżeniem cen poprzez zwiększenie produkcji, czy woli zarobić więcej przy niższym poziomie produkcji. Na razie UE chce osłabić skuteczność sankcji Waszyngtonu wobec Teheranu proponując, aby Rosja i Chiny dołączyły do niej przy omijaniu amerykańskiego embargo dotyczące eksportu irańskiego ropy.
Wszyscy spodziewają się, że przez mocnego dolara i gwałtowny wzrost cen ropy, popyt na rynkach wschodzących gwałtownie spadnie. Największy wpływ na ceny nafty może mieć jednak obecne spowolnienie chińskiej gospodarki. Jeśli dołączymy do tego perspektywę amerykańsko-chińskiej wojny handlowej wywołanej przez politykę „America First” i wynikające z niej amerykańskie protekcjonistyczne cła na chińskie towary, to mamy wstęp do globalnego spowolnienia gospodarczego, który może gwałtownie obniżyć popyt na ropę naftową. Dopiero wtedy może nastąpić zrównoważenie podaży i popytu oraz presja na spadek cen ropy.
Według części ekspertów branżowych, jedyną przyczyną utrzymywania się przez dłuższy czas cen ropy na poziomie 100 i więcej dolarów mógłby być poważny konflikt geopolityczny, taki jak wojna między Izraelem a Iranem lub załamanie się koreańskich negocjacji w sprawie rozbrojenia jądrowego.
Oilprice.com/Bloomberg/Roma Bojanowicz