KOMENTARZ
Marcin Rosołowski
Dyrektor w agencji AM Art-Media
Zasada pacta sunt servanda jest nie tylko fundamentem demokratycznego i wolnorynkowego porządku, ale również (a raczej przede wszystkim) koronną zasadą przyzwoitości. Przedsiębiorca – i ten mały, i ten wielki – powinien mieć pewność, że z dnia na dzień specjalny dekret bądź ustawa nie pozbawi ich uczciwie nabytych praw. Wbrew pozorom nie chodzi mi tutaj o to, co dzieje się wokół OFE, ale o to, co nie dzieje się wokół polskich autostrad.
Wtorkowa „Gazeta Wyborcza” przyniosła polemikę Wojciecha Orlińskiego z artykułem Krzysztofa Króla, który wzywa, by „uwolnić autostrady”. Właściwsze byłoby chyba wezwanie do „uwolnienia kierowców”, którzy tkwią w kolejkach na manualnych punktach poborów opłat. Polemika ta przypomina jako żywo materiały z „Dziennika Telewizyjnego” końca lat osiemdziesiątych. Problem jest – tak, jak najbardziej – trzeba coś z tym zrobić – a jakże – ale nie da się. Nie da się, bo przecież są umowy z koncesjonariuszami autostrad, a przecież wywłaszczać AWSA i inne spółki mógłby jedynie krwawy PiS.
Takie myślenie jest bardzo charakterystyczne dla wielu decydentów. Kiedy przygotowywano system poboru opłat od samochodów ciężarowych, eksperci z analitykami Instytutu Jagiellońskiego na czele wskazywali na konieczność likwidacji „eksterytorialnych autostrad”. Odpowiedź zawsze była ta sama: nie da się, są wszak umowy. To przekonanie o tym, że „nie da się” było i jest na tyle silne, że nie podejmowano nawet prób negocjacji z koncesjonariuszami. A przecież można wyliczyć, czy nie warto wydać teraz iluś milionów, by w kolejnych latach więcej milionów zaoszczędzić.
Obawiam się, że argumenty redaktora Orlińskiego z rozkoszą podchwycą decydenci. I wszystko będzie tak, jak w starym żydowskim dowcipie o Jojne, który narzekał, że Pan Bóg nie dał mu ani razu wygrać na loterii. „Jojne, ty mi daj szansę, ty kup los!” – odrzekł na to Pan Bóg. Urzędnicy wolą na wszelki wypadek losu nie kupować.