Wycofanie się Rosnieftu z Wenezueli może być prostą kalkulacją: koncern musi zmniejszyć ryzyka i przygotować się na cięższe czasy – pisze Bartosz Bieliszczuk z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych.
Rosyjski koncern państwowy Rosnieft odgrywa od lat kluczową rolę w relacjach rosyjsko-wenezuelskich. Udziela on wsparcia dla Wenezueli w formie pożyczek, inwestycji etc., które opiewają na kilka miliardów dolarów; wg Reutersa, kwota ta wyniosła ok. 9 mld dol. od 2010 roku. Rosnieft angażował się m.in. w produkcję ropy: w 2018 r. projekty, w które był zaangażowany odpowiadały za ponad 10 procent wydobycia w Wenezueli. Wsparcie to jest tym ważniejsze ze względu na trwający w Wenezueli kryzys, nałożone na ten kraj sankcje oraz spadek wydobycia ropy do poziomu najniższego od lat.
Zaangażowanie Rosnieftu jest elementem polityki Kremla, dla którego Wenezuela jest ważnym partnerem w regionie. Rosyjski skarb państwa posiada pakiet kontrolny w spółce, która cieszy się przywilejami, np. posiadając (wraz z Gazpromem) de facto wyłączność na wydobycie z podmorskich złóż Arktyki i otrzymując znaczące wsparcie (np. zwolnienia z podatków). Na tym jednak nie koniec: na czele Rosnieftu stoi Igor Sieczin, długoletni współpracownik Putina, jedna z najbardziej wpływowych osób w rosyjskich elitach. Jeśli zebrać wszystkie te czynniki, otrzymujemy obraz koncernu, który jest czymś więcej niż tylko „narodowym czempionem naftowym” – jest także istotnym narzędziem politycznym.
Wsparcie dla Wenezueli nie ograniczało się bowiem do inwestycji w krajową branżę naftową. Po wprowadzeniu przez USA sankcji, wymierzonych w eksport wenezuelskiej ropy (z którego dochody są kluczowe dla przetrwania reżimu), Rosnieft ruszył z pomocą. Jego zarejestrowane w Szwajcarii spółki zajęły się sprzedażą i dostawami wenezuelskiej ropy odbiorcom w Indiach i Chinach.
W odpowiedzi, w lutym i marcu USA objęły sankcjami dwie spółki zaangażowane w ten proceder: Rosneft Trading SA oraz TNK Trading International SA (obie zarejestrowane w Szwajcarii). Formalnie nie objęły one samego Rosnieftu, jednak okazały się dotkliwe dla koncernu: w rezultacie, jeden z chińskich odbiorców, Sinochem, zrezygnował z uwzględnienia ropy od Rosnieftu w przetargu na dostawy dla swoich rafinerii. W zeszłym tygodniu Rosnieft opublikował oświadczenie o zakończeniu działalności w Wenezueli. Warto przyjrzeć mu się bliżej.
Według oświadczenia, Rosnieft wycofuje się ze wszystkich aktywności w Wenezueli, wymieniając m.in. te z udziałem spółki PetroMonagas, zaangażowanej w wenezuelskie joint ventures. W oświadczeniu jest mowa także o zakończeniu działalności „tradingowej”. Zdaje się to sugerować koniec wsparcia, które oferowały dotąd Rosneft Trading oraz TNK Trading International, choć tutaj akurat nie wymieniono żadnych nazw spółek. Interesujące jest dalsze zaangażowanie Rosjan w Wenezueli. W oświadczeniu Rosnieft poinformował o przekazaniu udziałów w swoich projektach niewymienionej z nazwy spółce, której jedynym właścicielem jest państwo rosyjskie. Płynie stąd jasny komunikat: Rosja nie zostawia Wenezueli, Rosnieft – raczej tak. Powyższe oświadczenie prasowe warto uzupełnić także wypowiedzią rzecznika koncernu. Odpowiadając na pytanie dziennikarzy, zasugerował on, że Rosnieft oczekuje teraz zdjęcia sankcji amerykańskich.
Posunięcie Rosnieftu może w tym przypadku być prostą kalkulacją: koncern musi zmniejszyć ryzyka i przygotować się na cięższe czasy. Wspomniane sankcje mogły utrudnić Rosnieftowi obrót ropą, o czym świadczy przykład Sinochem. Wyjście z Wenezueli pozwoli także zmniejszyć zaangażowanie w ryzykowne projekty (takimi są te, w ogarniętej kryzysem Wenezueli), tym bardziej, że producentów ropy czeka trudny rok. W związku z pandemią i recesją ceny surowca spadły. Jak by tego było mało, na początku marca, po fiasku szczytu OPEC+, Rosja i Arabia Saudyjską zapoczątkowały walkę o udziały w rynku ropy. Królestwo oferuje obecnie dostawy po cenach najniższych od lat, co będzie stanowić wyzwanie dla Rosjan. Na walkę o rynki musi więc nastawić się sam Rosnieft, dla którego realizacja politycznych celów Rosji w Wenezueli (prawdopodobnie) schodzi na dalszy plan.